Sobierajski: Gdy kolega z zespołu jest na fali, garaż robi się za mały

Moto
Sobierajski: Gdy kolega z zespołu jest na fali, garaż robi się za mały
Entuzjazm i ciepłe na pozór stosunki pomiędzy Rosbergiem i Hamiltonem idą w zapomnienie /fot. PAP/EPA

Kolejny wyścig Formuły 1 za nami i kolejny raz przekonaliśmy się, jaką potęgą są w tym roku bolidy Mercedesa. Trzecie z rzędu zwycięstwo Lewisa Hamiltona i trzecie z kolei drugie miejsce Nico Rosberga. Po Grand Prix Chin należy sobie powiedzieć, że widok Srebrnych Strzał na pierwszych dwóch pozycjach to już norma.

Do niej, przynajmniej na razie, trzeba się przyzwyczaić. Jednakże mimo dominacji jednego zespołu, bynajmniej nie nazwałbym obecnego sezon nudnym. Zresztą trudne i nieroztropne byłoby stawianie ocen, na samym początku tegorocznej walki o tytuł najlepszego kierowcy królowej sportów motorowych. Choć Hamilton niezagrożony wygrał Grand Prix Chin, to wciąż liderem klasyfikacji generalnej jest Nico Rosberg. Niemiec miał mnóstwo pecha podczas weekendu w Szanghaju. Problemy i błędy podczas kwalifikacji przeniosły się też na wyścig. Już na starcie Rosberg stracił parę pozycji i miał mnóstwo szczęścia, że po kolizji z Valtterim Bottasem nie zakończył swojego udziału w zawodach po kilkuset metrach. Na domiar złego zawiodła telemetria. Cały wyścig musiał podawać informacje o stanie swojego bolidu bezradnym inżynierom. Pomimo trudności dojechał do mety i w maksymalny możliwy sposób zniwelował przewagę punktową, jaką zwycięstwem wyrobił sobie Hamilton.

Ci dwaj toczyć będą walkę o tytuł

Jak widać było gołym okiem, podczas dekoracji na podium, entuzjazm i ciepłe na pozór stosunki pomiędzy Rosbergiem i Hamiltonem idą w zapomnienie. To jest jednak naturalny proces. Wszystko przecież wskazuje na to, że ci dwaj zawodnicy toczyć będą walkę o tytuł. Presja będzie rosła, a wraz z nią wyzwanie przed kierowcami i szefami zespołu, by rywalizacja nie nabrała patologicznego obrotu.

Temat rywalizacji kolegów zespołowych jest nieodłącznym elementem w Formule 1 i prawdopodobnie jednym z najbardziej intrygujących. Nie tylko dla kibiców, ale także dla psychologów czy nawet socjologów. Okazuje się, że całe społeczności potrafią znienawidzić oponenta swojego idola. Coś o tym powiedzieć może Lewis Hamilton, który w Hiszpanii jeszcze niedawno był wrogiem numer jeden. A wszystko dlatego, że zalazł za skórę Fernando Alonso. Albo jeszcze bardziej jaskrawy przykład, zapytajcie Brazylijczyków co myślą o rywalu Ayrtona Senny sprzed lat - Alainie Proście.

Czy pojedynek Rosberga z Hamiltonem podzieli Niemcy i Wielką Brytanię? Oby nie. Na nieco innej płaszczyźnie, ale równie intrygująco toczą się ludzkie losy w zespole Red Bulla. Otóż w Chinach po raz drugi z rzędu Sebastian Vettel został poproszony o przepuszczenie kolegi z zespołu Daniela Ricciardo. Czterokrotny mistrz świata jest obecnie wolniejszy od debiutanta w ekipie i to jest fakt. Mało kto się tego spodziewał. Naturalnie taki obrót sprawy elektryzuje dziennikarzy, kibiców i ekspertów, a teorii tłumaczących obecną sytuację jest wiele.

Przyjaciele z boiska do badmintona

Źródła w ekipie Red Bulla twierdzą, że Vettel nie radzi sobie dobrze z tegorocznymi oponami. Nie „czyta” dobrze ich zachowania i dlatego nie potrafi odpowiednio zarządzać ich trwałością. Inni są zdania, że Seb wciąż nie potrafi się dostosować do nowych realiów Formuły 1, słabszej aerodynamiki i bardziej nerwowych w zachowaniu bolidów. Jeszcze inni mają już mniej lub bardziej racjonalne teorie na temat obecnego stanu ducha czy umiejętności Vettela.

Tak czy inaczej mistrz świata ma problem i musi poradzić sobie ze swoimi kłopotami. Dziennikarze z pewnością nie ułatwiają sprawy doszukując się w każdej wypowiedzi Ricciardo czy Vettela ewentualnego zarzewia konfliktu, ale taki jest urok tego sportu. Tymczasem wraz z zawirowaniami personalnymi w Red Bullu, gdzieś rozproszyła się uwaga na temat relacji w zespole Ferrari.  

I pomyśleć, że przed sezonem większość kibiców zastanawiała się, jak wyglądać będzie współpraca pomiędzy kierowcami ekipy z Maranello Fernando Alonso i Kimim Raikkonenem. Tymczasem póki co Alonso robi to co zawsze, wyciska ze swojego bolidu ile się da. W Chinach zdołał nawet znaleźć się na podium. Z kolei Raikkonen jest w kropce. Jeśli chce wrócić do gry musi zabrać się do głębokiej analizy i szukać poprawy osiągów.

Na razie Vettel i Raikkonen, dwaj przyjaciele z boiska do badmintona będą mogli odreagować, jeśli znajdą chwilę na wspólny mecz. Przed nami długie tygodnie czekania na pierwszy w tym roku wyścig w Europie. 9 maja rozpoczną się treningi przed Grand Prix Hiszpanii, wtedy dowiemy się, kto z tej przerwy najlepiej skorzystał.
Krystian Sobierajski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze