Krzewina: Wiedziałem, że dogonię Francuza

Ostatnią zmianę sztafety 4x400 rozpoczynał na czwartej pozycji ze stratą kilku metrów do Francuza. Tuż przed metą wprowadził biało-czerwonych na podium, pierwsze podium dużej imprezy od 2006 roku. – Od początku wiedziałem, że go dogonię. Nie zwątpiłem nawet na ułamek sekundy – mówi w wywiadzie dla Polsatsport.pl brązowy medalista mistrzostw Europy Jakub Krzewina.
Aleksandra Szutenberg: Na początek wielkie gratulacje. Ostatni raz rozmawialiśmy tuż po finale halowych mistrzostw świata. Wtedy było czwarte miejsce i lekki niedosyt. Teraz jest brązowy medal i…?
Jakub Krzewina: Tam był niedosyt, ale tutaj już jest wszystko super. Jesteśmy szczęśliwi. Super wynik, trzecie miejsce. Oczywiście na pewno mogło być lepiej, ale jest super. Jesteśmy z siebie zadowoleni.
Wynik, który osiągnęliście jest najlepszym polskim wynikiem od 13 lat. Jak go można określić? Czy to już jest wynik kosmiczny?
Świat poszedł bardzo do przodu. Poziom jest naprawdę bardzo wysoki. W Zurychu cztery pierwsze miejsca to były wyniki poniżej trzech minut. Taki poziom jest przeważnie tylko na igrzyskach, więc jest to naprawdę wynik bardzo dobry i dodatkowo dobry prognostyk przed igrzyskami w Rio i przyszłorocznymi mistrzostwami świata w Pekinie.
No właśnie finałowy bieg był bardzo szybki. Czy spodziewaliście się, że taki będzie i czuliście, że jesteście w stanie te trzy minuty złamać?
Wiedzieliśmy, że możemy pobiec w granicach trzech minut. Ale, żeby je złamać… Trener chyba po cichu na to liczył, ale cały czas nas uspokajał. My też w to po cichu wierzyliśmy, ale tak jak mówię, poziom był bardzo wysoki. Taki wynik przeważnie dawał złoto, srebro, a tu cztery sztafety i jedna z takim czasem bez medalu. Oczywiście jesteśmy zadowoleni, ale co; wynik mega i będzie jeszcze lepiej.
Kolega z trzeciej zmiany (red. Łukasz Krawczuk) mówił, że w tym biegu nie wszystko poszło idealnie i że gdyby przed mistrzostwami ktoś Wam dawał brąz, to nie wzięlibyście go w ciemno. Jak to z Twojej perspektywy wygląda?
Na Łukasza zmianie, tej trzeciej, były jakieś problemy przy przekazaniu pałeczki. Ja tego dokładnie jeszcze nie widziałem. Nawet w telewizji nie oglądałem jeszcze biegu, ale trener analizował i mówił, że jeszcze z pół sekundy można było spokojnie z tego wyniku urwać i wtedy byśmy walczyli z Rosja o srebrny medal na pewno.
44,2 sekundy – taki czas zmierzono Tobie. Jak ten wynik można porównać do czasu osiąganego w biegu indywidualnym, kiedy startuje się z bloków startowych?
Raczej ciężko jest je porównać, bo to jest lotna zmiana, walka, biegasz nie po torze tylko z rywalami blisko siebie, więc jest to trudne do stwierdzenia i porównania, ale jest to na pewno wartościowy wynik.
Artur Kuciapski, po swoim finale na 800m (zdobył srebro po fantastycznym finiszu z przedostatniego miejsca - red.) pytany o to, skąd na ostatnich metrach dostał takiego powera, powiedział, że trzeba zapytać jego cioci, która w jego intencji wybrała się na pielgrzymkę do Częstochowy. Czy o Twojego powera na finiszu sztafety też trzeba zapytać jego cioci, czy wiesz skąd wzięły się te moce?
No nie, mój power to wyszedł z ciężkich treningów. Ale też przez cały bieg, ani przez ułamek sekundy nie zwątpiłem, że dogonię tego zawodnika, tylko czekałem na odpowiedni moment. Udało się na końcówce i jest super.
Strata, którą miałeś po trzeciej zmianie była jednak spora…
Tam było parę metrów, ale tak jak mówię, nie widziałem jeszcze tego biegu, więc nie jestem w stanie dokładnie określić tego z perspektywy widowni. Było parę metrów, ale od początku wiedziałem, że muszę biec spokojnie. Nie chciałem za bardzo szaleć, żeby na końcu mieć jeszcze siły i tak spokojnie, spokojnie, taktycznie, typowo pod medal, żeby tylko dowieźć to trzecie miejsce.
Co sobie człowiek myśli w taki momencie? Goni tego, który jest przed nim, myśli zaraz cię dorwę, czy raczej chłodne podejście taktyczne?
Podczas tego biegu, chyba najwięcej w życiu myślałem. Naprawdę cały czas coś tam mi siedziało w głowie. Ale miałem tylko jeden cel, tego zawodnika z Francji. Widziałem jego plecy. Pierwsze dwieście metrów ruszył bardzo mocno. Dałem mu się wyszaleć, ale wiedziałem, że na końcówce nie ma szans.
To co to konkretnie za myśli siedziały w tej głowie?
Oczywiście te typowo z bieganiem związane… (śmiech) Ale cały czas tak sobie myślałem: teraz, czy nie teraz, dogonić go, czy jeszcze czekać i tak mi zleciało do końca biegu
Udało się go wyprzedzić tuż przed metą. Tam decydowały milimetry…
Dokładnie 0,04 sekundy, co tu dużo mówić, medal to medal.
Wyliczone idealnie…
Dokładnie, wyliczone wszystko co do cala.
Indywidualnie czwarte miejsce to też znakomity wynik. Jak Ty to oceniasz?
Dla mnie cały ten sezon to jest taka magia. Poprawiłem swój rekord życiowy o ponad 1,5 sekundy. Mam teraz trzeci wynik w historii polskiej lekkoatletyki na 400 metrów 45,11s. Wiadomo myślałem po cichu o medalu, ale z czwartego miejsca też jestem zadowolony. Zabrakło mi przede wszystkim trochę szczęścia. Wylosowałem pierwszy tor, a na nim wiadomo po wyjścia z bloków na pierwszym łuku trzeba trochę przemielić nogami, bo łuk niestety ostry. Zacząłem bardzo mocno, poniosło mnie i niestety trochę przesadziłem. Do 350 metra było bardzo dobrze, ale potem niestety pokarało mnie za ten mocny początek.
Finał sztafety to był Twój czwarty bieg na tych mistrzostwach. Nogi nie bolały? Bo wydaje się, że to był Twój najlepszy bieg…
Wydaje mi się, że najlepszy. Muszę za to podziękować moim fizjoterapeutom, Maciejowi Biegańskiemu przede wszystkim. Czynił cuda, codziennie na mnie chuchał, dmuchał, żeby tylko wszystko było dobrze, żebym na każdy bieg był zregenerowany jak najlepiej. Dla mnie też niespodzianką było to, jak mój organizm zareaguje na te cztery mocne biegi, bo nigdy tyle na jednych zawodach nie biegałem, ale o dziwo z każdym biegiem biegało mi się coraz lepiej i w finale sztafety było najlepiej.
Jakie masz cele i plany te najbliższe i te trochę dalsze?
Pozostaje mi jeszcze miesiąc treningów ponieważ dostałem się do reprezentacji Europy do sztafety 4x400 metrów na Puchar Interkontynentalny, który odbędzie się w Maroko 13 września.
Kto tam jeszcze będzie?
Każdy kontynent wystawia swoja reprezentację. Z Polaków będzie bodajże jeszcze Adam Kszczot, a także inni kolejni złoci i srebrni medaliści.
Zacne grono…
Zgadza się. Ponoć to bardzo fajna impreza, więc mam nadzieję, że zaprezentuję się tam z dobrej strony.
A te trochę dalsze plany sportowe?
To już plan taki długofalowy – za rok mistrzostwa świata w Pekinie, za dwa lata igrzyska. Trenujemy tylko i wyłącznie z myślą o tych imprezach.
Komentarze