Burzliwy żywot Baska z San Mames

Piłka nożna
Burzliwy żywot Baska z San Mames
fot. PAP/EPA

Każda reprezentacja powinna wyglądać jak Athletic Bilbao. Ich wizja to wzór. Najważniejsze wcale nie są korzenie, czy kraj urodzenia – liczy się baskijska tożsamość.

Każda reprezentacja powinna wyglądać jak Athletic Bilbao. Ich wizja to wzór. Najważniejsze wcale nie są korzenie, czy kraj urodzenia – liczy się baskijska tożsamość. W myśl tej zasady z kadry Polski odpadają Ludovic Obraniak i Eugen Polanski. Odpada prawie cała reprezentacja Algierii. Bo przecież dekad potrzeba, żeby poczuć się Baskiem/Polakiem/Algierczykiem. Nie wystarczy paszport, nie mówiąc już o języku. To wstyd dla reprezentacji, że przypisaną im wizję futbolu z sukcesami realizuje klub, gdy one nawet się do niej nie poczuwają.

 

Z Bilbao zupełnie bez żalu odprawiono Diego Forlana (dziadek Bask) i Gonzalo Higuaina (ojciec Bask), bo żaden z nich tak naprawdę Baskiem nie był. Z radością jednak powitano czarnoskórego Jonasa Ramalho (matka Baskijka, ojciec Angolczyk) i reprezentanta Wenezueli Fernando Amorebietę (rodzice Baskowie) – obaj wychowani nad Zatoką Biskajską.

 

Jeśli odjąć 7 milionów Basków żyjących na emigracji – którzy zwykle się nimi nie poczuwają – zostają nam niespełna 3 miliony po hiszpańskiej i francuskiej stronie Pirenejów. To z nich czerpie Athletic. Ten sam klub, który nigdy nie spadł z Primera Division, który zdobył osiem mistrzostw Hiszpanii, który dwa razy był finalistą europejskich pucharów i który dzisiaj po 16 latach wraca do Ligi Mistrzów. Jego pozycja jest tak samo niezwykła jak sami Baskowie.

 

Właściwie nikt nie wie skąd się wzięli. Reszta Europy przyszła z Azji, Baskowie byli zawsze. Nie złamało ich nawet Cesarstwo Rzymskie – jako jedyni w tej części kontynentu przetrwali romanizację. To poniekąd tłumaczy dzisiejszą pozycję klubu – mimo że liczebnie nie mają szans, są gotowi umrzeć za barwy. I jakimś cudem zawsze wygrywają. Ponadto co drugi Bask ma krew grupy 0 (ewenement na skalę światową), a jedna z tez zakłada istnienie dodatkowej kości z tyłu czaszki.

 

Jeśli dodać do tego język niepodobny do żadnego europejskiego, w którym niektóre wyrazy są całkowicie nieprzetłumaczalne (nie mylić z angielskimi idiomami – je da się jakoś przetłumaczyć), a badacze porównują go do sumeryjskiego, to przypuszczenia, że są potomkami uciekinierów z mitycznej Atlantydy, nie wydają się już tak absurdalne. To chyba najbardziej tajemniczy naród świata.

 

Waleczność. Nieodłączna cecha każdego Baska. Jej uosobieniem w świecie futbolu jest legendarny Telmo Zarra. Rekordzista pod każdym względem: 356 bramek w 354 meczach – najlepszy strzelec w historii Athletiku; 251 bramek w 271 meczach – snajper wszech czasów Primera Division (Messi ma 245 bramek, a Baskowie grają dziś w Barcelonie!); sześciokrotny król strzelców La Liga oraz strzelec 38 goli w sezonie 1950/51 – rekord pobity dopiero po 60 latach przez Cristiano Ronaldo.

 

Do Bilbao trafił dzięki siedmiu bramkom w sparingu, w trakcie kariery ujrzał tylko jedną czerwoną kartkę, niesłuszną zresztą, a jego sekret tkwił ponoć w o numer za małych butach. Kiedyś nazwany „drugą głową Europy, zaraz po Churchillu”, ze względu na znakomitą grę w powietrzu. Możliwe, że to najlepszy hiszpański snajper w historii. A więc ani Real, ani Barcelona, tylko znów Athletic Bilbao.

 

Inną cenioną przez Basków cechą jest pokora. Piłkarze nie są gwiazdami – są raczej synami narodu. Choć zarabiają nie mniej niż w Barcelonie czy Realu, nie jeżdżą Ferrari, nie boją się wyjść na ulicę, a na ich treningi wstęp ma praktycznie każdy. Są po prostu na wyciągnięcie ręki. Jednak ma to i swoje złe strony. Legendą obrósł już przypadek Bixente Lizarazu, francuskiego Baska, który po prawie dekadzie w Bordeaux, trafił do Athletiku.

 

Piłkarzem szybko zainteresowała się ETA. Chciała pieniędzy, w myśl zasady – albo płacisz i jesteś z nami, albo jesteś naszym wrogiem. Lizarazu nie zapłacił – wkrótce zaczęły się włamania. Terroryści rytualnie demolowali mu dom. Skończyło się na 16 meczach i pospiesznym pakowaniu manatek.

 

Poza Francuzem nie narzekał jednak nikt. Miłość do Athletiku łączy cały Kraj Basków – wraz z San Sebastian i Pampeluną. Klub podtrzymuje przekonanie o wyjątkowości i płynącej z niej sile, co może trąci delikatnie sarmatyzmem, ale... Przecież nie sposób tego podważyć. W Bilbao wybierają z puli niewiele większej niż cała ludność Warszawy.

 

I o ile w futbolu reprezentacyjnym nie jest to nic nadzwyczajnego (6. w rankingu UEFA Urugwaj – 3 mln mieszkańców, 15. Kostaryka – 4 mln, 46. Islandia – 0,3 mln, 49. Czarnogóra – 0,6 mln, 61. Polska – 38 mln...), o tyle inne kluby mają do dyspozycji cały świat! A to i tak Athletic jest faworytem swojej grupy w Lidze Mistrzów... Czy Iker Muniain znów pociągnie Basków na szczyty europejskiego futbolu? Jedno jest pewne – przy jego kolegach słowa „zostawić serce na boisku” nabierają zupełnie nowego znaczenia.

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze