E-Legia na śmierć Gwardii
Gwardia umiera od lat. Agonię klubu, który w znaczący sposób przyczynił się do rozwoju polskiej piłki, oglądamy dziś na boiskach warszawskiej A-klasy. Spadkobiercy wielkich sportowych tradycji pozbawieni wsparcia, wyrzuceni ze stadionu walczą o przetrwanie.
7 listopada 1973: II runda Pucharu UEFA. Gwardia - trzecia drużyna polskiej ekstraklasy, gra z Feyenoordem Rotterdam. Holendrzy - jeden z najlepszych wówczas klubów świata - wygrają tę edycję, ale mecze z ekipą ze stolicy Polski to dla nich wyjątkowo ciężka przeprawa. W Rotterdamie na oczach 30 tysięcy kibiców, po golu Ryszarda Szymczaka gwardziści prowadzili do 60. minuty, przegrali jednak 1:3. W rewanżu gonili wynik, po karnym Szymczaka wygrali 1:0. Mimo okazji nie udało się zdobyć bramki na wagę awansu, ale samo zwycięstwo imponowało. Barwy Feyenoordu reprezentowało przecież kilku późniejszych wicemistrzów świata, jak Wim Jansen czy Willem van Hanegem, a Gwardia jako pierwszy polski klub (i jedyny do połowy lat 80-tych) wygrała w pucharach z drużyną z Holandii. Wielkie mecze, wybitni piłkarze, ważne rozgrywki, ogromne emocje...
21 marca 2015: Mecz 14. z 11. drużyną grupy "Warszawa III" rozgrywek A-klasy. Boisko przy Szkole Podstawowej w Jaktorowie, kilkudziesięciu kibiców na jedynej trybunie. Miejscowy Tur podejmuje warszawską Gwardię. Goście rozpoczęli mecz w dziesiątkę, bo tylko tylu zawodników byli w stanie wystawić. Rezerwowych oczywiście brak. Nie udało się w porę zgłosić odpowiedniej liczby graczy do rozgrywek. Z dawnej świetności pozostała tylko nazwa i ambicja, która pozwala długo toczyć wyrównany bój z gospodarzami.
Rundę wiosenną sezonu 2014/15 Gwardia rozpoczęła meczem z Turem w Jaktorowie. Drużyna ze stolicy zagrała w dziesiątkę... / fot. R. Murawski
Pierwszy gol stracony tuż przed przerwą - z karnego. W drugiej części zabrakło już sił, choć gwardziści zdołali zdobyć honorową bramkę. Przegrali 1:5 i marnym pocieszeniem mógł być fakt, że trzy gole strzelił im doświadczony Tomasz Feliksiak - były partner Roberta Lewandowskiego w ataku Znicza Pruszków. Gwardia umiera od lat, a ten mecz był kolejnym tego przykładem. Nikt nie chce, bądź nie potrafi pomóc temu niezwykle zasłużonemu klubowi.
Wzloty i upadek Harpagonów
Gwardia nazywana była przed laty trzecią siłą stolicy. Sportowo prześcignęła dołowaną finansowo Polonię, nigdy jednak nie miała tylu kibiców, co klub z Konwiktorskiej. Zdarzało się nawet – i to aż sześciokrotnie, że gwardziści kończyli rozgrywki ekstraklasy wyprzedzając w tabeli Legię.
Klub powstał w 1948 roku na bazie KS Grochów; piłka nożna była tylko jedną z kilku sekcji. Gwardię swym patronatem objęła milicja, co w tamtym czasie pomagało, ale również zaważyło na jej przyszłym wizerunku. Drużyna ze stolicy szybko awansowała do krajowej czołówki. Już w 1953 roku znalazła się w gronie najlepszych, a znakiem czasów był fakt, że Harpagony uzyskały awans w momencie, gdy na lata elitę opuszczała Polonia. Przesadą byłoby jednak twierdzić, że cały okres PRL był dla Gwardii czasem prosperity. Znakomite lata pięćdziesiąte dały Puchar Polski (1954) oraz wicemistrzostwo (1957) i trzecie miejsce w lidze (1959). W 1957 klub był zresztą o krok od tytułu, a o stracie mistrzostwa na rzecz Górnika Zabrze zadecydowała porażka 0:1 na własnym boisku ze zdegradowanym już Lechem Poznań. Tacy gracze jak Krzysztof Baszkiewicz, czy Stanisław Hachorek byli wówczas etatowymi reprezentantami Polski.
Gwardia jako pierwsza reprezentowała Polskę w europejskich pucharach. Wystąpiła w Pucharze Mistrzów edycji 1955/56, choć nigdy nie była mistrzem Polski. Zawiły regulamin wymyślony przez działaczy PZPN premiował Harpagony kosztem mistrzów sezonu '54 - Polonii Bytom. Ekipa ze stolicy została zgłoszona do UEFA i znalazła się wśród szesnastu drużyn-pionierów europejskich rozgrywek klubowych. W 1957 roku Gwardia po raz kolejny okazała się pionierem: jej towarzyska konfrontacja z Polonią była pierwszym meczem transmitowanym przez polską telewizję, a spotkanie z Górnikiem Radlin pierwszym meczem ligowym, który widzowie nad Wisłą mogli zobaczyć na ekranach telewizorów.
W 1960 roku klub spadł do II ligi i przez całą niemal dekadę błąkał się między pierwszym i drugim frontem. Lepsze czasy nadeszły dopiero pod koniec lat sześćdziesiątych. Zaowocowały one trzecim miejscem w ekstraklasie (1973), finałem Pucharu Polski (1974) oraz kolejnymi startami w europejskich pucharach. Gwardia wyeliminowała Vojvodinę Nowy Sad, Ferencváros Budapeszt (w Pucharze UEFA) oraz FC Bologna (w PZP).Gwardziści znów brylowali w reprezentacji: Jerzy Kraska i Ryszard Szymczak znaleźli się w kadrze, która zdobyła złoty medal igrzysk w Monachium, a Władysław Żmuda był objawieniem niezwykle udanych dla Polski MŚ 1974. W 1975 roku ekipa z Racławickiej po raz kolejny wyleciała z ekstraklasy.
Gwardia w latach świetności. Ta drużyna wyelimonowała zdobywcę Pucharu Włoch - FC Bologna. / fot. Panorama
Ostatni udany okres to początek lat 80-tych. Gwardia znów znalazła się w gronie najlepszych, a stołecznym kibicom zaimponowała gra tercetu napastników: Dariusz Dziekanowski - Marek Banaszkiewicz - Krzysztof Baran.
Za moich czasów (1979-83) Gwardia była może za słaba na ekstraklasę, ale za silna na II ligę. Tamten klub to idealny wybór dla zawodników, którzy startowali do poważnej piłki. Wychował przecież wielu reprezentantów Polski
- wspomina ten okres Dariusz Dziekanowski, który z Gwardii trafił do drużyny narodowej, był nawet bliski wyjazdu na mistrzostwa świata do Hiszpanii.
Stan wojenny z pewnością nie przysporzył milicyjnemu klubowi sympatyków. W 1983 roku Gwardia spadła z ekstraklasy i nigdy już do niej nie wróciła. Jeszcze w 1985 roku było blisko: awans przegrany o dwa punkty z Zagłębiem Lubin. Selekcjoner Wojciech Łazarek powoływał do kadry grających w barwach klubu z Racławickiej Macieja Szczęsnego oraz Romana Koseckiego. Później była już tylko równia pochyła. W 1992 roku Gwardia po raz ostatni grała w drugiej lidze, w 2005 pożegnała się z trzecią. Trzy ostatnie sezony to gra w A-klasie i walka o życie...
Klub bez adresu
Gwardia nigdy nie mogła znaleźć miejsca w sercach stołecznych kibiców, długo nie mogła również znaleźć miejsca na mapie Warszawy. Gwardziści tułali się latami, szukając własnego stadionu. Spotkania ekstraklasy w roli gospodarza rozgrywali na boiskach Syreny, Skry, Marymontu, Legii oraz na Stadionie Dziesięciolecia. Dopiero w 1967 roku otrzymali obiekt przy ulicy Racławickiej, który służył im przez dekady. Kameralny stadion nie posiadał oświetlenia; mecze w europejskich pucharach Gwardia rozgrywała przy Łazienkowskiej.
Ostatnie lata to ciąg dalszy tułaczki piłkarzy Gwardii... Zacisze, Bródno, Zielonka, Piaseczno – na przestrzeni ostatnich dwóch sezonów, właśnie w tak egzotycznych dla siebie miejscach drużyna rozgrywała mecze domowe. Stadion przy Racławickiej nie należy już bowiem do klubu – od 2007 roku zarządza nim Komenda Główna Policji.
Stadion Gwardii w 2008 roku. / fot. R. Murawski
I choć KGP jeszcze przez jakiś czas zezwalała Harpagonom na regularne rozgrywki, priorytet był zupełnie inny. Kasa. Wiadomo, mecze okręgówki czy A-klasy nie generują zysków. Jest to bardziej działalność charytatywna. Historia i tradycja schodzą na dalszy plan. Liczy się marka. A tych na dawnym stadionie Gwardii przewinęło się sporo, w latach 2008 – 2009 występowali tam m.in. Andrea Bocelli, Carlos Santana czy Iron Maiden. I to był właśnie priorytet.
KGP straciła cierpliwość do – z ekonomicznego punktu widzenia – nic nie wartego klubu, właśnie we wspomnianym 2009 roku. Nałożyła wtedy nań horrendalną kwotę 3,2 miliona złotych za roczne użytkowanie obiektów... 3,2 mln dla upadającego klubu, dla klubu bez sponsora, klubu, który należałoby raczej reanimować, a nie wbijać nóż w plecy. Dla Gwardii oznaczało to po prostu pożegnanie z obiektem.
A skoro klub niewypłacalny, to po co nam ten stadion? – myśleli pewnie ludzie z KGP. Wkrótce pojawiły się pierwsze pogłoski o zamknięciu obiektu. Krążyło kilka wersji. Jedna z nich dotyczyła sprzedaży terenów. Inna, bardziej prawdopodobna, mówiła o nowoczesnym biurowcu, otoczonym równie nowoczesnym zapleczem sportowym dla funkcjonariuszy. Także sport tak totalnie nie zniknąłby z Racławickiej. Ale czy o taki sport nam chodzi?
Na pewno nie kibicom Gwardii Warszawa. 11 kwietnia 2011 roku, fani Harpagonów – w liczbie ponad tysiąca – przeszli ulicami Mokotowa, swój protest kierując w stronę Komendy Głównej Policji. Gwardziści stworzyli petycję. I choć zebrali kilka tysięcy podpisów, nic one w rezultacie nie dały – w 2012 roku nadzór budowlany zamknął klubowe obiekty, ze względu na ich fatalny stan techniczny. Zakaz miał obowiązywać do czasu usunięcia zaniedbań. Ostatnia szansa: od stycznia do 31 grudnia 2012 roku. Oczywiście niewykorzystana.
Warszawa to nie Londyn
Sezon 2013/14 (A-klasa), klub inaugurował 24 sierpnia w podwarszawskiej Zielonce. 29 sierpnia PINB (Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego) podtrzymał swoją decyzję – stadion będzie zamknięty do czasu jego odnowienia. Niestety, Gwardia nie ma na to pieniędzy, a KGP w ogóle się do tego nie pali. Ponoć nawet, gdyby klub znalazł jakiegoś bogatego sponsora, który pokryłby koszty remontu, KGP i tak stanie Harpagonom na drodze – jest jej to po prostu na rękę.
Zdewastowany obiekt Gwardii - 2012 rok. / fot. R. Hurkowski
Tak się mówi w kuluarach, ale kolejny przykład, tym razem z marca 2015 roku, zdaje się to tylko potwierdzać. Komenda zamknęła właśnie ostatni obiekt Gwardii – pawilon judo. Tereny przy Racławickiej 132 zarastają. Zajrzeliśmy pod ten adres – ochroniarz odradził nam wchodzenie na teren dawnego boiska. Już zresztą kilka lat temu stadion miał niewiele wspólnego ze sportem. Można było spotkać bezdomnych, lub pijaczków walczących z butelką alpagi. Po piłkarzach walczących na boisku pozostały jedynie wspomnienia. Czy władze miasta chcą wyciągnąć pomocną dłoń i pomóc podupadającym klubom? Czy taki klub jak Gwardia jest Warszawie w ogóle potrzebny?
Jeszcze przed śmiercią Jana Wernera, starałem się trochę pomóc wskrzesić tę Gwardię, ale Janek sam stwierdził, że sytuacja jest przerażająca. Że te małe, dzielnicowe kluby, które w dawnych czasach były niezbędne, żeby tworzyć wielką Legię, dziś nie są już nikomu do niczego potrzebne. Myślę tu przede wszystkim o Gwardii, ale też np. o Hutniku Warszawa, o GKP Targówek, o Dębie Jelonki, o Sarmacie Warszawa...
– mówi były selekcjoner reprezentacji Polski Andrzej Strejlau, który w latach 60-tych wystąpił w ekstraklasie w barwach prowadzonej przez Kazimierza Górskiego Gwardii.
Podobne zdanie ma Dariusz Dziekanowski:
Jest mi podwójnie przykro. Zawsze marzyłem o tym, żeby grać w Legii. Ale do takich planów trzeba podchodzić krok po kroku. Pograć najpierw w klubie, gdzie nie ma tak wielkiej presji, a poziom wcale tak drastycznie nie odstaje. Wtedy była Gwardia, dziś nie ma w Warszawie niczego poza Legią. Przy Racławickiej świetnie współpracowali z młodzieżą, a wiadomo że obiekty przy Łazienkowskiej nie pomieszczą wszystkich chętnych do gry na wysokim poziomie...
W stolicy liczy się już wyłącznie Legia. Dwumilionowe miasto stać na zaledwie jeden klub w trzech najwyższych klasach rozgrywkowych! Tak źle nie było jeszcze nigdy w historii, a statystyk nie ratują nawet podwarszawskie: Dolcan Ząbki (I liga), Znicz Pruszków i Legionovia Legionowo (II liga). Do Londynu (sześć klubów w Premier League) daleko… Bywały sezony, gdy na dwóch pierwszych frontach grało pięć drużyn z samej Warszawy, ale to zamierzchła przeszłość. Polonia jest na dłużej ugotowana w niższych ligach, a Gwardia marzy o okręgówce…
Szczyt marzeń: okręgówka
Harpagony jeszcze walczą. Firmę w barwach której przed laty grało wielu znakomitych piłkarzy, dziś tworzy grupa amatorów-hobbystów, rekrutowanych przez internet. Po pierwszym meczu rundy wiosennej nie możemy im odmówić woli walki, ale czy to wystarczy? W tej rundzie gwardziści mają grać na boisku przy ulicy Okopowej.
Ławka rezerwowych warszawskiej Gwardii podczas meczu w Jaktorowie... / fot. R. Murawski
- Gdybyśmy uzyskali odpowiednie wsparcie ze strony władz, moglibyśmy w przyszłości powalczyć o ligę okręgową. O wyższych klasach nie ma dziś nawet co marzyć – powiedział po spotkaniu z Turem opiekun Gwardii Cezary Gołębiewski. I po chwili dodał, wracając do meczu: Gdybyśmy grali w pełnym składzie, moglibyśmy powalczyć nawet o wygraną…
Tym razem nie udało się wygrać, porażka 1:5 boli, ale przed Gwardią jeszcze niejeden mecz. W tym ten najważniejszy. O przetrwanie...
Przejdź na Polsatsport.pl