Równi, równiejsi i Alonso

Powroty kierowców, którzy z różnych względów nie wystartowali w otwierającym sezon wyścigu oraz awantura o wyrównanie szans. W takich okoliczności odbywa się druga w tym roku Grand Prix Formuły 1. Malezja to koszmar dla kierowców, zmora dla inżynierów i miód na serce dla kibiców.
To niewątpliwie najgorętsza wiadomość ostatnich dni: Fernando Alonso jest już zdrowy i wystartuje w Malezji. Wypadek jakiemu Hiszpan uległ podczas przedsezonowych testów obrósł tyloma mitami, że dałoby się z tego zrobić mrożący krew w żyłach dreszczowiec. Z braku rzetelnych informacji, zwolennicy czarnego humoru żartowali nawet, że Alonso widząc eksplozję formy Ferrari (skąd odszedł do ciągnącego się w ogonie McLarena)stracił chęć do jazdy.
Prawda okazała się jednak mniej spiskowa. Fernando nie został porażony prądem, nie stracił przytomności za kierownicą, nie obudził się sądząc, że jest nastolatkiem i nie rozmawiał z lekarzami po włosku „bo przecież jest kierowcą Ferrari”. Hiszpanowi po prostu zablokowała się kierownica, przez co uderzył w mur okalający tor i doznał potężnego wstrząsu mózgu. W czwartek przeszedł jednak niezbędne testy sprawnościowe i otrzymał zielone światło do ścigania. I gdyby nie to, że McLaren wciąż nie wie, jak doszło do usterki układu kierowniczego, to sprawa byłaby już całkiem zamknięta.
W pełni zdrowia jest też Valtteri Bottas. Kierowca Williamsa w australijskim wyścigu nie wystartował z powodu urazu pleców, jakiego doznał podczas kwalifikacji. Od tego czasu Fin ciężko pracował z fizjoterapeutą i profilaktycznie zmienił ustawienie fotela oraz pedałów, aby uniknąć podobnych problemów w przyszłości.
Burza w szklance wody
Od zakończenia ubiegłego sezonu wiadomo było, że panowanie Mercedesa dopiero się zaczyna. Zimowe testy tylko potwierdziły kosmiczną przepaść dzielącą Srebrne Strzały od reszty stawki, ale dublet mistrzów świata na Antypodach przelał czarę goryczy. Sfrustrowany szef Red Bulla najpierw skrytykował duopol Mercedesa, ale gdy odbił się od ściany, to całą swoją furię wyładował na Renault, którego silniki napędzają austriackie bolidy.
Christian Horner nie przyjmuje argumentu, że podczas czteroletniej dominacji jego ekipy, widowiskowość sytuacja w F1 była taka, jak obecnie. A przecież można pójść krok dalej, bo kierowcy Red Bulla tylko w 2010 walczyli o tytuł mistrza świata jak równy z równym. Tymczasem Lewis Hamilton i Nico Rosberg w Mercedesie mają te same prawa i nawet jeśli w Malezji znowu podzielą między siebie dwa pierwsze miejsca, to przynajmniej na torze a nie w garażu.
A warunki do tego będą wyśmienite. Grand Prix Malezji słynie z morderczych upałów, koszmarnej wilgotności powietrza i ulewnych deszczy. Tutejsze wyścigi to koszmar dla kierowców, zmora dla inżynierów i miód na serce dla kibiców. Ci ostatni są jednak w tej komfortowej sytuacji, że wydarzenia na torze Sepang oglądać będą siedząc wygodnie przed telewizorami.
Transmisje z malezyjskich treningów, kwalifikacji oraz wyścigu Formuły 1 od piątku w Polsacie Sport.
Komentarze