Lorek z Australian Open: Mandarynkowe marzenie
Panie i panowie, którzy mogą poszczycić się naręczem siwych włosów na głowie, mają prawo wzruszyć się na dźwięk formacji Tangerine Dream. W Melbourne Park przebywa człowiek, który przechowuje w sercu mandarynkowe marzenie, chociaż nie dotyczy ono znakomitych niemieckich muzyków.
Chłodne podziemia Rod Laver Arena. Minęło już kilka chwil od uśmiechów Novaka Djokovicia po oficjalnym losowaniu drabinki i wyważonych komentarzy Paula Annacone. Malarze dopieszczali jeszcze budyneczek głównego sponsora tenisowego zamieszania – Kia, z którego frontowych drzwi wyziera przerażająco zamyślona twarz Rafy Nadala. Tenisiści umawiali się na treningi, rezerwowali sobie korty, a Frederico Marques toczył żywą dyskusję z Joao Sousą. Frederico, niegdyś rakieta nr 964 na swiecie, zawiesił tenisową karierę, bo nie chciał uśmiercić domowego budżetu. Rodzice widzieli w nim utalentowanego tenisistę, ale rzeczywistość okazała się okrutnie brutalna. Marques poświęcił się trenerce. Chleb to niewdzięczny, ale cóż innego było czynić? Człowiek z Lizbony, do bólu miłujący fado uwielbia również arcywygodną odzież KTM, austriackiego producenta motocykli. Ba, nie same szaty fascynują Frederico. Zapach spalin jest równie ekscytujący. A wyczyny polskiego mistrza świata w superenduro, Tadeusza Błażusiaka, przenoszą Marquesa w przestrzeń wypełnioną szaloną radością.
KTM-em do głównej drabinki
Joao Sousa jest pierwszym Portugalczykiem, który będzie rozstawiony w turnieju głównym Australian Open. Zwycięzca turniejów w Kuala Lumpur i Walencji ma znakomitego mentora, który nawet wtedy gdy schodzi do podziemi Melbourne Park, dzierży na głowie czapkę KTM. “Uwielbiam klimat, w którym skromny europejski producent daje prztyczka w nos wielkim japońskim koncernom. Niech się schowają eksperci od kwitnącej wiśni. KTM to mega odzież, nosi się rewelacyjnie, a motocykle do crossu są niesamowite. Cóż bym dał, żeby przejechać się na sprzęcie Taddy’ego Błażusiaka… KTM bardzo pomaga logistycznie w planowaniu tras Joao. Ktoś powie: co ma piernik do wiatraka? Ma i to wiele. Gdyby nie pomoc Austriaków, byłoby diabelnie krucho” – mówi Frederico, który wyróżnia się na tle białawych murów Rod Laver Arena. Wprost ocieka mandarynkowym odcieniem…
Śledzi pilnie postępy sześciokrotnego mistrza świata w superenduro. Oglądał dwie pierwsze rundy FIM Superenduro World Championship w Łodzi i Riesa. Wie, że góral z Nowego Targu mieszkający w Andorze jest geniuszem w swoim fachu. “Taddy to Federer superenduro. Jak wyjaśnić fakt, że po półrocznym rozbracie z motocyklem na skutek wirusa Eppstein-Barr, gość wraca na tor i plasuje się na trzecim miejscu w mistrzostwach świata? Niezwykły talent i nadzwyczajna motywacja do odnoszenia sukcesów. Joao to pracus, wszystko co wywalczy na korcie zawdzięcza katorżniczej harówce, a Taddy, choć domyślam się, że wylewa tony potu, ma w sobie nieziemski dar lekkości. Uwielbiam oglądać go w akcji. Nie dziwi mnie, że jest fabrycznym jeźdźcem KTM. To człowiek, który powinien być wzorem dla młodych Polaków marzących o międzynarodowym sukcesie” – podkreśla Frederico.
Marques czuje wspólnotę szat i jest przekonany, że z Taddym łączy go powinowactwo dusz. Wzruszył się oglądając zdjęcia Błażusiaka z łódzkiego paddocku. Niesamowite, że Portugalczyk trenujący tenisistę wie kim jest król superenduro, kojarzy kto zacz Mika Ahola, a przechodzień napotkany na warszawskiej ulicy, miałby kłopoty z przypisaniem Błażusiaka do konkretnej dyscypliny sportu… Wot, żizn – rzekłby Marat Safin, triumfator Australian Open z 2005 roku…
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze