Bez medali, bez nadziei – polskie panczeny nad przepaścią
Na dwa lata przed igrzyskami w PjongCzang trzeba bić na alarm. Łyżwiarstwo szybkie w Polsce może niedługo umrzeć! I to nie dlatego, że słabą formę prezentują zawodnicy – nie, oni nadal trenują tak samo, ale ich warunki przygotowań mogą za chwilę drastycznie się pogorszyć. A kilku następców medalistów z Soczi za moment będzie miało jeszcze gorzej.
Krótki rzut oka na wyniki z trzech ostatnich sezonów naszych panczenistów jest przygnębiający – z każdym sezonem jest coraz gorzej, naszym reprezentantom coraz trudniej utrzymać się w światowej czołówce, a zdrowia i sił mają coraz mniej. Któryś raz już podkreślam, że umowne „pokolenie Zbigniewa Bródki” powoli kończy karierę.
Byliśmy potęgą
W 2014 roku, kiedy Bródka zdobył historyczne złoto w Soczi, Polacy zajęli drugie miejsce w klasyfikacji medalowej igrzysk w łyżwiarstwie szybkim. Oprócz strażaka z Domaniewic na podium stały jeszcze dwie nasze drużyny – panie odebrały srebrne, a panowie brązowe krążki.
Oprócz nich w czołowej „10” zmieścili się Artur Waś na 500 metrów (był 9. i niewiele zabrakło mu wówczas do stypendialnej "ósemki"), a także Katarzyna Bachleda – Curuś, która ukończyła na 6. miejscu rywalizację na 1500 metrów (w czołówce była także na 3000 metrów, ale została zdyskwalifikowana za sporne przekroczenie linii oddzielającej tory). Łącznie więc nasi zajęli pięć razy miejsca w „10”. Byliśmy potęgą!
Zabrakło zwieńczenia
W zeszłym roku podczas mistrzostw świata w Heerenveen było podobnie, ale zabrakło już medali. Najlepiej z pań wypadła Luiza Złotkowska, która ukończyła na 9. miejscu rywalizację na 3000 i 1500 metrów. U panów Waś był czwarty na 500 metrów, a Bródka szósty na 1500. Tuż za nim byli pozostali dwaj nasi panowie z drużyny – Jan Szymański skończył na 8., a Konrad Niedźwiedzki na 10. miejscu.
Gdyby któraś z naszych drużyn dołożyła medal, mówilibyśmy o bardzo dobrym występie. Tymczasem 6. miejsce obu ekip pozostawiło niedosyt. Łącznie jednak Polacy uzbierali 9 miejsc w czołowej „10” na świecie. Tak dobrze pod względem występu całej reprezentacji jeszcze nie było. Znów byliśmy w czołówce, choć bez medali trochę spadliśmy w hierarchii.
Tylko cud uratuje
Ten rok tymczasem to już porażka – po trzech dniach mistrzostw świata w rosyjskiej Kołomnie Polacy tylko dwa razy uplasowali się w „10”, ale jedynie w drużynach, gdzie panowie zajęli ostatnie, ósme miejsce, a panie otarły się o podium i ostatecznie ukończyły na 5. lokacie.
Przed nami jeszcze ostatni dzień i o uratowanie honoru postarają się Waś na 500 metrów (startuje także Piotr Michalski) i Czerwonka na 1500, a o niespodziankę Złotkowska i Aleksandra Goss w biegu masowym. Ale nawet medal nie zmieni ogólnej oceny – zamiast być lepiej, jest coraz gorzej.
Wierzę, że na igrzyskach nasi reprezentanci znów powalczą przynajmniej o jeden medal, ale czas powiedzieć otwarcie – będzie to tylko kolejny cud znad Wisły! Bez toru, bez poważnych sponsorów związku, bez wsparcia ministerstwa (najbliższy sezon czołówka będzie miała obcięte stypendia) ciężko o walkę ze światową czołówką.
Lód topnieje
Od igrzysk w Soczi minęły już dwa lata. W tym czasie nie zrobiono nic, aby wreszcie wybudować kryty tor w Polsce. Były obietnice ministrów sportu, była promesa byłego premiera Donalda Tuska, medalistów podejmował z honorami prezydent kraju. W razie sukcesu chętnie przytuli się także obecna władza. Ale jak nie było toru w Warszawie, tak nadal Stegny nie są zadaszone (czy byłoby to Zakopane, czy Tomaszów Mazowiecki to już kwestia wtórna, chodzi o sam fakt zakrycia jednego z torów łyżwiarskich).
Przez dwa lata mając ósemkę medalistów olimpijskich Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego nie znalazł także poważnego partnera lub sponsora strategicznego, kogoś kto zwolniłby reprezentantów od szalonych podróży w ciasnych busach, trenowania na odkrytych obiektach przy minus 10-15 stopniach Celsjusza, albo lotów na ostatnią chwilę, bo nie dowieziono paszportów?!
Po sukcesach Otylii Jędrzejczak staraliśmy się o basen narodowy i poważny system szkolenia pływaków. Skończyło sie rozwiązaniem pośrednim, ale na szczęście gminy postawiły tysiące basenów służących sportowi masowemu. Dzięki temu teraz możemy liczyć na kilka talentów. Z łyżwiarstwem jest gorzej – pogoda nie pozwala na poważne szkolenie pod gołym niebem, a przecież szkółki w Tomaszowie Mazowieckim, Zakopanem, czy wokół Warszawy mogą wciąż mówić o setkach chętnych naśladowania Zbigniewa Bródki. Tyle że niedługo trzeba będzie ich odesłać na baseny i boiska, bo lód zacznie się topić, a pięniędzy na panczeny nadal nie będzie...
I tylko szkoda kolejnego genialnego pokolenia łyżwiarzy, które wciąż zaciekle stara się udowodnić, że Polak nawet na "wodzie" jest w stanie nauczyć się jeździć szybciej od Holendrów, Rosjan, Norwegów, Amerykanów, czy Kanadyjczyków!
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze