FC Nantes szuka wzmocnień w Polsce
Robert Gadocha, Roman Kosecki, Krzysztof Frankowski, Grzegorz Krychowiak. To wszystko Polacy, którzy nosili w przeszłości barwy FC Nantes. Wszystko wskazuje na to, że wkrótce będą kolejni…
FC Nantes szuka wzmocnień w Polsce. Niestety, nie chodzi o piłkarzy dojrzałych, ale o 15-latków z „Akademii 21” w Krakowie, którą prowadzą byli piłkarze Wisły – Tomasz Frankowski i Mirosław Szymkowiak. Jakiś czas temu udało się im skontaktować z prezesem FC Nantes Waldemarem Kitą.
- Dałem się przekonać i wysłałem do Krakowa trenera, który obserwował pracę akademii przez cały tydzień. Z raportu jaki mi przekazał wynika, że szkółka jest świetnie zorganizowana, a czterech jej zawodników spokojnie sprawdziłoby się w FC Nantes. Niewykluczone, że za kilka dni zjawią się u nas na szczegółowych testach i zostaną tu na dłużej – zdradził Polsatsport.pl Kita.
Co prawda, krakowscy zawodnicy to melodia dalekiej przyszłości, ale widać przynajmniej, że prezes Nantes – po nieudanych epizodach Pawła Garygi i Sebastiana Szałachowskiego – nie rezygnuje z Polaków. Na pewno nadal żałuje, że przed laty, mimo prób, nie udało mu się ściągnąć Roberta Lewandowskiego. Lech Poznań zażądał od Kity czterech milionów euro, ale jemu ta kwota wydawała się wtedy wygórowana. Jak się jednak okazało – Lewandowski już w 2008 roku był warty co najmniej dwa razy takich pieniędzy.
Tak czy inaczej, ciekawy temat na przyszłość. Obyśmy częściej do niego wracali, co by świadczyło, że młodzi polscy piłkarze bez problemu mogą konkurować ze swoimi francuskimi rówieśnikami.
Od tygodnia FC Nantes ma nowego trenera – Rene Girarda. Były szkoleniowiec Lille OSC zastąpił na stanowisku Michela Der Zakariana, który spędził u boku Waldemara Kity aż cztery lata, co – jak na realia Ligue 1 – jest niemałym wyczynem. Już w kilka dni po opuszczeniu Nantes objął natomiast spadające z ligi Stade de Reims.
Sam Kita wiąże z Girardem spore nadzieje, bo sezonu 2015/16 nie można uznać za udany. Choć zaczęło się całkiem nieźle i na półmetku rozgrywek Nantes włączyło się do walki o puchary, ostatecznie zajęło w Ligue 1 dalekie 14. miejsce. Niewypałem okazał się napastnik Kolbeinn Sigthorsson, za którego Kita zapłacił Ajaksowi Amsterdam trzy miliony euro. Islandczyk nie mógł się nad Loarą zaaklimatyzować.
Polskiego prezesa FC Nantes szczególnie zabolał przedostatni mecz z SM Caen, który jego podopieczni przegrali 1:2, a w którym zwycięstwo dawało „Kanarkom” dziewiątą pozycję w Ligue 1. W istocie oznaczało to cztery miliony euro dodatkowego zysku, bo tak wygląda różnica między miejscem 14. a dziewiątym, jeśli chodzi o pieniądze z praw telewizyjnych. Waldemar Kita jako biznesmen z krwi i kości długo nie mógł tego swoim zawodnikom wybaczyć.
Co pocieszające, na meczu z Caen stawiło się aż 31 tysięcy kibiców Nantes. Fani „Kanarków” zostali ponadto uznani za najlepszą publiczność w Ligue 1. Jeśli nie idzie na boisku, idzie przynajmniej na trybunach.
Niesamowite, jak ten czas szybko leci. Właśnie mija dziewięć lat odkąd Waldemar Kita objął stery jednego z najpopularniejszych klubów we Francji. Ostatnie dwa dowiodły, że sytuacja powoli się stabilizuje. Polak nie musi już dopłacać do interesu. A przy mądrych transferach w przyszłym sezonie spokojnie można powalczyć o pierwszą połówkę tabeli. FC Nantes wraca do czasów świetności.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze