Ostatni wywiad Andrzeja Niemczyka: Wszystkie były moimi córkami
Gdy wyrzucałem córkę z reprezentacji, przyszła do mnie cała zapłakana i powiedziała: "Ale tata, ja jestem przecież Twoją córką". Odpowiedziałem: "Wszystkie są moimi córkami. Wszystkie traktuję jednakowo. Pojadą jednak tylko najlepsze" - zdradził w ostatnim wywiadzie (26 maja) przed śmiercią (2 czerwca) legendarny trener siatkarski Andrzej Niemczyk.
Krzysztof Wanio: Jesteś z Łodzi. Jakie są Twoje pierwsze zwiazane z nią obrazy?
Andrzej Niemczyk: Łódź przede wszystkim nie była zbombardowana. Miasto należało do trzech nacji: żydowskiej, niemieckiej i polskiej. Została więc taka, jaka była przed wojną.
Trudno mi uwierzyć, że chłopak z Łodzi, bardzo piłkarskiego miasta, od razu wybrał siatkówkę.
Równocześnie zacząłem uprawiać piłkę nożną, koszykówkę, tenis stołowy i siatkówkę. Wtedy trenowało się tylko dwa razy w tygodniu. Mało czasu. Musiałem coś wybrać.
Kiedy w 1975 roku po raz pierwszy objąłeś reprezentację Polski, w jej składzie była Twoja ówczesna żona Barbara Hermel. To chyba spore wyzwanie trenować własną małżonkę?
Baśka była wtedy już po ciąży, a i tak plasowała się w czołówce polskich zawodniczek. Ale nie światowych. Miała czasem problem, by załapać się do dwunastki. Ja popełniłem taki błąd, że traktowałem ją dużo gorzej i ostrzej niż resztę zawodniczek. Dziewczyny miały do mnie pretensje, że jak to: "Dlaczego ją tak traktujesz?". Odpowiedziałem, że nie chcę, by pomyślały, że ma u mnie jakieś dodatkowe przywileje. No i summa summarum w 1975 roku Baśka skończyła karierę reprezentacyjną.
W 2003 roku po 26 latach przerwy znów objąłeś reprezentację Polski. Dorota Świeniewicz to już wtedy była gwiazda europejskiej siatkówki. O Gośce Glince się słyszało, ale określano ją jeszcze mianem "młoda z ogromnym potencjałem". No i troszkę wyróżniała się jeszcze Twoja córka Gośka Niemczyk. A reszta to młode zawodniczki z polskiej ligi. Jaki zespół zastałeś?
Zastałem młode niedoszkolone technicznie dziewczyny. Dobrałem zespół pod kątem tych z większym doświadczeniem, jak moja córka Małgorzata. Ale w większości to była młodzież - taka Anna Podolec miała wtedy 18 lat.
Jak je kupiłeś?
Z kobietami trzeba być niesamowicie dobrym i wrażliwym. Do tego trzeba być psychologiem. Złapać z nimi dobry kontakt. Z tymi młodymi dziewczynami musiałem cały czas "piłować" technikę. Miały problem z odbiciem na lewo czy na prawo. Powiedziałem im wtedy, że będziemy zasuwać aż do skutku, bo z taką ilością własnych błędów nie będą w stanie nic wygrać.
Kiedy wróciłeś do Polski, nikt Cię nie znał. Ludzie słyszeli, że trenowałeś kadrę w latach 70., że odnosiłeś sukcesy w Niemczech. Ale tak naprawdę byłeś zagadką. A tu nagle mija kilka miesięcy, zostajesz mistrzem Europy i stajesz się celebrytą.
Przez dwa lata po powrocie czułem się, jak obcokrajowiec we własnym kraju. Dopóki nie wróciły znajomości, dopóki nie nawiązałem nowych znajomości, naprawdę czułem się dziwnie. Jadąc do Niemiec wydawało mi się, że jadę do domu. Ale dzisiaj na szczęście to już do Niemiec jadę, jak za granicę. Tak powinno być. Najlepszym przykładem jest moja choroba - nie chciałbym umrzeć na niemieckiej ziemi.
Słynąłęś z kontrowersyjnych decyzji personalnych. Na mistrzostwa Europy w ostatniej chwili jedzie młodziutka Ania Podolec - nie jedzie uznana wieloletnia reprezentantka Joasia Szeszko. Chwilę później przed Pucharem Świata dziękujesz Dominice Leśniewicz, jedzie młodziutka wtedy Mariola Barbachowska. Te wybory przyszłość potwierdziła, no ale wtedy...
Nie zostawię lepszej dla gorszej. To jest pierwsza zasada. A Leśniewicz była minimalnie gorsza. Druga sprawa: dla mnie nie liczy się nazwisko, medale które zdobyłaś przed, tylko aktualna forma i to, co możesz wnieść do zespołu. Nie ma przebacz. Gdy wyrzucałem córkę z reprezentacji, przyszła do mnie cała zapłakana i powiedziała: "Ale tata, ja jestem przecież Twoją córką". Odpowiedziałem: "Wszystkie są moimi córkami. Wszystkie traktuję jednakowo. Pojadą jednak tylko najlepsze.".
Całą rozmowę z Andrzejem Niemczykiem obejrzysz w załączonym materiale wideo.