Łapin: Głowacki akceptował drugoplanową rolę. Teraz chętnie by do tego wrócił (WIDEO)
Krzysztof Głowacki (26-0, 16 KO) już 17 września na gali Polsat Boxing Night stoczy kolejny pojedynek w obronie pasa mistrzowskiego WBO w kategorii junior ciężkiej. Jaki był "Główka" przed zdobyciem tytułu? - Akceptował rolę drugoplanowego pięściarza. Myślę, że z tą skromnością chętnie wróciłby do tamtych czasów - opowiada o swoim podopiecznym szkoleniowiec Fiodor Łapin.
Maciej Turski: Jak wspomina Pan pierwsze treningi z Krzysztofem Głowackim i jak znalazł się na treningu pod Pana skrzydłami?
Fiodor Łapin: Bez przesady, pierwszych treningów oczywiście nie pamiętam. Pojawił się u nas na sali tak jak każdy inny pięściarz. Pierwszy powiedział mi o nim Andrzej Wasilewski. Wspomniał, że jest bojowy chłopak, ale ma problemy pozasportowe. Nie nazwał go chuliganem, ale powiedział, że trzeba na niego uważać. Wcześniej go nie widziałem w treningu. Na pierwszych zajęciach pokazał, że potrafi jednak braki techniczne nadrabiać charakterem i wolą walki.
Wiedział Pan od początku, że jest to pięściarz, który ma papiery mistrzowskie? Widział Pan w nim przyszłego mistrza świata?
Trochę lat w tym boksie już siedzę i wiem, że najczęściej najbardziej utalentowani zawodnicy gdzieś przepadają. Z czasem po prostu przestają pracować i liczą tylko na swój talent. Do pewnego momentu to wystarcza, ale później przychodzi spotkanie ze ścianą i tak się kończą ich przygody. Wiedziałem, że Krzysiek ma charakter, a to u mnie jest najważniejsze. Od początku wykazywał chęć do ciężkiej pracy, miał mocną psychikę i chciałem sprawdzić jego skalę talentu. Okazało się, że jest to talent na miarę mistrzostwa świata.
Czego było więcej - talentu czy jednak ciężkiej pracy?
Bez talentu nie można zostać mistrzem świata. Talent jednak bez ciężkiej, żmudnej i systematycznej pracy nie jest nic warty. Krzysiek poza salą niczym się nie wyróżniał, ale na sali stawał się kompletnie innym człowiekiem. Lubił przebywać na sali i przede wszystkim ciężko pracować.
Krzysiek nie wyróżniał się poza salą i był trochę człowiekiem drugiego planu. Widział Pan u niego złość, że nie jest numerem jeden w kategorii junior ciężkiej na sali?
Myślę, że z tą skromnością Krzysztof chętnie wróciłby do tamtych czasów. Dzisiaj już chyba zrozumiał, że bez mediów i wywiadów po prostu boks zawodowy nie istnieje. On akceptował swoją pozycję i znał swoje miejsce w szeregu. Wiedział, że nie może dyktować warunków na sali. Teraz to już jest lider i ma do tego prawy. Wtedy robił to, co do niego należał i to, czego od niego wymagałem.
Czy Krzysztof zmienił się jako człowiek po zdobyciu mistrzostwa świata?
Zdecydowanie jest bardziej obyty w mediach. Potrafi powiedzieć swoje zdanie na chłodno i niekoniecznie to, co się myśli w nerwach. Z upływem kolejnych lat staje się człowiekiem dojrzalszym.
Gdy dostaliście szansę walki o mistrzostwo świata z Marco Huckiem, Pan jako jeden z nielicznych od początku wierzył w jego zwycięstwo. Większość dziennikarzy, ekspertów skazywała go na porażkę. Było to zagranie nieco pod publiczkę, a może budował Pan wiarę w swoje umiejętności u Krzysztofa?
Zawsze odpowiadam za słowa, które wypowiadam. Nigdy nie powiem o kimś słabszym, że ma wysokie umiejętności. Po prostu tego nie lubię. Mieliśmy naprawdę ogromną wiedzę na temat Hucka i doskonale go znaliśmy. Kiedyś przecież nawet współpracowaliśmy z Sauerlandem i widzieliśmy wiele walk w jego wykonaniu. Cieszę się, że to jednak ja miałem rację i ostatecznie moje słowa się sprawdziły.
Przed którą walką była większa presja - przed pojedynkiem o pas z Marco Huckiem czy jednak przed pierwszą obroną tytułu ze Stevem Cunninghamem?
Mistrz nie powinien odczuwać presji i tym się stresować. Najlepsi pięściarze nie mają z tym problemu i Krzysztofa również to nakręca. Może popełnić błędy techniczne, może mieć słabszy dzień, może nie wypełniać planu taktycznego, ale głowę ma bardzo mocną i wolę zwycięstwa nieograniczoną. Krzysztof wchodzi do ringu dobrze się bawić i poczuć tę presję, a to jest doskonała cecha. Cecha mistrzów.
Trener lubi spędzać sporo czasu poza salą na analizowaniu rywali. Co może Pan powiedzieć o najbliższym rywalu, czyli Oleksandrze Usyku?
Usyk to znakomity zawodnik, który ma sporo pozostałości z boksu amatorskiego, a to czyni go pięściarzem niezwykle niebezpiecznym. Wielką niewiadomą pozostaje jego kondycja, bo nigdy nie walczył na dystansie dwunastorundowym. Żaden z wcześniejszych rywali tak naprawdę nie pozwolił mu rozwinąć skrzydeł i nie poznaliśmy jeszcze jego prawdziwej siły. Nikt nie zna jego realnej siły, a to czyni go zawodnikiem trudnym do rozczytania.
Czy Usyk zmienił się od momentu przejścia na zawodowstwo? Czy udało mu się już wykorzystać cały potencjał z boksu olimpijskiego?
Amatorsko rozwinął swój potencjał, a na zawodowstwie miał doskonale dobieranych przeciwników pod siebie. Usyk mierzył się z pięściarzami, z którymi doskonale mógł wykorzystać swoje umiejętności z naprawdę dużą rezerwą. Nigdy nie był zagrożony w pojedynkach i mógł się popisywać. Wiem, że z trenerem Bashirem ciężko pracują nad jego umiejętnościami, a jemu zależy nad ciągłym rozwojem. Efekty ich pracy poznamy 17 września.
Krzysztof z dużym spokojem wyczekuje na ten pojedynek. Trener również?
Nie nazwałbym tego spokojem, ale to jest po prostu moja praca. Mam pewne założenia i oczekiwania związane z tym pojedynkiem, pilnuję procesu treningowego, ale nie denerwuję się na zapas. Na pewno coś takiego pojawi się przed samym pojedynkiem, ale gdybym się wszystkim denerwował, to nie byłoby mnie w tym miejscu.
Wywiad z Fiodorem Łapinem w załączonym materiale wideo!