Prezes Lecha Poznań: ESA 37? Jesteśmy przeciw!
Prezes Lecha Poznań i wiceprzewodniczący rady nadzorczej Ekstraklasy, Karol Klimczak – pytany o system ESA 37 – mówi: „Lech jest przeciw”. Dodaje: „Dziwi mnie publiczna dyskusja i stanowisko zarządu Ekstraklasy. Decyzja należy do właścicieli Ekstraklasy, czyli klubów oraz PZPN-u. I tylko w tym gronie zostanie podjęta”.
Roman Kołtoń: Zarząd Ekstraklasy zaprezentował mediom rekomendację, jeśli chodzi o system rozgrywek w najbliższych latach. Jest jednoznaczna – kontynuacja ESA 37. Pan jako prezes Lech Poznań już kilka razy zabierał głos, mówiąc jednoznacznie, że jest przeciwny. Teraz przekonuje pana rekomendacja zarządu ESA?
Karol Klimczak: Po pierwsze to jestem zdziwiony publiczną dyskusją wokół tej kwestii i doniesieniami, że już zostały podjęte konkretne decyzje. Decyzje w tak istotnej sprawie jak system rozgrywek należą do właściciela Ekstraklasy S.A., czyli wszystkich szesnastu klubów oraz Polskiego Związku Piłki Nożnej. I tylko w takim gronie będą podejmowane. Rozstrzygnięcie kwestii czy ESA 37 będzie kontynuowana jest wciąż przed nami.
Przecież kluby poznały prezentację Ekstraklasy już w grudniu na spotkaniu w Gdańsku?
Owszem, poznaliśmy, ale nie było na ten temat dyskusji zamkniętej konkretnymi konkluzjami. Zapoznaliśmy się tylko z faktami, z którymi teraz zapoznani zostali dziennikarze. I tyle. Dlatego stanowisko zarządu Ekstraklasy traktujemy dokładnie tak jak powinno być ono traktowane – jako opinię, która może nam pomóc, ale nie musi w podjęciu ostatecznej decyzji co do formatu rozgrywek. A ona należy – powtórzę - do klubów i PZPN.
Zdaniem prezesa Dariusza Marca, a także Marcina Animuckiego i Marcina Stefańskiego te argumenty jednoznacznie wskazują, że system ESA 37 powinien być kontynuowany.
Jako przedstawiciel Lecha Poznań mam odmienne zdanie. Spójrzmy na to szerzej. Rozumiem oczywiście część argumentów prezesa Dariusza Marca, że produkt z blisko 300 meczami - z takim kontentem i ilością czasu reklamowego - łatwiej można sprzedać na trudnym rynku telewizyjnym. Jednak liczba meczów do pokazania w telewizji to tylko jeden z argumentów w dyskusji. Siłą ligi musi być przede wszystkim jej jakość. Lepsza piłka, na wyższym poziomie, z trzema-czterama klubami, które grają co roku w pucharach europejskich. Podkreślę grają, a nie odpadają w pierwszej rundzie kwalifikacyjnej. Zresztą dziś nie brakuje w naszych rozgrywkach - jako produkcie sformatowanym jako ESA 37 - rzeczy mocno dyskusyjnych. Choćby fakt, że liga w każdej kolejce jest grana za każdym razem przez cztery dni – od piątku do poniedziałku.
Tłumaczone to jest potrzebą partnera medialnego...
To temat do wspólnej dyskusji i dalszych ustaleń, jesteśmy przed nowymi negocjacjami w sprawie sprzedaży praw medialnych i trzeba się mocno nad tym zastanowić. Kolejka ligowa miałaby swój smaczek, gdyby kilka meczów zagranych zostało w jednym terminie weekendowym. Czasem można trafić na takie opinie, że na razie liga idzie na ilość, a nie jakość. W niektórych miastach - nawet pośród najbardziej aktywnych kibiców - panuje przesyt ligowego futbolu. W związku z tym trudniej też sprzedawać bilety na mecze...
Zarząd Ekstraklasy jednak chwali się wzrostem frekwencji...
Wzrosła liczba meczów, co przełożyło się na bezwzględną liczbę widzów. Do tego cały czas poprawiają się warunki w jakich kibic ogląda mecze - są nowe stadiony. Jednak w Lechu obserwuję, jaki problem jest teraz ze sprzedażą karnetów...
Przecież przez lata „Kolejorz” był liderem w tej kwestii...
I nadal jesteśmy w gronie liderów. Jednak sprzedaż karnetów to teraz bardzo złożony problem i dotyka również systemu rozgrywek ESA37. Dzisiaj trzeba przekonać kibica, że faza zasadnicza sezonu jest ważna, że nie liczy się tylko wiosna, w dodatku po podziale punktów. Nie jest to takie proste. Do tego wraz z nagłym wzrostem liczby meczów nie wzrosły dochody fanów. Każdy podejmuje decyzje o zakupie biletu czy karnetu w oparciu o to, ile ma pieniędzy w portfelu. Mecz piłkarski to forma spędzania wolnego czasu, a konkurencja jest ogromna - od kin poczynając, na galeriach handlowych kończąc. Kibic licząc się z funduszami, wszystko waży. Myśli sobie – pójdę na kilka meczów w każdej rundzie, a karnet kupię może dopiero na rundę finałową. Nie ma co ukrywać, że frekwencję budują „marki” - takie jak Lech, Wisła, Legia, czy Lechia. Wisła – nawet mając problemy w lidze – przyciąga na nasz stadion dużo więcej kibiców, niż kilka innych klubów. Bo to marka. Gdy Legia podejmuje Lecha, to również można liczyć na komplet, nawet jeśli jesteśmy dużo niżej w tabeli. Bo o frekwencji nie decyduje miejsce w tabeli przeciwnika, czy system rozgrywek, tylko właśnie siła marki. W Polsce nigdy nie będziemy budowali ligi na globalizacji.
Podoba mi się, że w końcu ktoś z klubów buduje taki przekaz!
Naszą siłę buduje tożsamość - to skąd jesteśmy i jak silne więzy mamy z miastem i regionem, tak jak „Kolejorz” z Poznaniem i Wielkopolską. W dalszej kolejności pojawiają się też regionalne antagonizmy. Lech jest wymiarem Wielkopolski. Legia – Mazowsza. Nic w tym złego, a napędza rywalizację. Gdy do meczów w Lotto Ekstraklasie dodamy jeszcze spotkania Pucharu Polski, czy w Lidze Europy, to terminów jest zatrzęsienie. I naprawdę kibice – i ja im się nie dziwię – zaczynają wybierać mecze, na które chodzą. Gdyby sezon był klasyczny – 16 zespołów w lidze, runda jesienna i wiosenna, dużo łatwiej byłoby przekonać fanów do kupowania karnetów, szczególnie, że za nimi idzie szereg różnych przywilejów, również ten umożliwiający nabywanie biletów po specjalnej, niższej cenie na spotkania w Europie… Tyle, że o tę Europę trzeba wywalczyć, a nie jest łatwo przy takich obciążeniach, jakie generuje ESA 37, a za chwilę będzie jeszcze trudniej.
Więcej na drugiej stronie.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze