Niedoszły reprezentant Polski marzy o współpracy z Nowakiem i grze w Lechii
Dekadę temu wróżono mu wielką karierę, ale doznał kontuzji, która sprawiła, że na kilka lat musiał przerwać karierę. Dziś stanowi o obliczu słynnego Cosmosu Nowy Jork. - Marzę, aby pokazać się w Polsce - powiedział 29-letni amerykański piłkarz Danny Szetela.
W lipcu 2007 roku reprezentacja Polski rywalizowała w Kanadzie w mistrzostwach świata drużyn do lat 20. Jednym z jej grupowych przeciwników była ekipa USA. Amerykanie wygrali z biało-czerwonymi, m.in. z Grzegorzem Krychowiakiem w składzie, aż 6:1. Dwa gole zdobył 20-letni wówczas Daniel "Danny" Szetela, urodzony w Passaic w stanie New Jersey syn polskich emigrantów. - To był dla mnie szczególny mecz, nie tylko ze względu na moje pochodzenie. Chciałem także coś udowodnić Pawłowi Janasowi, który - jako selekcjoner reprezentacji Polski - wcześniej mnie skreślił, a jego stwierdzenie, że "takich Szetelów jest w Polsce dwustu" bardzo mnie zmotywowało. Dlatego też eksplodowałem po strzeleniu pierwszego gola. Choć wcześniej nie planowałem niczego celebrować, ze względu na szacunek do ojczyzny moich rodziców - wspomniał Szetela, wtedy pomocnik kadry USA, która w tym samym turnieju wygrała także z Brazylią i Urugwajem, a odpadła dopiero w ćwierćfinale po porażce z Austrią.
Szetela strzelił w Kanadzie trzy gole i dobry występ zaowocował transferem do Europy. Zgłosił się po niego Racing Santander, choć równie dobrze mógł trafić do Romy czy Newcastle United. Było blisko, ale sprawę pokpił jego ówczesny agent. - Wiedziałem, że aby dalej się rozwijać muszę spróbować swoich sił poza Stanami Zjednoczonymi, bo tu osiągnąłem niemal wszystko. Skończyłem słynną szkółkę w Bradenton dla największych talentów w USA, grałem w reprezentacjach młodzieżowych i w wieku 17 lat zadebiutowałem w Major League Soccer. Zdecydowałem się na Racing, bo chciałem grać w Hiszpanii. Tam piłka to religia, wszyscy mają na jej punkcie bzika, a mi odpowiadał tamtejszy styl gry - opowiadał trzykrotny reprezentant "dorosłej" kadry USA.
W Hiszpanii grał i zaprzyjaźnił się z Euzebiuszem Smolarkiem. Niedługo potem wylądował na wypożyczeniu w Brescii, gdzie był już Bartosz Salamon. W obu klubach Polacy razem się trzymali i wspierali wzajemnie. - Szczególnie z Ebim dobrze się rozumiałem. Chodziliśmy na kolacje i spędzaliśmy ze sobą święta, na które przyjeżdżała zarówno moja mama, jak i jego ojciec Włodzimierz. Dobrze było mieć bratnią duszę i kogoś, z kim można było porozmawiać po polsku - przyznał Szetela, którego w Columbus prowadził inny Polak Robert Warzycha, a w kadrze olimpijskiej na igrzyskach w Pekinie Piotr Nowak.
W Brescii rozegrał pełny sezon, ale po jego zakończeniu wrócił do Racingu, który nie zdecydował się na przedłużenie z nim kontraktu. Po zaledwie dwóch latach spędzonych na Starym Kontynencie wrócił do USA, gdzie zgłosił się po niego czterokrotny mistrz MLS - DC United. Jednak na obozie przedsezonowym doznał kontuzji łękotki i konieczna była operacja. - Niestety, na jednej się nie skończyło. Pierwsza nie wyszła zupełnie, dlatego musiałem czekać na przeszczep. Ten z kolei się przyjął, ale dopiero za drugim podejściem. W sumie - wliczając żmudną rehabilitację - moja przerwa trwała 3,5 roku. To był dla mnie bardzo ciężki okres. Kiedy widziałem w telewizji moich kolegów biegających za piłką, z trudem powstrzymywałem łzy. Ale nie mogłem się poddać, bo futbol to całe moje życie. Wspierała mnie też najbliższa rodzina: mama, bracia i siostra - podkreślił Szetela, który stracił ojca kiedy był w szkółce w Bradenton.
Gdy okazało się, że znowu może grać na pełnych obrotach, związał się z FC Icon z New Jersey występującym w piątej lidze. W meczu Pucharu USA wypatrzyli go skauci powracającego na piłkarską mapę Cosmosu Nowy Jork. W 2013 roku zaproponowali mu kontrakt i od tego czasu jest jednym z podstawowych graczy drużyny, w której jeszcze do niedawna występowali Marcos Senna i Raul Gonzalez, a wcześniej m.in. Pele, Beckenbauer, Władysław Żmuda czy Stanisław Terlecki. - Będę zawsze wdzięczny Cosmosowi, że wyciągnął do mnie rękę. Nie przeszkadza mi, że to druga liga. Prócz Senny i Raula, grałem tu m.in. z Niko Krancjarem, a teraz w składzie jest były zawodnik Juventusu Amauri. W NASL w ciągu czterech lat trzy razy sięgnęliśmy po mistrzostwo. Każdego roku coraz dalej docieramy w Pucharze USA, gdzie mamy na rozkładzie kilka zespołów z MLS. Nie odcinam tu kuponów, tylko walczę i daję z siebie wszystko - powiedział Szetela, który słynie z twardej i nieustępliwej walki, m.in. w finale NASL w 2016 grał ze złamanym palcem u stopy.
Dotychczas rozegrał w Cosmosie 87 meczów, w których strzelił sześć bramek. Dzięki swojemu boiskowemu temperamentowi jest jednym z ulubieńców kibiców, dlatego rok temu klub uhonorował go... lalką trzęsigłówką, którą można było otrzymać przy wejściu na jedno ze spotkań. - To było bardzo miłe wyróżnienie, które tylko udowodniło, że dobrze trafiłem, bo to znany klub, do tego z historią i tradycjami. Jeśli utrzymam dobrą formę, może zgłosi się po mnie ktoś z Europy. Czy w rachubę wchodzi Polska? Powiem tak - chętnie zagrałbym raz jeszcze pod batutą Piotra Nowaka, prowadzącego obecnie Lechię Gdańsk. To było marzenie mojego ojca, więc jeśli pojawi się poważna oferta z ekstraklasy, to z pewnością ją rozważę - podsumował piłkarz, który w połowie czerwca skończy 30 lat.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze