"Kołecki będzie nowym Pudzianowskim"
Szymon Kołecki raz jeszcze pokazał, że mistrzem trzeba się urodzić. W starciu z Michałem Orkowskim wyszedł z wielkiej opresji i odniósł kolejne zwycięstwo przed czasem.
Kołeckiego nie trzeba przedstawiać. Mistrz i wicemistrz olimpijski, pięciokrotny złoty medalista mistrzostw Europy w podnoszeniu ciężarów. Były już prezes PZPC, ojciec czwórki dzieci, jeszcze do wczoraj rekordzista świata w podrzucie (232 kg) w kategorii do 94 kg. A na własne oczy widziałam jak podczas mistrzostw Polski w Ciechanowie siedemnaście lat temu podniósł więcej – 235 kg. Dwa kilogramy lepiej od aktualnego rekordu, który teraz należy do Irańczyka Sohraba Moradi i wynosi 233 kg.
O Kołeckim mówiono, że jest największym talentem w historii polskiej sztangi, niektórzy twierdzili nawet, że nie mniejszym niż zmarły niedawno Naim Suleymanoglu. Gdyby nie kontuzje, prawdopodobnie medali z najcenniejszego kruszcu miałby znacznie więcej. Po ciężkiej operacji kręgosłupa wrócił jednak na pomost i wygrał igrzyska w Pekinie (2008). Na pomoście był wtedy drugi, ale po dyskwalifikacji Kazacha Ilji Iljina odebrał po latach złoty medal. Kolejna kontuzja, kolana, przerwała na dobre jego niesamowitą karierę.
Ale jak pamiętam cały czas myślał, by kiedyś sprawdzić się w sportach walki. Konkretnie w klatce. No i dopiął swego. Na razie ma za sobą cztery walki, wszystkie wygrane w pierwszej rundzie. Tyle że w dwóch ostatnich pojedynkach miał problemy. Na gali w Wieliczce leżał po lewym sierpowym, lecz zdołał uniknąć najgorszego. Teraz w Legionowie rozprawił się z Michałem Orkowskim, choć gdy ten po prostym błędzie mistrza sztangi zapiął gilotynę wydawało się, że Kołecki już się z tego nie wyswobodzi.
Tyle że Orkowski trafił na wojownika wyjątkowego. Kołecki taki był na pomoście i taki jest teraz w klatce. Wielokrotnie w swojej bogatej, pełnej sukcesów karierze udowadniał, że mistrzem trzeba się urodzić. Miał głowę do wielkiego sportu i wygrywania, jak mało kto potrafił też wychodzić z opresji.
Ale MMA to dla niego wciąż coś nowego. Trenuje uparcie, robi postępy, lecz od najlepszych dzieli go dużo. Jak dużo, tego nie wiemy. Gdyby najsilniejsi mistrzowie MMA chcieli się z nim mierzyć na pomoście, nie wystarczyłyby im lata treningu. Nie mieliby szans. A on, jakie ma szanse, by na dobre zaistnieć w nowej dla siebie dyscyplinie?
36 letni Kołecki też nie wie na co go stać w klatce. Myślę, że jeśli nie będzie popełniał prostych błędów może być groźny dla wielu znacznie wyżej klasyfikowanych zawodników. Jest szybki, dynamiczny, bije mocno i jest bardzo silny, co chyba nie dziwi. A przy tym jest piekielnie uparty w dążeniu do celu..
Jedno jest pewne, Tomek Babiloński ma już lokomotywę, która pociągnie jego gale MMA. Ludzie będą chodzić na Kołeckiego, tak jak na Mariusza Pudzianowskiego.
Komentarze