Kolejny skandal wokół ME w Berlinie? Doświadczony chodziarz skreślony przez PZLA

Inne
Kolejny skandal wokół ME w Berlinie? Doświadczony chodziarz skreślony przez PZLA
fot. PAP

Sporym echem w mediach odbił się brak powołania na lekkoatletyczne mistrzostwa Europy w Berlinie oszczepniczki Marceliny Witek. Jak się okazuje, nie jest to jedyna kontrowersyjna decyzja PZLA. Pretensje do działaczy związku ma także doświadczony chodziarz Rafał Fedaczyński, który również został skreślony, choć spełnił wszystkie warunki, by wystąpić na ME.

Witek, która legitymuje się drugim wynikiem w Europie w tym sezonie (66,53) miała zostać skreślona z kadry z powodu niedoleczonej kontuzji obręczy barkowej, ale sama zawodniczka zaprzeczyła tej informacji, twierdząc, że jej brak w reprezentacji na ME był jedynie wynikiem złej woli działaczy PZLA.

 

– Spełniłam wszystkie kryteria. Po co one są, jeżeli nie mają potem znaczenia? – stwierdziła zawodniczka w rozmowie z PAP.

 

Jak się okazuje, przypadek czołowej polskiej oszczepniczki to nie jedyna sytuacja, gdy lekkoatleta z wywalczonym minimum nie został powołany na berlińskie mistrzostwa Europy. Z nieznanych bliżej przyczyn w chodzie na 50 km nie wystąpi Rafał Fedaczyński, a jego miejsce zajmie Adrian Błocki, który nie uzyskał minimum na tym dystansie.

 

Doświadczony chodziarz ma w tej sytuacji spore pretensje do działaczy PZLA.

 

– Posiadam minimum wywalczone na mistrzostwach świata w 2017 roku w Londynie. To zostało zatwierdzone przez zarząd PZLA. Dostałem też powołanie na drużynowe mistrzostwa świata w chodzie sportowym, które odbyły się w maju w Chinach, ale musiałem zrezygnować z powodu problemów zdrowotnych – twierdzi Fedaczyński w rozmowie z Polsatsport.pl.

 

Polacy w składzie Rafał Augustyn – Rafał Sikora – Adrian Błocki wywalczyli w chińskim Taicang brązowy medal w chodzie na 50 km drużynowo. Od tego momentu rozpoczęły się również kłopoty Fedaczyńskiego.

 

– Po tym występie trener koordynator Krzysztof Augustyn wystąpił z pismem do zarządu, że z tego powodu, że kolega zdobył medal, powinien pojechać za mistrzostwa Europy. Ja przygotowywałem się nadal. Sądziłem, że skoro spełniłem wszystkie warunki zapisane w regulaminie, zostanę powołany – uważa zawodnik.

 

– Trzy tygodnie temu musiałem stawić się przed Komisją Dyscypliny i Wyróżnień PZLA i wytłumaczyć się, dlaczego nie pojechałem na mistrzostwa świata do Chin, mimo że wcześniej przedstawiłem wszystkie zaświadczenia od lekarza. Moim zdaniem doszło do tego dlatego, żeby trener blokowy mógł wnioskować o skreślenie mnie z listy reprezentantów na ME, ponieważ zostałem postawiony przed komisją. Wybroniłem się jednak i nie zostałem zawieszony – mówi dalej Fedaczyński.

 

– Napisałem pismo do Ministerstwa Sportu i PKOl w mojej sprawie. Dyrektor sportowy PZLA Krzysztof Kęcki nie odbierał ode mnie telefonów, zablokował mój numer, ale w rozmowie, którą odbyliśmy w związku, zapewnił mnie, że jeśli nie zostanę ukarany przez komisję, to on będzie wnioskował o powołanie mnie na mistrzostwa Europy. Po wezwaniu na komisję zostałem jednak skreślony z kadry Polski, czyli z obozów i suplementacji... Wiedziałem wtedy, że coś jest na rzeczy...

 

W poniedziałek ogłoszono 86-osobową kadrę na mistrzostwa Europy i wtedy Fedaczyński dowiedział się ostatecznie, że nie jedzie na zawody. Nikt wcześniej go o tym oficjalnie nie poinformował. Zawodnik nie otrzymał żadnej odpowiedzi na wysłane pisma i maile.

 

– Gdy mój trener Stanisław Marmur próbował wypytać się w tej sprawie działaczy, to dowiedział się nieoficjalnie, że PZLA nie musi nikomu nic odpisywać. Ja uważam, że jest to instytucja dofinansowana z Ministerstwa Sportu i Turystyki i ktoś tam bierze pieniądze za to, żeby merytorycznie odpowiadać na takie pytania – argumentuje lekkoatleta.

 

Mimo, że za doświadczonym chodziarzem wstawił się jego trener oraz były szkoleniowiec Krzysztof Kisiel i dwóch zawodników, Fedaczyński w Berlinie nie wystąpi. Jednym z argumentów jaki usłyszał w kuluarach było stwierdzenie, że jest za stary. W jego miejsce powołano zawodnika młodszego, jednak bez minimum kwalifikacyjnego.

 

– To dyskryminacja mojej osoby, a także łamanie wszelkich zasad fair play i regulaminów, które związek sam sobie przecież ustalił. Jest to również brak szacunku do mojej pracy. Z powodu braku występu na mistrzostwach Europy, skomplikuje się również moja sytuacja w klubie – dodaje Fedaczyński.

 

37-letni zawodnik nie zamierza jednak składać broni i chciałby kontynuować swoją karierę do igrzysk olimpijskich w Tokio.

Robert Murawski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie