Khalidov: Dziękuję Bogu za porażkę. To znowu wróciło!
Może to zabrzmi dziwnie, ale po przegranej poczułem ulgę. Nie boję się do tego przyznać. Po drodze przysnęła we mnie ambicja, czułem się ospały, nie było głodu walki. Zgubiłem radość. Po porażce już wiem, że czuję to na nowo. Wróciły uśpione doznania - mówi Khalidov w rozmowie z Polsatsport.pl.
Mamed Khalidov (34-5-2, 13 KO, 17 SUB) na gali KSW 46 powróci do klatki po jedynej przegranej w dziesięcioletniej przygodzie z największą organizacją MMA w Polsce. Marcowa porażka z Tomaszem Narkunem (15-2, 3 KO, 12 SUB) pobudziła w nim ponownie emocje, których brakowało mu w ostatnich występach. Olsztynianin w rewanżowym starciu z popularnym "Żyrafą" zapowiada powrót ze zdwojoną siłą. Pierwszego dnia grudnia w Gliwicach kibice mają zobaczyć nową, starą odsłonę niepowtarzalnego Khalidova, o czym olsztynianin opowiedział w rozmowie z Polsatsport.pl.
Maciej Turski: Jak długo trwały negocjacje przed rewanżowym pojedynkiem z Tomaszem Narkunem? Domagałeś się tej walki bardzo szybko, ale jak wyglądało to od strony formalnej?
Mamed Khalidov: Wszystkie argumenty przemawiały za organizacją tej walki. Po prostu wiedziałem, że warto to zrobić. Pierwsza walka była fajna, ludzie tego chcieli. Widziałem wiele pozytywnych komentarzy. Osobiście? Myślałem tylko o takiej konfrontacji, inne mnie nie interesowały i doskonale wiedzieli o tym włodarze KSW. Był telefon, a ja mówiłem Narkun. Kolejny telefon, a ja na to Tomasz. Dla mnie to było naturalne. Tomek też nie miał żadnych oporów. Obaj wiemy, że tu chodzi przede wszystkim o sport. Mnie też ciekawi taka rewanżowa walka.
Wróćmy do 3 marca i gali KSW 42. Tomek dopina poddanie, sędzia przerywa walkę i jest po wszystkim. Co działo się w Twojej głowie? Jakie myśli przyszły na samym początku?
Może to zabrzmi dziwnie, ale poczułem ulgę. Nie boję się do tego przyznać, że to była właśnie ulga. Nie byłem szczęśliwy z przegranej, jednak zeszło ze mnie ciśnienie, które było obecne przez wiele lat. Pojawił się również uśmiech. Wiedziałem, że wygrywałem walkę, ale dałem się w taki głupi sposób złapać. Nie było złości. Taki jest po prostu sport. Każdy próbuje swoją strategią oszukać przeciwnika. Wiele lat to ja skutecznie przechytrzałem rywali, a teraz ta sztuka udała się Tomkowi. Tyle.
Miałeś do siebie żal, że walka zakończyła się w taki błahy sposób? Takich błędów w trakcie pojedynków nie popełniasz. Jestem pewny, że na treningach zdarza się to także niezwykle rzadko.
Na sali treningowej? Może raz na rok komuś uda się mnie skończyć. To jest normalne. W KSW zdarzyło się to pierwszy raz od dziesięciu lat. Po treningowych poddaniach długo się pilnuję i zwracam uwagę, aby nie popełnić tego samego błędu po raz kolejny. To tylko pokazuje słabe strony, nad którymi trzeba pracować.
To zabrzmi absurdalnie, ale mam wrażenie, że porażka Tobie pomogła. Obudziły się na nowo sportowe ambicje, które gdzieś nieco przygasały?
Sportowa złość? Niezwykle mnie teraz motywuje. Czynnik, który napędza mnie do ciężkiej pracy w przygotowaniach. Tak naprawdę, nie widzę minusów tej porażki. Przysnęła we mnie ambicja, czułem się ospały, nie było głodu walki. Zgubiłem po drodze radość nawet do treningów. Po porażce już wiem, że czuję to na nowo. Wróciły uśpione doznania.
Paradoksalnie otrzymałeś od fanów po przegranej walce większe wsparcie niż po swoich ostatnich zwycięstwach...
Kibice byli niesamowici. Niektórzy twierdzą, że po porażkach oni się odwracają od swoich idoli. Ja natomiast zwariowałem. Mogłem liczyć na olbrzymie wsparcie, większe niż po zwycięstwach. Fani są na dobre i na złe, ale muszą widzieć pełne zaangażowanie. W tej walce dałem z siebie wszystko. Kibice to docenili. Są dla mnie wielką motywacją. Jak sam widzisz, wszystkie czynniki układają się w jedną całość. Dziękuję Bogu, że przegrałem tę walkę. Ponownie wracam z uśmiechem na twarzy do rodziny w klubie Berkut Arrachion Olsztyn. Odzyskałem radość, cieszę się każdym dniem przygotowań, nie mogę doczekać się rewanżu.
Przygotowania do drugiej konfrontacji z Tomkiem mocno różnią się od tych pierwszych? Miałeś kilka rewanżowych pojedynków w swojej karierze, więc doświadczenie na pewno jest pomocne.
Moją rolą jest przychodzić na salę treningową i wykonywać polecenia szkoleniowców. Znamy się wiele lat i zawsze im ufałem. Oni wiedzą, w jaki sposób muszę poprawiać swoje błędy. Bez wsparcia trenerów, chłopaków z sali byłbym nikim. Nie byłoby mnie w tym sporcie. Zmiany? Trenuję więcej i mam znacznie więcej chęci. Resztę zostawiam w rękach Boga, trenerów, a na mnie czas przyjdzie dopiero w klatce.
Jakiej walki kibice mogą spodziewać się 1 grudnia na KSW 46? Oczekiwania są ogromne, a bywa tak, że wielkie oczekiwania kończą się sporym zawodem. Co zrobić, żeby w klatce nie było kalkulacji, a kibice obejrzeli kolejny, historyczny pojedynek?
Zawsze czuję respekt do swoich przeciwników, ale zostawmy ten szacunek poza klatką. Nie wejdę do klatki, aby kalkulować, aby być zachowawczym. Chcę się bić. Mam nadzieję, że będziemy walczyć. Nie chcę przybijać sobie "piąteczek" co kilka sekund. Zostawmy szacunek do siebie poza klatką.
Nie obawiasz się, że przebieg pierwszej walki nauczył sporo Tomka? Wie, że musi uważać w stójce i będzie teraz jeszcze bardziej ostrożny, bardziej asekuracyjny?
Mam nadzieję, że taki nie będzie. Po prostu walczmy. Nie widzę sensu w takiej postawie. Ja wchodzę do klatki w jednym celu - chcę się bić.
Nie brakuje Ci trochę pasów mistrzowskich?
Ostatnie moje walki były z mistrzami. Biłem się z Borysem Mańkowskim, z Michałem Materlą i ostatnio walczyłem z mistrzem kategorii półciężkiej, z którym przegrałem. Dla mnie liczy się przede wszystkim wyzwanie i to z najwyższej półki. Nie walczę o pasy, ale mierzę się z zawodnikami na mistrzowskim poziomie. Czego chcieć więcej? Zawsze chcę się mierzyć z najlepszymi.
Oczywiście chodziło o pas w postaci materialnej...
Pas jest ważny i ma znaczenie. Byłem mistrzem i na rzecz tego wyzwania zrzekłem się tytułu kategorii średniej. Nigdy jednak nie powiedziałem, że tam nie wrócę.
W załączonym materiale wideo rozmowa z Mamedem Khalidovem!
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze