Milik ostro o młodzieżówce: Poziom jest słaby. Nie róbcie z nas herosów

Piłka nożna
Milik ostro o młodzieżówce: Poziom jest słaby. Nie róbcie z nas herosów
Arkadiusz Milik jest niekwestionowaną gwiazdą reprezentacji Polski U-21 / fot. cyfrasport

Niewielu zawodników z kadry U-21 jest gotowych na seniorską reprezentację. Dlatego nie należy wysnuwać zbyt wielu wniosków po meczach naszej młodzieżówki. Mamy w sobie jakąś iskierkę, więc może uda się osiągnąć sukces, ale nie róbcie z nas boiskowych herosów – mówi w szczerej rozmowie z Polsatsport.pl Arkadiusz Milik, najlepszy strzelec eliminacji młodzieżowych mistrzostw Europy i napastnik Augsburga.

Sebastian Staszewski: Pięć dni wystarczyło Panu, aby być na ustach całej piłkarskiej Polski. Najpierw strzelił Pan trzy bramki Malcie, później Grecji. Dziś ocenia się Pana przez pryzmat tych meczów i tych bramek.

Arkadiusz Milik: Taki wyczyn na pewno dodaje pewności siebie, ale ja nigdy nie miałem z tym problemów. Znam swoją wartość, wiem, na jakim etapie kariery jestem. Miło, że ktoś docenia moje gole, ale ja z siebie gwiazdy nigdy nie robiłem.

Kolejni kibice chcą widzieć Pana w ataku u boku Roberta Lewandowskiego.

Niektórzy faktycznie stawiają mnie obok Roberta, widzą nas grających razem. Jasne, czemu nie? Może możliwość pojawi się już w marcu? Ale uważam, że takich wniosków nie powinno się wysnuwać po meczach naszej młodzieżówki.

Dlaczego?

To słaby poziom. Niewielu zawodników z kadry U-21 jest gotowych na seniorską reprezentację.

Różnica jest aż tak duża?

Czasami oglądam mecze młodzieżówki na wideo i tempo tych spotkań, w porównaniu z Bundesligą, to zupełnie inny świat. Nam wszystkim dużo jeszcze brakuje do piłki seniorskiej. Musimy się uczyć, wyciągać wnioski i ciężko pracować. Mamy w sobie jakąś iskierkę, więc może uda się osiągnąć sukces, ale nie róbcie z nas boiskowych herosów.

Ta słabość to problem naszej reprezentacji?

Mówię ogólnie o całych eliminacjach. Zauważyłem to na przykład podczas meczu z Turcją, która przecież naprawdę ma bardzo silną drużynę. Dlatego nie należy wyciągać wniosków po meczach juniorskich. Nijak nie przekłada się to na kadrę A.

Pan w ataku młodzieżówki praktycznie nie ma rywali. Przybyłko w Kolonii jest rezerwowym, Parzyszek na ostatnim zgrupowaniu zebrał raczej słabe recenzje.

Jakoś jednam nam idzie. Strzelamy, wygrywamy…

Jeden czy dwaj dobrzy napastnicy by jednak nie zawadzili.

Gdyby Parzyszek grał w Polsce, miałby pewnie większe szanse, aby powalczyć o skład. Wiadomo, jaką opinię ma druga liga holenderska. OK., strzelił w tym sezonie kilkanaście bramek i to super wynik, ale wcześniej Voskamp był tam królem strzelców, a później w Śląsku miał problemy. Dlatego Piotrka warto byłoby zweryfikować w mocniejszej lidze.

Weryfikować będziemy teraz Pana. Te sześć bramek to swego rodzaju pułapka.

Ja sam na siebie nie nakładam dodatkowej presji, robią to dziennikarze. To oni pompują zawodnika, a jak gra słabo, to spuszczają powietrze.

Łaknienie sukcesu?

Coś w tym jest. Utalentowanych piłkarzy jest w Polsce mało, więc szybko kreuje się bohaterów, piłkarzy, na których chciałoby się liczyć w przyszłości. Piotrek Zieliński w poprzednim sezonie grał w Udinese, zbierał fajne opinie i pisali o nim wszyscy.

"Lewy potrzebuje dychy"


To ciśnienie Panu przeszkadza?

Dla mnie to dodatkowa motywacja, zachęta do pracy. Gdyby nie było presji ze strony mediów, człowiek by się rozleniwił. Nie chcę tego. Rozumiem, że tak to funkcjonuje i mi to nie wadzi. Niektórym młodym należy dać jednak czas, bo nie wszyscy rozwijają się tak szybko, jak rówieśnicy na Zachodzie. Każdy jest przecież inny.

Reprezentacja Marcina Dorny problemu z rówieśnikami na razie nie ma. Wciąż jesteście liderami grupy eliminacyjnej, Rio jest cały czas realne.

Musimy zdać sobie sprawę, że faktycznie, może się uda, ale tylko jeśli zagramy mocnym składem. Potrzebujemy Piotrka Zielińskiego, Pawła Wszołka i innych, którzy teoretycznie mają szansę być w pierwszej reprezentacji. Wtedy będzie okazja. Inna sprawa, że później czekają nas jeszcze baraże.

Tam możecie trafić nawet na Hiszpanów.

Właśnie. A wszyscy zdajemy sobie sprawę, jaką oni mają drużynę. Dlatego, wiedząc jak daleka przed nami droga, zachowałbym spokój i poczekał do meczu z Grecją. Po nim będziemy wiedzieć więcej.

Widząc Pana świadomość i ocenę siły kadry U-21 zastanawiam się, czy realnie liczy Pan na powołanie od Adama Nawałki?

Zdaje sobie sprawę, że być może trener Nawałka da mi szansę, ale muszę na nią mocno zapracować. Znamy się z Górnika, trener dał mi wielką szansę, ale wiem, że to nie ma znaczenia. Wszystko zależy od meczów w klubie, bo przecież nie dostanę powołania, jeśli nie będę grał w lidze.

Artur Sobiech powiedział niedawno, że jego zdaniem Robertowi Lewandowskiemu przydałby się w ataku partner. Pan sądzi podobnie?


Gra z dwójką napastników wiąże się z tym, że w środku pola ubywa jeden zawodnik. A wiemy dobrze, że dla nas środek jest najważniejszy. Dlatego moim zdaniem Robertowi grałoby się lepiej, gdyby w kadrze była dobra „dycha” – może Obraniak, może Zieliński w formie. Wtedy do napastnika docierałoby więcej podań. Zresztą, Lewy sam mógłby zagrać na tej pozycji. Robert często cofa się po piłkę, walczy w środku. Z drugiej jednak strony w Borussii gra jako wysunięty napastnik, jest znakomity, strzela bramki. Może takiego piłkarza szkoda, na „dziesiątkę”?

"Pierwszy zmiennik
"


Klubowo rok 2013 był dla Pana przełomowy? Wyjechał Pan do Niemiec, zadebiutował w Bundeslidze. Duże zmiany.

Arkadiusz Milik: Bardziej przełomowy był chyba jednak 2012. Zrobiłem duży krok z wieku juniora do seniora, sporo grałem w lidze polskiej, strzelałem bramki i dzięki temu zagrałem w reprezentacji. Zmian było co nie miara. W tym także, ale mimo wszystko było trochę spokojniej. No i mógłbym w nim jeszcze sporo poprawić – zarówno w Augsburgu, jak i w Leverkusen. Ludzie wymagają ode mnie gry i bramek.

Na razie z tym graniem jest średnio. Wchodzi Pan na boisko zazwyczaj z ławki.

Jestem rozczarowany meczem z Herthą Berlin, w którym po raz drugi z rzędu zagrałem w pierwszym składzie. Miałem okazję, aby się pokazać, strzelić bramkę i zostać w jedenastce. Od trenera Weinzierla z pewnością dostałbym wtedy większy kredyt zaufania. Nie udało się jednak i wróciłem na ławę. Jest jednak mały plus.

Jaki?

Kiedy spojrzy się kiedy i za kogo wchodzę na murawę, to okazuje się, że jestem pierwszym albo drugim zmiennikiem. 

Grają jednak inni: Bobadilla, Mölders, Altintop.

Spójrzmy na przykład Bobadilli: wszedł od początku na mecz z Hamburgiem, strzelił gola, w kolejnym meczu nie trafił, ale w następnym i tak zagrał i znów bramka. Od napastnika wymaga się goli, więc ciężko spodziewać się, abym grał, jeśli nie strzelam. Liczę jednak, że szybko uda się to zmienić.

Największą szansę w klubie dostał Pan po hat-trickach w młodzieżówce?


Tak. Przyjechałem do Augsburga bardzo zmobilizowany, ucieszony. Czułem swoją szansę. Byłem lepiej przygotowany, niż na początku mojej przygody w klubie. Wydawało mi się, że pójdę za ciosem ale niestety się nie udało.

Augsburg można porównać do Górnika?


Nie można zestawić Ekstraklasy z Bundesligą. Przepaść jest naprawdę duża.

Walczylibyście w naszej lidze o mistrzostwo Polski?

W tej dyspozycji, w której jesteśmy, myślę, że jak najbardziej.

Forma FCA w ostatnich tygodniach to duże zaskoczenie. Gracie ładnie i skutecznie. Skąd ta zmiana?


Ja się temu nie dziwię, bo cała drużyna naprawdę prezentuje się bardzo dobrze, ale nie ma co kryć, że dla ligi to spora niespodzianka. Każdy skazywał nas na grę o utrzymanie, a my jesteśmy w górnej części tabeli. Przed rundą wiosenną jest w nas sporo optymizmu.

Przed Panem także? Jest szansa, aby został Pan w Augsburgu na dłużej?


Trochę za wcześnie, aby na ten temat mówić, ale to fajne miejsce. O szczegółach będziemy musieli porozmawiać w czerwcu. Ale żadnego „nie” Augsburgowi nie mówię.

"U Nawałki ciężej, niż w Bundeslidze"

Na razie jest Pan jednak tylko wypożyczony z Leverkusen. Tam była w ogóle szansa, aby się przebić? O ile pozycja Kießlinga jest niepodważalna, to drugiego snajpera Bayer potrzebuje. Trener Sami Hyypiä powiedział nawet, że brakuje mu napastnika.

Dotknęła mnie ta opinia. Poprosiłem trenera Hyypię o rozmowę. Wyjaśnił mi, że nie znał języka na tyle, aby celnie wypowiedzieć swoją myśl i niemieccy dziennikarze opacznie zinterpretowali jego słowa.

Coś jak Wojtek Pawłowski.

Sprawę uznaję za wyjaśnioną. Gdyby powiedział to samo z pełnym przekonaniem, to, choć byłoby z tym ciężko, przyjąłbym to na klatę. Myślę jednak, że faktycznie ktoś źle zrozumiał jego słowa.

Ma Pan z trenerem kontakt?


Nie, czasami tylko menadżer klubu Michael Reschke wysyła mi wiadomości po dobrych meczach czy bramkach.

A co z szansami na grę? Wystąpił Pan w sześciu spotkaniach, łącznie zagrał Pan… 59 minut. Mało.

Naprawdę było ciężko. Leverkusen ciągle grało o punkty, a ja nie byłem gotowy, aby cały czas grać w pierwszym składzie.

Może to przez treningi? Mariusz Stępiński opowiadał mi kiedyś, że przez kilka tygodni zajęć w Norymbergii nie miał siły chodzić.

U mnie sytuacja była trochę inna. W Górniku pracowałem z trenerem Nawałką. Trenując wcześniej z nim, może nawet świadomie, zostałem przygotowany do zajęć na poziomie Bundesligi. Trener zawsze powtarzał, że tak ćwiczy się na zachodzie. Na początku pracy w Leverkusen miałem treningi… lżejsze, niż u trenera Nawałki!

Mimo wszystko te dziesięć, czy piętnaście minut dla nastoletniego Polaka, który dopiero zdobywa szlify w Bundeslidze, to wielki kapitał?


Na pewno, ale ja zawsze chcę grać od początku. Tak było w Górniku, Leverkusen i teraz w Augsburgu. Po to tu przyszedłem, aby zbierać doświadczenie, łapać minuty, grać, ile się da. Wrócę do Bayernu jako ograny piłkarz. Wtedy możliwość walki o skład będzie większa.

Odwiedził Pan niedawno Londyn i obejrzał mecze Chelsea – Liverpool oraz West Ham – Arsenal. Jak wrażenia?

Poleciałem prywatnie, na wycieczkę. Poziom naprawdę super, mega zaangażowanie, zawodnicy świetni. Największe wrażenie zrobił na mnie mecz na Stamford Bridge. Kosmos!

Człowiek uświadamia sobie swoje miejsce w piłkarskim świecie?

Odpowiem w ten sposób: do Anglii przyleciałem późno i bilety załatwiałem kilka dni przed meczem. Najlepszych miejsc już nie było, więc wziąłem zwykłe, za 80 funtów. Wyobrażasz sobie, że ktoś w Polsce za słabe miejsce zapłaci tyle pieniędzy? A tam stadion był pełny! I ja nie dziwię się tym kibicom, że co tydzień chcą płacić duże pieniądze za wejściówki. Człowiek to ogląda i nie wierzy w to, co widzi.

Musi Pan przenieść się do Londynu.


Gdybym tam mieszkał, co weekend chodziłbym na jakiś stadion.

Lepiej zagrać.

Wszyscy wiedzą, jak silna jest liga angielska. Nie wiem, czy tam kiedyś zagram, dziś mogę tylko marzyć. Wolę jednak stąpać twardo po ziemi. Może kiedyś, dzięki pracy i szczęściu, uda się trafić do wielkiego klubu?
Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze