Pindera: Master zaczyna wspinaczkę

Kilka miesięcy temu Mateusz Masternak był mistrzem Europy i nie ukrywał, że chce więcej. W Moskwie przegrał jednak boleśnie z Grigorijem Drozdem i spadł w przepaść. Ale wciąż chce być najlepszy na świecie i to jest najważniejsze. W sobotę w Danii rusza w drogę powrotną.
Dla kogoś, kto był bliski walki o mistrzostwo świata starcie z Gruzinem Sandro Siproszwilim na pewno nie jest szczytem marzeń. W duńskim Fredrikshavn zmierzy się z nim na początku przeciętnej gali, gdy na hali będzie jeszcze pusto. Sam Masternak nie chce tego komentować, ale nie ukrywam, ze trudno to zrozumieć. Polak jest zawodnikiem Sauerland Event, promowanym przez Kalle Sauerlanda, jednego z dwóch synów Wilfrieda. I przecież jeszcze nie tak dawno mówił, że Masternak już niedługo będzie się bił o najcenniejsze pasy w kategorii junior ciężkiej.
Zgoda, Masternak przegrał boleśnie z Rosjaninem Grigorijem Drozdem na jego terenie, popełnił w tej walce sporo błędów i w 11. starciu Massimo Barrovecchio przerwał ten pojedynek, a Polak stracił tytuł mistrza Europy, który wywalczył kilkanaście miesięcy wcześniej, ale to nie znaczy, że Master jest już w tej kategorii nikim. Wciąż jest czołowym pięściarzem wagi cruiser, któremu dobry promotor powinien dać szansę odbudowy szanując przy tym jego wcześniejsze dokonania.
Masternak przyznał, że dostał ciekawą propozycję, by zmierzyć się z Ullungą Makabu w Monte Carlo w najbliższą sobotę, ale jak twierdzi miał za mało czasu na przygotowania i zgoda nie wchodziła w grę.
- Potrzebuję ośmiu tygodni i wtedy mogę walczyć z każdym - mówił mi przed wylotem do Danii.
Na razie plany są takie, że polski pięściarz stoczy 2-3 takie walki, jak ta najbliższa z Siproszwilim, a później przyjdzie czas na rywala z czołówki. Masternak nie ukrywa, że chciałby, aby tempo tej powrotnej wspinaczki na szczyt było szybsze, bo on jest przekonany, że stać go pokonać drogę powrotną w dobrym tempie.
Na pytanie dlaczego w ostatnim etapie przygotowań zabrakło obok niego trenera Piotra Wilczewskiego (zastąpił Andrzeja Gmitruka), który poleciał do USA, by prowadzić zajęcia z Kamilem Łaszczykiem i Patrykiem Szymańskim, którzy 7 lutego walczyć będą na gali ESPN w Chicago odpowiedział, że to wyjątkowa sytuacja, która, ma nadzieję, więcej się nie powtórzy. Według wcześniejszych planów Master miał wyjść do ringu 18 stycznia, ale termin uległ przesunięciu, stąd te perturbacje. Wilczewski doleci do Danii na jego walkę, a później znów wsiądzie w samolot i wróci za ocean, by w przyszły piątek sekundować tym, których trenuje teraz w Boxing Global Gym w North Bergen (New Jersey).
Gdy zapytałem jeszcze Masternaka, jak zamierza walczyć z Siproszwilim powiedział, że chce mocno go przycisnąć i nie zamierza czekać na rozwój wypadków, tylko sam ustali reguły gry. Jego zdaniem Gruzin, to solidny rywal, choć bilans jakim może się pochwalić nie rzuca na kolana. Wygrał 27 walk, 17 przegrał, w tym z Dawidem Kosteckim, Dariuszem Sękiem i Tomkiem Hutkowskim.
Mieszkający w Pradze Siproszwili karierę zawodową zaczynał w Tbilisi w 2006 roku od przegranej przez nokaut ze swoim rodakiem Levanem Jomardaszwilim. Tym samym, którego cztery lata później w Kielcach zmusił do poddania w piątym starciu Masternak.
Teraz powinien to samo zrobić z Siproszwilim, ale nie to jest najważniejsze. Istotne, by Masternak pokazał się z jak najlepszej strony i zrozumiał, że po tym co zdarzyło się w Moskwie, w październiku minionego roku może wrócić jeszcze mocniejszy. Na razie mówi, że w to wierzy, ale w tej dyscyplinie słowa, to za mało.
Zgoda, Masternak przegrał boleśnie z Rosjaninem Grigorijem Drozdem na jego terenie, popełnił w tej walce sporo błędów i w 11. starciu Massimo Barrovecchio przerwał ten pojedynek, a Polak stracił tytuł mistrza Europy, który wywalczył kilkanaście miesięcy wcześniej, ale to nie znaczy, że Master jest już w tej kategorii nikim. Wciąż jest czołowym pięściarzem wagi cruiser, któremu dobry promotor powinien dać szansę odbudowy szanując przy tym jego wcześniejsze dokonania.
Masternak przyznał, że dostał ciekawą propozycję, by zmierzyć się z Ullungą Makabu w Monte Carlo w najbliższą sobotę, ale jak twierdzi miał za mało czasu na przygotowania i zgoda nie wchodziła w grę.
- Potrzebuję ośmiu tygodni i wtedy mogę walczyć z każdym - mówił mi przed wylotem do Danii.
Na razie plany są takie, że polski pięściarz stoczy 2-3 takie walki, jak ta najbliższa z Siproszwilim, a później przyjdzie czas na rywala z czołówki. Masternak nie ukrywa, że chciałby, aby tempo tej powrotnej wspinaczki na szczyt było szybsze, bo on jest przekonany, że stać go pokonać drogę powrotną w dobrym tempie.
Na pytanie dlaczego w ostatnim etapie przygotowań zabrakło obok niego trenera Piotra Wilczewskiego (zastąpił Andrzeja Gmitruka), który poleciał do USA, by prowadzić zajęcia z Kamilem Łaszczykiem i Patrykiem Szymańskim, którzy 7 lutego walczyć będą na gali ESPN w Chicago odpowiedział, że to wyjątkowa sytuacja, która, ma nadzieję, więcej się nie powtórzy. Według wcześniejszych planów Master miał wyjść do ringu 18 stycznia, ale termin uległ przesunięciu, stąd te perturbacje. Wilczewski doleci do Danii na jego walkę, a później znów wsiądzie w samolot i wróci za ocean, by w przyszły piątek sekundować tym, których trenuje teraz w Boxing Global Gym w North Bergen (New Jersey).
Gdy zapytałem jeszcze Masternaka, jak zamierza walczyć z Siproszwilim powiedział, że chce mocno go przycisnąć i nie zamierza czekać na rozwój wypadków, tylko sam ustali reguły gry. Jego zdaniem Gruzin, to solidny rywal, choć bilans jakim może się pochwalić nie rzuca na kolana. Wygrał 27 walk, 17 przegrał, w tym z Dawidem Kosteckim, Dariuszem Sękiem i Tomkiem Hutkowskim.
Mieszkający w Pradze Siproszwili karierę zawodową zaczynał w Tbilisi w 2006 roku od przegranej przez nokaut ze swoim rodakiem Levanem Jomardaszwilim. Tym samym, którego cztery lata później w Kielcach zmusił do poddania w piątym starciu Masternak.
Teraz powinien to samo zrobić z Siproszwilim, ale nie to jest najważniejsze. Istotne, by Masternak pokazał się z jak najlepszej strony i zrozumiał, że po tym co zdarzyło się w Moskwie, w październiku minionego roku może wrócić jeszcze mocniejszy. Na razie mówi, że w to wierzy, ale w tej dyscyplinie słowa, to za mało.
Komentarze