Porażka Radwańskiej. Cichy Ninja schodzi z kortu z klasą

Tenis
Porażka Radwańskiej. Cichy Ninja schodzi z kortu z klasą
Agnieszka Radwańska przegrał w finale i z rywalką, i z kontuzją. / fot. PAP

Kontuzja kolana zatrzymała Agnieszkę Radwańską na ostatniej prostej turnieju w Indian Wells. Włoszka Flavia Pennetta pokonała ją w finale 6:2, 6:1. Polka tym razem nie spisała się - bo nie mogła - tak dobrze, jak we wcześniejszych meczach. Pokazała jednak klasę mistrzyni, z szacunku dla rywalki i publiczności grając do końca, mimo wyraźnej niedyspozycji.

- Jest mi naprawdę przykro, że nie dałam rady biegać tak szybko, jak bym chciała. To był mój pierwszy finał w tym turnieju, na pewno tu wrócę – mówiła zapłakana Radwańska, na chwilę przed odebraniem trofeum dla finalistki imprezy w Indian Wells. Emocjonalną przemowę nagrodziły szalone oklaski równie wzruszonej publiczności.

Ściana robi błędy

Już rozgrzewka zaczęła się od złego znaku - Radwańska pojawiła się na korcie, a jej kolano było mocno otejpowane. Po czterech zaciętych gemach Penetta zyskała potrójnego break pointa i wykorzystała drugą szansę, wychodząc na prowadzenie 3:2. Po chwili wygrała własny gem serwisowy. Wypadki potoczyły się teraz błyskawicznie.

Radwańska miała być ścianą, która odbija każdą piłkę. Niestety, zamiast tego pozwalała się mijać. Miała być solidna i cierpliwa, a popełniała błąd za błędem. Nie tak gra się z Pennettą, 32-letnią weteranką, która na koncie może nie ma spektakularnych rezultatów, ale dobrze zna się na swojej pracy. Polka doskonale zdawała sobie z tego sprawę, o czym dobitnie świadczył język jej ciała.

Tajemnicę poznaliśmy w czasie przerwy między setami, kiedy Agnieszka wezwała na kort trenera Tomasza Wiktorowskiego - by poskarżyć się, że mimo wielu tabletek przeciwbólowych kolano wciąż jej dokucza. – Weź przerwę na fizjoterapeutę. Jeśli nie dasz rady bardziej zaangażować się w grę, to nic z tego nie będzie. Nie wiem, jak bardzo cię boli, ale spróbuj jeszcze wejść w ten mecz. Jeżeli poczujesz, że coś jest nie tak, to wiesz, co masz zrobić. Zdrowie jest najważniejsze – radził tenisistce Wiktorowski.

Radwańska zdołała jeszcze wygrać gema, ale potem - wyraźnie już utykając - musiała godzić się z przewagą Pennetty. Mimo kilku wizyt terapeutki na korcie, poruszanie się przychodziło jej z wyraźnym trudem. Nie jest jednak tenisistką, która kreczuje w finale. A tym bardziej w finale rozgrywanym na drugim co do wielkości stadionie tenisowym świata (większym od kortu centralnego na Wimbledonie, ustępuje mu tylko kort Artura Ashe’a na US Open). Po godzinie i 13 minutach Włoszka wygrała 6:2, 6:1. To najważniejszy tytuł w jej 13-letniej zawodowej karierze, który zapewni jej awans z 21 na 12 miejsce rankingu WTA. Najwyżej była 10.

Bezwzględna zwyciężczyni


Wielki sukces Włoszki pozostaje jednak w cieniu pecha Polki. Radwańska po raz pierwszy dotarła w Indian Wells do finału i wiele wskazywało na to, że sięgnie tu po więcej. Że zabłyśnie. Nawet logika podpowiadała, że ten turniej nadawał się do tego jak żaden inny. Choćby z tego powodu, że od 13 lat jest bojkotowany przez siostry Williams, a młodsza z nich - Serena - to jedyna tenisistka, z którą jak dotąd Polce nie udało się wygrać więcej niż seta. Tutaj spotkania z nią nie musiała się obawiać. Nie był to jedyny kłopot, który w Indian Wells został Radwańskiej oszczędzony. Wiktoria Azarenka, z którą Polka dwa razy tu przegrywała, a którą tym razem mogła spotkać w półfinale, nie przebrnęła meczu otwarcia. Białorusinka uległa nie tyle Amerykance Lauren Davis, co kontuzji stopy, z którą walczy od początku sezonu. Długo nie zagrzała miejsca na pustynia także Maria Szarapowa, niespodziewanie już w III rundzie pokonana przez Włoszkę Camilę Giorgi.
 
Radwańskiej nie zabrakło jednak w Indian Wells godnych przeciwniczek. Jedno jest pewne – z każdą, na którą trafiła, rozprawiała się z bezwzględnością. Annice Beck w III rundzie nie pozwoliła ugrać nawet gema. Jednego przed finałem seta w turnieju oddała w ćwierćfinale byłej liderce rankingu Jelenie Janković. W półfinale brawurowo  pokonała Simonę Halep (6:3, 6:4), czyli najgorętsze nazwisko kobiecego tenisa ostatnich kilkunastu miesięcy. Rumunka, która w poniedziałek zadebiutuje w czołowej piątce rankingu WTA, od czerwca 2013 wygrała siedem turniejów. Ostatnio przed miesiącem w Dausze, po drodze w półfinale eliminując Radwańską. Rewanż Polki w Indian Wells nie pozostał niezauważony.

Najcichszy zabójca

Sposób, w jaki Radwańska egzekwowała swoje zwycięstwa – z nieludzką precyzją i kamienną twarzą – zyskał jej nawet pseudonim "Cichy Ninja". "Aga to najcichszy zabójca na szczycie kobiecego tenisa" - napisał dziennikarz portalu tennis.com w tekście, w którym zachwyca się kunsztownym tenisem Radwańskiej, rozważa jej mało emocjonalne podejście do własnych zagrań i zastanawia się, czy wreszcie nadszedł czas, by Polka zaczęła sięgać po najwyższe trofea. Bo nie da się ukryć, że ze wszystkich tenisistek zadomowionych w ścisłej czołówce Agnieszka jest także jedyną, która ciągle czeka na swój wielkie dzień. Potrafi olśnić, w świetnym stylu potrafi wygrać mecz, a nawet cały turniej. Ale każdy wie, że to za mało, żeby przejść do historii tenisa.

By sobie to zapewnić, trzeba wygrywać szlemy, a żadne z czterech wielkich trofeów jeszcze nigdy nie nosiło nazwiska Radwańska. Indian Wells mógł być preludium do prawdziwego sukcesu. Był, aż do finału.

Wynik finału gry pojedynczej:

Flavia Pennetta (Włochy, 20) - Agnieszka Radwańska (Polska, 2) 6:2, 6:1
Marta Mikiel, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze