Świat według Gmocha: Diabły wyszły z piekła

W Grecji jest takie powiedzenie, że trener musi "trawić żelazo". Mam nadzieję, że od tego momentu zaczyna się inna era Moyesa. Ten wynik, który uzyskał z Bayernem (1:1) jest znaczący dla niego i dla drużyny, bo nagle się okazało, że coś się da wykrzesać. On się uczył w walce. To kosztuje cholernie dużo, ale bogatego na to stać - mówi Polsatsport.pl trener Jacek Gmoch.
Łukasz Majchrzyk: Panie Trenerze, David Moyes uciekł w weekend w Premier League spod topora. Teraz w Lidze Mistrzów był ucieczki ciąg dalszy?
Jacek Gmoch: Alex Ferguson też cały czas nie wygrywał. Moyes został namaszczony przez trenera, jest Szkotem, bo w United jest taka tradycja, wcześniej był jeszcze Matt Busby. Wszyscy narzekają, że powinien się pojawić szkoleniowiec z doświadczeniem w zdobywaniu trofeów: Champions League, czy mistrzostwa Anglii. A tymczasem pojawił się trener z Evertonu, czyli średniej drużyny Premier League. Widać tam było jego pracę, bo warsztat poznaje się nie wtedy, gdy ma się świetnych zawodników, ale po tym, jaką drużynę udało się zbudować, za jakie pieniądze.
Moyes doszedł teraz dna, wszyscy go krytykują, ale ja przypominam Fergusona. Pamiętam, gdy w latach 90. miał "czarny listopad", kiedy dostawał w kolejnych meczach po pięć bramek. Chyba Ryan Giggs go wtedy uratował. Każdy z trenerów przeżywał trudne chwile. To, co Ferguson i Moyes mają wspólnego, to na pewno to, że obaj nie mieli wielkiego doświadczenia. Sir Alex też nie zdobywał trofeów europejskich.
Bogatego stać na eksperymenty i na błędy, które może popełniać, bo za pieniądze te błędy naprawi. Biedak już po pierwszym strzale może leżeć. Na pewno Manchester United ma komfort. Widać zmianę w stosunku do trenera, nawet wśród kibiców. Poczuli, że transparentem, który w sobotę ciągnął samolot, przekroczyli czerwoną linię.
Widać też, że trzeba mieć cholerną odporność psychiczną. W Grecji jest takie powiedzenie, że trener musi "trawić żelazo". Mam nadzieję, że od tego momentu zaczyna się inna era Moyesa. Ten wynik, który uzyskał z Bayernem (1:1) jest znaczący dla niego i dla drużyny, bo nagle się okazało, że coś się da wykrzesać. On się uczył w walce. To kosztuje cholernie dużo, ale bogatego na to stać.
Ten mecz był rozegrany według szkoły Fergusona: zdecydowana defensywa i kontrataki. Wcześniej nie widziałem w tej drużynie atutów, które Manchester mógłby przeciwstawić Bayernowi. Już Arsene Wenger pokazał, że tak można, kiedy wystawił w środku Alexa Oxlade'a-Chamberlaina, żeby ścigał się ze stoperami Bayernu, którzy się godzinę obracają: Dante i Jerome Boateng. Zdawało się, że nie ma w ManU zawodników, którzy mogliby to robić, ale świetnie zagrali: Marouane Fellaini, Michael Carrick i Giggs. W pierwszej połowie Ferguson postawił na doświadczenie. Nemanja Vidić chciał się pokazać, bo myśli już o kontrakcie we Włoszech, ale wie, że w Lidze Mistrzów jest obserwowany. To jest syndrom Barcelony, czyli piłkarzy, którzy na jeden mecz potrafią się skoncentrować i zagrać tak, jak kiedyś co trzy dni. Teraz co trzy dni już nie są w stanie tego zrobić.
Moyes na pewno popełnia błędy, bo miesza jak w garnku z jajkami. Usprawiedliwiają go problemy kadrowe. Miał historie, które musiał rozwiązać i wyszło coś korzystnego. Oczywiście, wynik 1:1 jest korzystny dla Bayernu i nic się nie dzieje, ale sposób reagowania piłkarzy Manchesteru, ich postawa, twarda walka dają nadzieję. Phil Jones grał i na prawej, i na lewej obronie. Wyszło to Moyesowi.
W ostatnim meczu ligowym z Hoffenheim Pep Guardiola musiał dać szansę piłkarzom z ławki, bo jest pod presją. Zdobył mistrzostwo, zawodnicy się rozluźnili, a z drugiej strony musi wystawiać tych, którzy odejdą, żeby Bayern mógł na nich zarobić. Cały czas jest sprzeczność interesów, która również ma wpływ na poziom drużyny, bo trener musi zadowalać szefów.
Ja zawsze mówiłem, kiedy wygraliśmy mecz, że weszliśmy na szczyt góry, ale przed nami widać jeszcze wyższe szczyty. Mistrzowska drużyna zawsze musi mieć cele, zresztą jak każdy człowiek. Najpierw trzeba pomarzyć, a później spróbować te marzenia spełniać.
Manchester wrócił z piekła, Moyes przekonał się, że w wielkiej drużynie nie można przegrać niczego. Doszedł do dna i niżej nie może zejść, i nawet kibice się zaczęli nad nim litować, że może za szybko go krzyżują. Ten chłop się musi poduczyć. Ale przypominam: to tylko bogaty sobie może na to pozwolić. Biedny nie.
Jacek Gmoch: Alex Ferguson też cały czas nie wygrywał. Moyes został namaszczony przez trenera, jest Szkotem, bo w United jest taka tradycja, wcześniej był jeszcze Matt Busby. Wszyscy narzekają, że powinien się pojawić szkoleniowiec z doświadczeniem w zdobywaniu trofeów: Champions League, czy mistrzostwa Anglii. A tymczasem pojawił się trener z Evertonu, czyli średniej drużyny Premier League. Widać tam było jego pracę, bo warsztat poznaje się nie wtedy, gdy ma się świetnych zawodników, ale po tym, jaką drużynę udało się zbudować, za jakie pieniądze.
Moyes doszedł teraz dna, wszyscy go krytykują, ale ja przypominam Fergusona. Pamiętam, gdy w latach 90. miał "czarny listopad", kiedy dostawał w kolejnych meczach po pięć bramek. Chyba Ryan Giggs go wtedy uratował. Każdy z trenerów przeżywał trudne chwile. To, co Ferguson i Moyes mają wspólnego, to na pewno to, że obaj nie mieli wielkiego doświadczenia. Sir Alex też nie zdobywał trofeów europejskich.
Bogatego stać na eksperymenty i na błędy, które może popełniać, bo za pieniądze te błędy naprawi. Biedak już po pierwszym strzale może leżeć. Na pewno Manchester United ma komfort. Widać zmianę w stosunku do trenera, nawet wśród kibiców. Poczuli, że transparentem, który w sobotę ciągnął samolot, przekroczyli czerwoną linię.
Widać też, że trzeba mieć cholerną odporność psychiczną. W Grecji jest takie powiedzenie, że trener musi "trawić żelazo". Mam nadzieję, że od tego momentu zaczyna się inna era Moyesa. Ten wynik, który uzyskał z Bayernem (1:1) jest znaczący dla niego i dla drużyny, bo nagle się okazało, że coś się da wykrzesać. On się uczył w walce. To kosztuje cholernie dużo, ale bogatego na to stać.
Ten mecz był rozegrany według szkoły Fergusona: zdecydowana defensywa i kontrataki. Wcześniej nie widziałem w tej drużynie atutów, które Manchester mógłby przeciwstawić Bayernowi. Już Arsene Wenger pokazał, że tak można, kiedy wystawił w środku Alexa Oxlade'a-Chamberlaina, żeby ścigał się ze stoperami Bayernu, którzy się godzinę obracają: Dante i Jerome Boateng. Zdawało się, że nie ma w ManU zawodników, którzy mogliby to robić, ale świetnie zagrali: Marouane Fellaini, Michael Carrick i Giggs. W pierwszej połowie Ferguson postawił na doświadczenie. Nemanja Vidić chciał się pokazać, bo myśli już o kontrakcie we Włoszech, ale wie, że w Lidze Mistrzów jest obserwowany. To jest syndrom Barcelony, czyli piłkarzy, którzy na jeden mecz potrafią się skoncentrować i zagrać tak, jak kiedyś co trzy dni. Teraz co trzy dni już nie są w stanie tego zrobić.
Moyes na pewno popełnia błędy, bo miesza jak w garnku z jajkami. Usprawiedliwiają go problemy kadrowe. Miał historie, które musiał rozwiązać i wyszło coś korzystnego. Oczywiście, wynik 1:1 jest korzystny dla Bayernu i nic się nie dzieje, ale sposób reagowania piłkarzy Manchesteru, ich postawa, twarda walka dają nadzieję. Phil Jones grał i na prawej, i na lewej obronie. Wyszło to Moyesowi.
W ostatnim meczu ligowym z Hoffenheim Pep Guardiola musiał dać szansę piłkarzom z ławki, bo jest pod presją. Zdobył mistrzostwo, zawodnicy się rozluźnili, a z drugiej strony musi wystawiać tych, którzy odejdą, żeby Bayern mógł na nich zarobić. Cały czas jest sprzeczność interesów, która również ma wpływ na poziom drużyny, bo trener musi zadowalać szefów.
Ja zawsze mówiłem, kiedy wygraliśmy mecz, że weszliśmy na szczyt góry, ale przed nami widać jeszcze wyższe szczyty. Mistrzowska drużyna zawsze musi mieć cele, zresztą jak każdy człowiek. Najpierw trzeba pomarzyć, a później spróbować te marzenia spełniać.
Manchester wrócił z piekła, Moyes przekonał się, że w wielkiej drużynie nie można przegrać niczego. Doszedł do dna i niżej nie może zejść, i nawet kibice się zaczęli nad nim litować, że może za szybko go krzyżują. Ten chłop się musi poduczyć. Ale przypominam: to tylko bogaty sobie może na to pozwolić. Biedny nie.
Komentarze