Iwańczyk: To nie kadra, to prowizorka

Szanując dokonania doświadczonych zawodniczek, doceniając talent nastolatek, które marzą o wielkiej karierze, nie jest to, niestety, prawdziwa reprezentacja. Na sezon 2014 trener Piotr Makowski powołał siatkarki, które mogą najwyżej stworzyć kadrę prowizoryczną. A z taką Polska raczej będzie wciąż się staczać niż wskoczy na właściwe sobie miejsce.
Kontrowersje wokół powołań do siatkarskich reprezentacji to sprawa tak oczywista jak to, że po nocy przychodzi dzień. Po latach perturbacji obecnemu selekcjonerowi męskiej reprezentacji Stephanowi Antidze udało się wreszcie zebrać na mundial i pozostałe imprezy 2014 r. wszystkich najlepszych siatkarzy. Problem ma za to trener kadry kobiet Piotr Makowski. Umówmy się, jego szeroka 22-osobowa kadra nie jest kadrą marzeń, to zbiór - żeby nie powiedzieć zbieranina - zawodniczek, które występami w reprezentacji mogą podnieść nie reprezentacji, a swoją finansową wartość, które w innych, normalnych okolicznościach nigdy nie dostąpiłyby zaszczytu gry dla Polski. Nie chcę być obcesowy, ale piłkarski trener Bogusław Kaczmarek zwykł mawiać w takich sytuacjach: „Trzeci sort kubańskich pomarańczy”.
Trener Makowski robi dobrą minę do złej gry, mówi w wywiadzie dla Polsatsport.pl o możliwości sprawdzania młodych w lżejszym - przez nieobecność Polek na mundialu - sezonie. Tyle że lżejszy to sezon wcale nie będzie, tym bardziej że rozpoczynają go eliminacje do mistrzostw Europy, w których powodzenie dla reprezentacji jest koniecznością. Więcej - obowiązkiem.
Nie chcę wnikać w powody, dla których nie wszystkie najlepsze siatkarki stawią się na zgrupowaniach. Chcę wierzyć, że przesądziły o tym kwestie zdrowotne, na które powołują się zawodniczki, a nie wyimaginowane problemy. Zresztą kibica mało one interesują - fani chcą widzieć kadrę możliwie najsilniejszą, zwłaszcza że wiedzą o potencjale, jaki wciąż tkwi w czołowych naszych siatkarkach.
Lista nieobecnych jest długa i można z niej stworzyć zespół zdolny po bezproblemowych przygotowaniach bić się o czołowe miejsca w Europie. Nie ma rozgrywających Mileny Radeckiej i Katarzyny Skorupy, w ataku zabraknie Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty i Joanny Kaczor, na przyjęciu nie zobaczymy Anny Werblińskiej, a na pozycji libero nie pomogą Paulina Maj i Mariola Zenik. O Małgorzacie Glince nie wspominam, nasza legenda wyraźnie zapowiedziała koniec kariery po zakończeniu nieudanych eliminacji do mundialu, jej decyzję należy po prostu uszanować.
Mimo niepowodzenia na początku roku, cenić należy trenera Makowskiego, że podjął się prestiżowej, choć często niewdzięcznej misji prowadzenia kadry. Rolą szefa kadry jest jednak nie tylko prowadzić drużynę podczas wielkich imprez, ale też umiejętnie zarządzać zespołem w czasie, kiedy drużyna ta nie gra. By każdy czuł się niezbędny, a w chwilach mobilizacji nie kalkulował, tylko odpowiedział twierdząco na każde wezwanie.
Wiem, że kierować gwiazdami nie jest łatwym zadaniem, ale właśnie dlatego na czele grupy stają ludzie wyjątkowi. Mam podejrzenie, że nasz selekcjoner w tej kwestii poniósł porażkę. Nie dał wszystkim siatkarkom poczucia, że są potrzebne, nawet jeśli chwilowo nie widział ich w drużynie. Dziś zbiera tego owoce, nie wszyscy chcą za nim pójść w ogień.
Żeby było jasne, nie do końca to wina samego selekcjonera, bo w przypadku powołań dwoje musi chcieć naraz. A wiadomo, że z rozmaitych powodów utytułowane i doświadczone zawodniczki odmawiają występów w okresie, kiedy mogą odpocząć i zregenerować się przed ligowym sezonem, za który zgarną później kolejne sowite kontrakty.
Na końcu, a nie na początku, niestety, jest interes reprezentacji. I może jeszcze - tu apel do trenera - podjąć się ostatniej dyplomatycznej misji. Zwłaszcza że selekcjoner nie wykluczył zmian, drużyny nie zamknął na amen. Inaczej, a niestety obecny skład na to wskazuje, będzie to kolejny przegrany sezon. To z kolei naraża siatkówkę kobiet na fatalne konsekwencje. Może ona stoczyć się tam, gdzie była jeszcze przed erą trenera Andrzeja Niemczyka na początku XXI w. Na dno.
Trener Makowski robi dobrą minę do złej gry, mówi w wywiadzie dla Polsatsport.pl o możliwości sprawdzania młodych w lżejszym - przez nieobecność Polek na mundialu - sezonie. Tyle że lżejszy to sezon wcale nie będzie, tym bardziej że rozpoczynają go eliminacje do mistrzostw Europy, w których powodzenie dla reprezentacji jest koniecznością. Więcej - obowiązkiem.
Nie chcę wnikać w powody, dla których nie wszystkie najlepsze siatkarki stawią się na zgrupowaniach. Chcę wierzyć, że przesądziły o tym kwestie zdrowotne, na które powołują się zawodniczki, a nie wyimaginowane problemy. Zresztą kibica mało one interesują - fani chcą widzieć kadrę możliwie najsilniejszą, zwłaszcza że wiedzą o potencjale, jaki wciąż tkwi w czołowych naszych siatkarkach.
Lista nieobecnych jest długa i można z niej stworzyć zespół zdolny po bezproblemowych przygotowaniach bić się o czołowe miejsca w Europie. Nie ma rozgrywających Mileny Radeckiej i Katarzyny Skorupy, w ataku zabraknie Katarzyny Skowrońskiej-Dolaty i Joanny Kaczor, na przyjęciu nie zobaczymy Anny Werblińskiej, a na pozycji libero nie pomogą Paulina Maj i Mariola Zenik. O Małgorzacie Glince nie wspominam, nasza legenda wyraźnie zapowiedziała koniec kariery po zakończeniu nieudanych eliminacji do mundialu, jej decyzję należy po prostu uszanować.
Mimo niepowodzenia na początku roku, cenić należy trenera Makowskiego, że podjął się prestiżowej, choć często niewdzięcznej misji prowadzenia kadry. Rolą szefa kadry jest jednak nie tylko prowadzić drużynę podczas wielkich imprez, ale też umiejętnie zarządzać zespołem w czasie, kiedy drużyna ta nie gra. By każdy czuł się niezbędny, a w chwilach mobilizacji nie kalkulował, tylko odpowiedział twierdząco na każde wezwanie.
Wiem, że kierować gwiazdami nie jest łatwym zadaniem, ale właśnie dlatego na czele grupy stają ludzie wyjątkowi. Mam podejrzenie, że nasz selekcjoner w tej kwestii poniósł porażkę. Nie dał wszystkim siatkarkom poczucia, że są potrzebne, nawet jeśli chwilowo nie widział ich w drużynie. Dziś zbiera tego owoce, nie wszyscy chcą za nim pójść w ogień.
Żeby było jasne, nie do końca to wina samego selekcjonera, bo w przypadku powołań dwoje musi chcieć naraz. A wiadomo, że z rozmaitych powodów utytułowane i doświadczone zawodniczki odmawiają występów w okresie, kiedy mogą odpocząć i zregenerować się przed ligowym sezonem, za który zgarną później kolejne sowite kontrakty.
Na końcu, a nie na początku, niestety, jest interes reprezentacji. I może jeszcze - tu apel do trenera - podjąć się ostatniej dyplomatycznej misji. Zwłaszcza że selekcjoner nie wykluczył zmian, drużyny nie zamknął na amen. Inaczej, a niestety obecny skład na to wskazuje, będzie to kolejny przegrany sezon. To z kolei naraża siatkówkę kobiet na fatalne konsekwencje. Może ona stoczyć się tam, gdzie była jeszcze przed erą trenera Andrzeja Niemczyka na początku XXI w. Na dno.
Komentarze