Wojownik z Adelajdy

Tenis
Wojownik z Adelajdy
Lleyton Hewitt / fot. brisbane

Tytuły Wielkiego Szlema, zwycięstwa w Pucharze Davisa, nr 1 na świecie, wielkie serce do gry, operacje bioder, miliony dolarów na koncie. I niesłabnąca miłość do tenisa. Lleyton Hewitt jest uwielbiany na kortach całego świata, wygrał 29 turniejów, ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Widok wimbledońskiej trawy wciąż podsyca w nim głód zwycięstw. Londyńskie obiekty przy Church Road wywołują w nim mieszane uczucia (tytuł mistrza w 2002 roku, a w 2003 porażka w I rundzie z Ivo Karloviciem), ale choć trochę przypominają korty Kooyong w Melbourne. Lleyton nigdy nie grał w Wielkim Szlemie na legendarnym kameralnym obiekcie przy Glenferrie Road, ale jako dziecko namiętnie oglądał pojedynki Pata Casha. Pamięta pechowy finał przegrany przez Casha w 1987 roku. Wówczas Stefan Edberg w pięciu setach pokonał Pata na kortach Kooyong. To był ostatni finał rozegrany w tym przeuroczym zakątku Melbourne. Lleytonowi spodobał się duch walki Casha. Hewitt zapuścił korzenie w oceanie namiętności. Walczył jak lew na boiskach do futbolu australijskiego, chciał być jeszcze lepszym ekspertem od aussie rules football niż jego tata Glynn, ale w wieku 13 lat podjął decyzję o mariażu z tenisem. Chciał grać jak Bromwich, Hoad, Sedgman, Rosewall, Emerson, Newcombe, Laver… Zawziął się, sumiennie trenował i błysnął jako młodzian awansując do turnieju głównego Australian Open w 1997 roku. Lleyton jest najmłodszym kwalifikantem w AO, gdyż przedarł się przez eliminacje mając zaledwie 15 lat i 11 miesięcy. Co prawda przegrał z Hiszpanem Sergi Bruguerą, ale i tak pozostawił po sobie dobre wrażenie. I choć zakochał się po same uszy w tenisie, nie przestał darzyć gorącym uczuciem drużyny Adelaide Crows (zespół grający futbol australijski).

Siła tradycji

Lleyton podbijał tenisowy świat w okamgnieniu. W 1998 roku wygrał turniej w Adelajdzie będąc najniżej notowanym tenisistą. Zajmował wtedy 550 miejsce w rankingu. Trenował jak maniak, słuchał rad starszych zawodników, a gdy słońce chyliło się ku zachodowi, zatapiał się w starych książkach. „Pamiętam, że w 1912 roku Australasian Championships rozegrano w maleńkim nowozelandzkim miasteczku – Hastings. Panowie rywalizowali wówczas na kortach trawiastych, a podróż przez morze Tasmana była karkołomnym wyczynem. Nowozelandczyk Tony Wilding nie zdążył na statek płynący z Europy i dotarł na korty po zakończeniu turnieju… Wygrał Irlandczyk James Cecil Parke. Piękne chwile. Mam sentyment do dawnych czasów. Szanuję mistrzów” – podkreśla „Rusty”.
U Lleytona czuć umiłowanie do historii tenisa. Odróżnia ziarna od plew. Nie kupuje tanich błyskotek, nie lubi trenerów, którzy szpanują eleganckimi okularami i zegarkami. Woli pracować z „Rocheyem”. Tony Roche, na którego wszyscy australijscy tenisiści wołają Rochey, to dusza człowiek. Przed laty prowadził Ivana Lendla, Rogera Federera i Pata Raftera, ale z Hewittem łączy go niezwykła więź emocjonalna. Lleyton jest niczym syn przy Tonym. Słucha wszystkiego co ma do przekazania Roche – mistrz Roland Garros 1966. Rochey trafił na pokolenie wielkich australijskich mistrzów, wygrał tylko jednego Szlema w singlu, ale nie zraża się tym, że nie jest tak sławny jak Laver czy Emerson. „Spotkałem wspaniałych ludzi w swoim życiu. Lleyton to prawdziwy przyjaciel. Nigdy mnie nie zawiódł.  Pamiętam Wiesława Gąsiorka, dobrego tenisistę z Polski, który walczył o każdą piłkę jak o życie podczas Roland Garros w 1969 roku. W Paryżu poznałem też wspaniałego Madziara – Istvana Gulyasa. Koledzy przestrzegali mnie przed smakiem gulaszu, ale nie mieli racji. W 1966 roku Istvan nie był rozstawiony w Roland Garros, ale zachował się wspaniale przed finałem. Mieliśmy grać finał, ale doznałem urazu kostki, a Istvan zaproponował, że poczeka dobę aż ból minie. Poczekał i… przegrał w trzech setach. Dziś to niepojęte. Nikogo nie byłoby stać na taki gest. No, może Lleytona, bo on kocha sport…” – zauważa Tony Roche, wielki mistrz z Wagga Wagga.



Hewitt kocha sport, dlatego wciąż gra w Pucharze Davisa. Uwielbia analityczny umysł Petera Luczaka, Australijczyka, który zakończył tenisową karierę. Luczak urodził się 31 sierpnia 1979 roku w Warszawie, mieszka w Melbourne, wciąż swobodnie posługuje się językiem polskim. Tata Petera – Krzysztof, nie potrafi żyć bez tenisa. Wyjątkowa ekipa. Po meczu Pucharu Davisa rozegranym we wrześniu 2013 roku na Torwarze, australijscy tenisiści grali na korcie w piłkę. Zbudowali naprędce coś na kształt hokejowych bramek i bawili się w najlepsze. 68-letni Rochey, 32-letni Hewitt, kapitan Pat Rafter i młodzież: Bernie Tomic, Nick Kyrgios, Chris Guccione. Piękny klimat. W Australii sport traktuje się bardzo poważnie, ale nikt nie nakręca spirali oczekiwań. Radość z gry jest najważniejsza. „Lleyton ma w sobie ogrom pasji. Nie szczędzi sił i energii dla młodzieży. Bernie jest niepokorny i ma w nosie cały świat, bo dostał zbyt wiele talentu od Stwórcy, ale Lleyton znalazł na niego sposób. Rzuca się w wir pracy, przypomina wulkan. Kiedy Tomic widzi, że inni są maksymalnie zaangażowani i wpatrują się w Lleytona jak w profesora, przestaje się wygłupiać i dołącza do grupy. Z Marinko Matoseviciem uczyli się podstaw polskiego. Było wesoło przy zamawianiu dań w restauracji” – wspomina Rochey.

Lleyton miał 18 lat kiedy po raz pierwszy zdobył Puchar Dwighta Davisa. Australia pokonała w Nicei Francję 3-2. Debiut w reprezentacji kraju i od razu tytuł. Gdy Rusty śpiewał hymn „Advance Australia Fair”, ciarki przeszywały jego ciało. Tak twierdzi jego siostra Jaslyn, była tenisistka. „Dla Lleytona w tenisie są dwie świętości: Wimbledon i Puchar Davisa. Ja nie mam tyle samozaparcia co on. Nie mam takiej woli zwyciężania i determinacji. Owszem, byłam nr 1 wśród juniorek w Australii w 2000 roku, wygrałam challenger w Canberra, ale nie miałam w sobie tyle energii, aby grać i trenować jak mój starszy brat” – wyznaje Jaslyn. Urodziła się 23 lutego 1983 roku, podziwia brata, śledzi jego występy na kortach, ale uważa, że jeden szaleniec w rodzinie wystarczy.

Wimbledon moim domem


Choć Lleyton do dziś sentymentalnie odnosi się do triumfu na Flushing Meadows w 2001 roku, to jednak Wimbledon pozostaje dla niego boską przystanią, w której znajduje wytchnienie. Owszem, pierwszy złoty skalp jest istotny, tym bardziej, że w półfinale pokonał Jewgienija Kafielnikowa, a w finale Pete’a Samprasa, ale Wimbledon jest miejscem szczególnym. W mistrzowskim sezonie 2002 Hewitt stracił tylko dwa sety na londyńskiej trawie. 7 spotkań i tylko 2 przegrane sety… Z Holendrem Sjengiem Schalkenem w ćwierćfinale. Finałowa potyczka z krwistym Argentyńczykiem Davidem Nalbandianem, miłośnikiem rajdów samochodowych, była balsamem dla duszy Hewitta.
„Trawa jest dla mnie najważniejsza. Wygrałem w karierze 29 turniejów, ostatni z nich w Brisbane na korcie Pata Raftera w styczniu 2014 roku. Pokonałem Rogera Federera, największego gracza w historii, ale na trawie wygrałem aż 7 turniejów. Za nic nie oddałbym wygranej w Wimbledonie” – wyznaje Hewitt.

Trudno w to uwierzyć, ale Wimbledon stoi wyżej w hierarchii Hewitta niż Australian Open. Trochę w tym filozofii zaczerpniętej od Pata Casha. Pat przegrał oba finały Australian Open (w 1987 roku z Edbergiem, a w 1988 roku z Wilanderem). Cash wygrał juniorski Wimbledon w 1982 roku, a w 1987 roku spakował walizkę Lendlowi pokonując Ivana w finale „dorosłego” Wimbledonu. Pat pokonał Ivana w trzech setach, a 15 lat później Lleyton tak samo zakończył zabawę z Davidem Nalbandianem. Trzy sety. Samantha Stosur pokonała Serenę Williams na obcym terytorium (US Open’2011), a przed rodzimą publicznością dotarła zaledwie do czwartej rundy. „Każdy chce mieć cząstkę ciebie, nie można skupić się na grze, bo wszyscy oczekują, że będziesz wygrywał Szlema na ojczystej ziemi, a to arcytrudne. Kiedyś mieliśmy świetnego trenera Harry’ego Hopmana, a dystans dzielący Australię od Europy czy USA sprawiał, że nie wszyscy najwięksi gracze wybierali się w długą podróż. Dlatego dziś tak trudno wygrać Australian Open człowiekowi urodzonemu w Adelajdzie czy Toowoomba” – uśmiecha się Hewitt.



Lleyton miał niepowtarzalną szansę na triumf w Australian Open w 2005 roku. Zagrał świetnie przeciwko francuskiemu specowi od debla Arnaud Clement. Potem nie dał szans Jamesowi Blake’owi, Juanowi Ignacio Cheli, Rafie Nadalowi, Davidowi Nalbandianowi i Andy’emu Roddickowi. W finale wygrał pierwszego seta 6-1, ale Marat Safin pokazał, że nie tylko zręcznie uśmierca pająki odpoczywające na korcie centralnym, ale obezwładnia również największych fachowców od gry w tenisa. Safin, opromieniony wygraną nad Federerem w półfinale, zaczął grać jak z nut od drugiego seta. 6-3, 6-4, 6-4 i marzenia o tytule mistrza Australian Open dla Hewitta odpłynęły w siną dal. „Przeczytajcie imię Hewitta od tyłu i zobaczycie co z tego wyniknie” – śmiał się John McEnroe. Not yell – czyli nie krzycz. Słynne c’mon nie pomogło. Safin pokonał Hewitta, a załamany porażką Lleyton zapragnął uleczyć duszę i zakupił pierścionek zaręczynowy Bec Cartwright. Ot, recepta na sportowe niepowodzenia…

Brzdące radością życia

Komentator australijskiej telewizji, Allan Stone, uważa, że Lleyton powinien był wygrać Australian Open w 2005 roku. „To byłaby dla niego trampolina. Jeden tytuł na własnym terenie uskrzydliłby go. Mógł poszybować wysoko i wygrać US Open, a może nawet powalczyć z Federerem na trawie” – twierdzi Stone.

Lleyton to nie tylko świetny tenisista, ale i zdolny komentator. Podczas Australian Open jest często zapraszany do pracy z mikrofonem. W tym roku odpadł w I rundzie po pięciosetowej bitwie z Andreasem Seppim, więc stacja Channel 7 skwapliwie skorzystała z okazji i zaprosiła Lleytona jako eksperta. Hewitt przychodził 45 minut przed meczem, grzecznie pytał czy może zająć krzesło po lewej stronie. Nikt nie rozkładał mu czerwonych dywanów. Jakby go nie było. Sam zrobił sobie kawę, był uprzejmy, skupiony na pracy, ale gdy rozpoczynał się mecz, zamieniał się w ogień elokwencji i erudycji. „Ktoś kiedyś powiedział, że najlepsze co przydarzyło się w życiu Hewitta to romans z Kim Clijsters. Tak naprawdę Lleyton otworzył oczy Kim i to dzięki niemu stała się tak popularna na antypodach. Lleyton to chłopak, który kocha proletariat, lubi mieć ciszę w domu, a słodka przed kamerą Kim jest wulkanem szalonych emocji. Zodiakalna Bliźniaczka, a więc podróżuje pomiędzy złością a czarem, Makalu a Doliną Śmierci. Przy aktorce Bec Cartwright Lleyton wspaniale odpoczywa. Ona jest uosobieniem spokoju w domowych pieleszach. I o to chodzi. My, Australijczycy lubimy zabawę, ale w domu nie chcemy wędrować ze szczytu w dolinę i z powrotem” – mówi koleżanka Lleytona po fachu, była tenisistka, a dziś kapitan australijskiej kadry w Pucharze Federacji, zodiakalna Wodniczka, Alicia Molik.

Lleyton jest czarującym tatą. Zabrał synka Cruza (11 grudnia tego roku brzdąc skończy 6 lat) na mecz charytatywny dla ofiar powodzi w Queensland. Chce, aby malec przemieszczał się swobodnie pomiędzy naciągami, rakietami i szatniami na Rod Laver Arena. 21 lipca 2015 roku Lleyton będzie świętował 10 lat małżeństwa z Bec. Goście zaproszeni na wesele w Sydney twierdzą, że zabawa była boska, w iście australijskim stylu, a więc zanurzona w zwariowanej namiętności. Kim, jak dobrze, że postawiłaś na koszykarza…



Córki: Mia Rebecca (9 lat) i Ava Sydney (3 i pół roku) są zapatrzone w tatusia. Na razie najmłodsza twierdzi, że tata musi być jakimś słynnym kompozytorem albo geografem, bo najbardziej lubi ogladac znaczek pocztowy wydany przez Australia Post w 2002 roku. Lleyton jest na znaczkach i pocztówkach. Został obdarowany tytułem najbardziej popularnego młodego Australijczyka w 2003 roku. Dlaczego? Pewnie dlatego, że walczy do końca o każdą piłkę.

Zostawia serce na korcie i otrzymuje burzę braw. Zagrał w 61 Wielkich Szlemach, a tegoroczny Wimbledon jest jego 16 wyprawą na Church Road. I serce, które Rusty zostawia na korcie, bije też dla Bec, brzdąców oraz dla paraolimpijczyków  i dzieciaczków chorujących na nowotwory, które Lleyton odwiedza po cichu, bez blasku fleszy i kamer. Wymyka się z domu z żoną, babcia Cherilyn (mama Lleytona) zostaje z wnukiem i wnuczkami, a Lleyton, Bec i Evonne Goolagong-Cawley wyruszają do szpitala, aby dać uśmiech potrzebującym…
Tomasz Lorek, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze