Koniec epoki polskiej w reprezentacji Niemiec? Został tylko Podolski

W półfinale mistrzostw świata w RPA w reprezentacji Niemiec zagrało aż trzech piłkarzy urodzonych w Polsce. W sobotę na Stadionie Narodowym wystąpi co najwyżej jeden. Końca dobiegła era, gdy urodzeni w naszym kraju futboliści decydowali o sile drużyny narodowej naszych zachodnich sąsiadów.
Cztery lata temu gwizdek Węgra Viktora Kassaiego rozpoczął w Durbanie sześćdziesiąty drugi mecz mistrzostw świata. W środowy wieczór 7 lipca 2010 roku reprezentacja Niemiec miała walczyć w półfinale mundialu z Hiszpanią. Dla niemieckich piłkarzy urodzonych w Polsce było to apogeum ich znaczenia dla tamtejszego futbolu. Nawet mimo porażki z późniejszymi mistrzami globu.
W południowoafrykańskim półfinale na murawie od pierwszej minuty pojawili się Miroslav Klose, Lukas Podolski i Piotr Trochowski. Podolski miał wówczas 25 lat, rok starszy był Trochowski a najstarszy z „polskiej” trójki – Klose – liczył sobie trzydzieści dwie wiosny. Zaledwie cztery lata później na Stadionie Narodowym zobaczymy co najwyżej jednego z nich i to najpewniej wchodzącego na boisko z ławki rezerwowych. Klose reprezentacyjną karierę już zakończył, a Trochowski wciąż nie może odnaleźć się po poważnej kontuzji kolana. Ostatnim symbolem „polskiej” ery niemieckiej kadry, okresu, gdy urodzeni w Polsce piłkarze decydowali o sile ofensywnej Die Mannschaft, jest Lukas Podolski.
Do Polski tylko na ryby
W niemieckich barwach z pewnością nie zagra już Miroslav Klose. Trudno w to uwierzyć, ale ten urodzony w Opolu syn polskich sportowców – piłkarza Józef Klosego i szczypiornistki Barbary Jeż – jest najskuteczniejszym strzelcem w historii mistrzostw świata! W 23 minucie szalonego półfinału z Brazylią (i w Brazylii) Klose wbił swoją szesnastą i jednocześnie rekordową bramkę – aby ustanowić ten historyczny wyczyn potrzebował trzynastu lat i czterech mundiali. Rekord ustanowił oczywiście dla Niemiec, bo właśnie reprezentację tego kraju wybrał w 2001 roku. Skuteczniejszy od Jerzego Engela okazał się wówczas selekcjoner Rudi Völler, mimo iż Klosego namawiali na Polskę Stefan Majewski (trener rezerw 1. FC Kaiserslautern) i Andrzej Szarmach (przyjaciel rodziny).
Miro nigdy nie był ulubieńcem polskich kibiców. Przez wielu uważany jest zresztą za bardziej niemieckiego od niejednego Niemca. Wytykano mu nader często, że to on najgłośniej śpiewa hymn państwowy Das Lied der Deutschen; wciąż zestawiano go także z Podolskim, który w przeciwieństwie do Klosego na każdym kroku podkreślał swoją polskość. Nie cierpią go także polscy dziennikarze z którymi od dekady nie chce rozmawiać w swoim ojczystym języku.
Na co dzień Klose Polski jednak nie unika. Po polsku mówi w rodzinnym domu. Tak samo komunikuje z dziećmi i żoną Sylwią, Polką z pochodzenia zresztą, którą poznał w czasach gry w Kaiserslautern. Ona pracowała w klubowym sklepie, on grał piłkę. Tam też spotkali się z Kamilem i Roksaną Kosowskimi, z którymi Mirek i Sylwia przez kilka lat utrzymywali bliskie kontakty. Do dziś zresztą Klose lubi wpaść do Polski, aby… łowić ryby. Teraz napastnik Lazio Rzym będzie miał na to znacznie więcej czasu, bo w sierpniu, tuż po mistrzostwach świata, oficjalnie zakończył swoją reprezentacyjną karierę.
Start w Gliwicach, finisz w Zabrzu?
Rudi Völler od polskiego selekcjonera szybszy okazał się dwukrotnie. Raz – w przypadku Klosego, drugi trzy lata później gdy wahał się Lukas Podolski, a właściwie Łukasz Józef Podolski. Paweł Janas zaoferował piłkarzowi Koeln pamiątkową koszulkę reprezentacji, a Völler… wyjazd na mistrzostwa Europy w Portugalii. I tę obietnicę spełnił. 19-latek zdecydował się więc na kadrę Niemiec, czego dziś raczej nie może żałować. W tym roku świętuje swoje dziesięciolecie w zespole narodowym. Zdążył już zdobyć trzy medale mistrzostw świata (w tym złoty!) i wicemistrzostwo Europy. 118 meczów i 47 bramek przed trzydziestymi urodzinami musi imponować. W tym samym czasie polska reprezentacja zakończyła udział w MŚ 2006 i Euro 2008 na… fazie grupowej.
Związki Podolskiego w Polską są szalenie ścisłe i o jego słabości do kraju rodziców nie trzeba nikogo przekonywać. Dzięki Waldemarowi i Krystynie Podolskim do dziś Łukasz nieźle mówi po polsku. Co ciekawe zarówno ojciec, jak i matka, byli mistrzami kraju! Waldemar w 1980 roku razem z futbolowymi Szombierkami Bytom, matka osiem lat wcześniej z handballową Sośnicą Gliwice. Polką jest żona Poldiego Monika Puchalska z którą ślub wziął… oczywiście w Polsce (w 2011 roku w kościele parafialnym w Kamionnej). Na co dzień piłkarz Arsenalu Londyn jest zagorzałym kibicem Górnika Zabrze w którym, jak wciąż zapowiada, chce zakończyć karierę. Przyjaźni się ze Sławomirem Peszką i Tomaszem Kłosem, koleguje z Wojciechem Szczęsnym i Adamem Matuszczykiem. W Polsce pomaga także charytatywnie: w maju 2014 roku otworzył na warszawskiej Pradze świetlicę dla dzieci „Arka”.
Podolski to jedyny z „polskiego” tria piłkarz, który w sobotę może pojawić się na murawie Stadionu Narodowego. Czy pojawi się – to zupełnie inne pytanie. Na brazylijskich mistrzostwach bywało z tym słabo, bo Podolski grał epizodycznie. Wystąpił tylko w dwóch meczach grupy G – osiem minut z Portugalią i 46 z USA. Na inaugurację eliminacje Euro 2016 nie było lepiej – w spotkaniu ze Szkotami zagrał zaledwie siedem minut. Kto wie jednak czy Joachim Loew nie wróci pamięcią do lata 2008, kiedy Podolski dwukrotnie pokonał Artura Boruca w austriackim Klagenfurcie i nie da piłkarzowi urodzonemu w Gliwicach jeszcze jednej szansy?
Pechowiec z Tczewa
Największym pechowcem z tego grona jest Piotr Trochowski. W reprezentacji Niemiec zadebiutował dwa lata później od Podolskiego i pięć od Klosego, aby… najszybciej z całej trójki zakończyć granie w kadrze narodowej. W październiku 2006 wystąpił w towarzyskim spotkaniu z Gruzją i od tego czasu rozegrał dla Die Nationalmannschaft 35 gier. Jego ostatnim meczem był wspomniany półfinał mistrzostw świata z Hiszpanią. Brązowy medal południowoafrykańskiego mundialu i srebrny Euro 2008 to największe sukcesy pochodzącego z Tczewa piłkarza. Dziś Trocho jest jednak poza zespołem Joachima Loewa.
Karierę Trochowskiego zatrzymała w październiku 2012 roku kontuzja kolana. W meczu szóstej kolejki Primera Division z Barceloną filigranowy pomocnik zerwał więzadła krzyżowe. Uraz i kilkunastomiesięczna rehabilitacja przerwały fantastyczny początek rozgrywek – wszakże Trochowski zdążył już strzelić bramki nie tylko pechowej Barcelonie, ale także Realowi Madryt! Do końca sezonu 2012/2013 nie rozegrał już żadnego meczu. Na boisko wrócił skutecznie rok później, ale nie wystarczyło to, aby przekonać działaczy z Andaluzji do kontynuowania współpracy. Ostatecznie miesiąc temu hiszpański klub rozwiązał kontrakt Trochowskiego za porozumieniem stron.
Dziś trudno prorokować, aby 30-latek wrócił do łask obecnego selekcjonera. Trochowski eliminacyjny mecz z Polską obejrzy więc w telewizji, ale można się spodziewać, że… będzie kibicować Polsce! Klose – nie chce, Podolski – nie może, a Trochowski od zawsze podkreślał przecież, że występy w biało-czerwonej koszulce to jego niespełnione marzenie. Szkoda tylko, że niespełnione.
Komentarze