Gordon Strachan: złośliwy karzeł

Patrzysz na niego i jeśli zdołasz się przebić przez szkocki akcent, to i tak nigdy nie wiesz, czy żartuje, czy mówi serio. Tak już ma i kolor włosów na pewno nie ma tu nic do rzeczy. Trenerem jest jednak świetnym.
Jako piłkarz musiał radzić sobie w tłoku. Grał w lidze szkockiej i angielskiej w czasach, kiedy masowo zatrudniano tam krwiożerczych drwali. Jeśli nie mogłeś się bronić łokciami, to musiałeś być szybszy i sprytniejszy. Szukać wolnych miejsc na boisku, akurat tam, gdzie chwilowo nie dochodziło do karambolu.
We fragmentach meczów z tamtych lat widać rudą, lwią czuprynę, która powiewa na wysokości barków obrońców rywali i atomowe strzały z pozycji, z których nikt by się nie spodziewał uderzenia. Fryzjera nie zmienił od lat, ale stał się jeszcze bardziej wygadany i złośliwy.
To taki typ, z którym każdy dziennikarz chciałby porozmawiać, bo zawsze powie coś ciekawego. Przed wywiadem i w jego trakcie spoci się jednak na pewno, zmęczy i całkiem możliwe, że wyjdzie retorycznie pobity. Koncentrację trzeba zachować od "dzień dobry" aż do "dziękuję za wywiad", bo każde pytanie, które się Strachanowi wyda banalne, natychmiast zostanie skontrowane. Jedno nieuważne zdanie i z łowcy staniesz się ofiarą.
Dowodów dał aż nadto: "Gordon, jak myślisz, w jakich obszarach Middlesborough było dzisiaj lepsze od twojej drużyny?" Strachan: W jakich? Przeważnie w tym dużym zielonym, które widać niedaleko.
Nie oszczędza też kolegów z boiska. O Ericu Cantonie, z którym grał w Leeds powiedział: "Jeśli Francuz zaczyna ględzić o mewach, trawlerach i sardynkach, zostanie okrzyknięty filozofem. Ja byłbym nazwany szkockim kurduplem, który gada bzdury".
Wyrósł na drugą po sir Aleksie Fergusonie osobowość w szkockim futbolu, zwłaszcza od kiedy zdobył z Celtikiem Glasgow trzy z rzędu mistrzostwa Szkocji. Jak to często bywa, jeśli są dwie silne osobowości, to musi między nimi iskrzyć. Tak jest między Strachanem i Fergusonem, chociaż trudno wskazać jeden konkretny moment, od którego by się zaczęło.
Niektórzy wskazują na moment, w którym Strachan podpisał wstępną umowę z FC Koeln, nie informując o tym trenera Aberdeen, którym wtedy był Ferguson. Ostatecznie Strachan trafił do Manchesteru United, a kilka lat później przyszedł tam jego poprzedni szkoleniowiec. Najgłośniej o ich niechęci zrobiło się, kiedy Ferguson wypalił, że Strachanowi nie można ufać za grosz.
A co na to obecny selekcjoner Szkocji? "Kiedy byłem w Aberdeen Alex Ferguson puszczał nam często kasety z przemówieniami Billa Shakly'ego. Puszczał też w autokarze jakiegoś piosenkarza, którego myśmy nie znosili a on kochał. Jednego wieczoru kaseta zniknęła. Jeśli do tej pory się zastanawia, kto mu ją gwizdnął, to mówię, że byłem to ja. Może ma rację, że nie można mi ufać?"
Za niewyparzoną gębę nie zostałby jednak selekcjonerem Szkocji. Ma po prostu wyrobioną markę i można tylko się dziwić, że musiał czekać na tę propozycję aż przez trzy lata jako bezrobotny. W tym czasie Craig Levein pogrążał kadrę w chaosie, aż wreszcie Szkocja zawołała: ratuj! I nie odmówił. Do mistrzostw świata w Brazylii nie zdołał awansować, ale odmienił grę drużyny. Z Polską już raz wygrał.
Komentarze