Szalony finisz na Loftus Road, trzy punkty jadą na Anfield

Piłka nożna
Szalony finisz na Loftus Road, trzy punkty jadą na Anfield
fot. Telegraph

Kto nie mógł dziś zostać do samego końca spotkania w Londynie może czuć się wielkim przegranym. W starciu beniaminka z wicemistrzem długo nic wpaść nie chciało, jednak warto było czekać na niesamowitą końcówkę, z trzema golami w doliczonym czasie!

Loftus Road gościło dziś wicemistrza Anglii - beniaminek QPR dowodzony przez Harry'ego Redknappa podejmował Liverpool Brendana Rodgersa. Mimo gorszej dyspozycji oraz ciągle braku Daniela Sturridge'a, faworytem meczu wciąż byli goście. Na trybunach zasiadł selekcjoner reprezentacji Anglii, Roy Hodgson.

Pierwsza połowa toczyła się o dziwo pod dyktando gospodarzy, którzy byli bardziej konkretni pod bramką rywala i dużo bliźsi zdobycia pierwszej bramki. Znakomitą okazję zmarnował Leroy Fer - piłka wolno tocząca się z prawego skrzydła ominęła wszystkich powracających defensorów Liverpoolu i trafiła do nadbiegającego Holendra. Ten jednak przesadził z siłą i trafił futbolówką w poprzeczkę.

Fer miał zresztą kolejną dobrą okazję na gola. Świetnie znalazł się w podbramkowym zamieszaniu, wyprzedził Simona Mignoleta i ponownie obił poprzeczkę. Później z linii bramkowej piłkę wybił Skrtel. Liverpool odpowiedział tylko miernymi strzałami z dystansu Balotelliego i pomyłką Stevena Gerrarda. Mimo wielu klarownych sytuacji na tablicy wyników do przerwy było bez bramek.

Po wznowieniu gry do ataku jako pierwsi ruszyli gospodarze - w polu karnym dobrze odnalazł się inny ze środkowych pomocników QPR, Sandro - i celnie uderzał na bramkę Mignoleta. Belg jednak skutecznie sparował piłkę. Kilka minut później swoją sytuację z ostrego kąta miał Charlie Austin. Przebieg meczu był zgoła inny niż mogliśmy się spodziewać - dużo bliżej zdobycia bramki był zespół Queens Park Rangers.

Futbol jest jednak przewrotny, więc na przekór przebiegowi gry - pierwszą piłkę meczową miał… Mario Balotelli. Szansę na wykończenie akcji miał Adam Lallana, piłkę pod nogi Balotelliego obronił golkiper Alex McCarthy, a Włoch… nie trafił do pustej bramki. Przeniósł piłkę nad poprzeczką.

Z pomocą przyszli więc… defensorzy gospodarzy. Niefortunnie interweniował Richard Dunne i Liverpool niezbyt zasłużenie prowadził na Loftus Road w 68. minucie.

Kiedy wydawało się, że nic nie wyrwie już gościom zwycięstwa, jedną z akcji na gola zamienił beniaminek. Dość przypadkowa i zarazem efektowna wymiana piłki między Eduardo Vargasem a  Charliem Austinem zakończyła się dobitką z bliskiej odległości tego pierwszego. QPR zasłużyło na tę bramkę.

Gospodarze szli za ciosem i chwilę później mogło być już 2:1. Piłkę z głowy Vargasa zdjął w ostatniej chwili jednak Martin Skrtel. Niewykorzystane akcje potrafią się mścić i to goście zdobyli zwycięską bramkę. Błyskawiczną kontrę wyprowadził Raheem Sterling, piłka trafiła na lewe skrzydło do Coutinho. Brazylijczyk zszedł do środka i mierzonym strzałem zmieścił piłkę przy słupku bramki McCarthy'ego.

Wydawało się, że na tym emocje w Londynie się skończą, ale… nic z tych rzeczy. Rzut rożny minutę później na kolejnego gola zamienił superzmiennik Vargas! Chilijczyk przebywał na boisku nieco ponad 10 minut i zdobył dwie bramki. 2:2!

Końcowy gwizdek? Nie ma mowy! Tuż przed ostatnimi sekundami Liverpool wyprowadził kontrę, którą do bramki skierował… obrońca gospodarzy, Steven Caulker. Drugi samobój i ustalenie wyniku na 2:3! Niesamowita końcówka tego szalonego spotkania. Piłkarze The Reds strzelili dziś zaledwie jednego z pięciu goli, ale trzy punkty jadą na Anfield!



Queens Park Rangers - Liverpool FC 2:3 (0:0)

Eduardo Vargas 87', 90+2' - Richard Dunne sam. 67', Coutinho 90', Armand Traore sam. 90+5'

Hubert Chmielewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze