Łabędź, który ukochał futbol

Piłka nożna
Łabędź, który ukochał futbol
fot. PAP
Marco Van Basten kończy 50 lat

W noc, kiedy kończył karierę włoska stacja telewizyjna Italia 1 nadała film przypominający jego gole. Obejrzało go 30 procent widzów, którzy wówczas mieli włączone telewizory na Półwyspie Apenińskim – dziś 50 lat kończy jeden z najlepszych snajperów w historii futbolu, Marco Van Basten.

Z tego powodu Luca Bianchin z „La Gazzetta dello Sport” dedykował mu artykuł wypisujący 50 powodów, dla których stał się legendą piłki nożnej. Holenderski Voetbal International dedykuje rodakowi okładkę najbliższego  magazynu. W końcu pół wieku temu urodził się pierwszy trzykrotny zdobywca „Złotej Piłki”, mistrz Europy z 1988 roku, dwukrotny zwycięzca Klubowego Pucharu Mistrzów (poprzednika Ligi Mistrzów), strzelec 128 goli w 133 meczach Ajaksu i 90 goli w 147 spotkaniach dla Milanu. Kiedy trafiał do siatki w Serie A, Milan nigdy nie przegrał! To tak po krótce. Bo i zbyt krótka była jego kariera – skończył ją w wieku 28 lat, po długiej kalwarii spowodowanej kilkoma kontuzjami kostki (choć oficjalnie nastąpiło to przed 30. urodzinami).


Van Basten był gwiazdą futbolu innych czasów, jednym z symboli ery, którą znaczył Milan – drużyna zbudowana wedle koncepcji Arrigo Sacchiego, która zrewolucjonizowała piłkę. Wraz z nim Ruud Gullit i Frank Rijkaard tworzyli niezapomniane trio „Latających Holendrów”. Diego Armando Maradona, być może jedyny piłkarz, który w jego czasach mógł czuć się lepszy, powiedział: - Marco zakończył karierę w momencie, kiedy miał stać się najlepszym z wszystkich.


„Łabędź z Utrechtu” był fenomenem pod wieloma względami – grał jako klasyczny napastnik, ale mimo 188 centymetrów (wedle niektórych źródeł 190) nie był typowym napastnikiem używającym siły i wzrostu. 100 metrów przemierzał poniżej 11 sekund, a pomiar mocy na rowerze pokazywał 550 watt, ale Van Basten obdarzony był cudowną techniką, której dowodem jest choćby gol z finału Euro 1988 przeciwko ZSRR. Kilka kolejnych tylko to potwierdzają.


Nic dziwnego, że kiedy kończył karierę płakali i Sacchi, i Fabio Capello. Także dlatego, że Van Basten jest wyjątkowym człowiekiem – w czasach, kiedy na Półwyspie Apenińskim płacono najlepiej, a piłkarze kupowali Ferrari i Porsche, on jeździł Lancią Turbo i Fiatem Uno. Gra w krykieta, tenisa, kocha golf, jeździ na łyżwach, grywa na pianinie. A przecież wywodzi się z biednej rodziny i do wszystkiego dochodził pracą i poświęceniem.

 

Marco Van Basten urodził się pół wieku temu, ale do dziś jest idolem San Siro, ukochanym napastnikiem, a może w ogóle piłkarzem Silvio Berlusconiego, właściciela i głównego sponsora Milanu. Dla Holendrów jednym z niewielu, którzy zbliżyli się, a może osiągnęli poziom Johana Cruyffa. Niektórzy szukając w dzisiejszych czasach jego naśladowcy, znajdują pierwiastek tego geniuszu w osobie Zlatana Ibrahimovicia - ten sam błysk, podobne warunki fizyczne, doskonała technika. A mimo to Szwedowi daleko do pierwowzoru. Van Basten znaczył epokę przełomu lat 80. i 90. - do dziś jednak jego gole mogą zachwycać, a gra inspirować. Nawet jeśli młodzież woli współczesne gwiazdy telewizji...

Marcin Lepa

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze