Z dala od szrotu – piłkarskie księstwo poznańskie

Piłka nożna
Z dala od szrotu – piłkarskie księstwo poznańskie
fot. Cyfrasport
Aleksandar Tonev, Artjoms Rudņevs, Semir Štilić i Sergei Krivets.

W zatrudnianiu wielkich – ale jak się okazało: niewiele wartych – gwiazd, specjalizowały się Pogoń Szczecin (Salenko, Adriano, Amaral) i Widzew Łódź (Borowka, Demianienko). Najwięcej talentów – niezauważenie, rzecz jasna – przeszło przez Wodzisław (Moledo, Popow). Z byłych stranierich Lecha Poznań nikt nie gra dziś w Tottenhamie, nikt nie przychodził jako król strzelców Mundialu. To jednak "Kolejorz" góruje nad towarzystwem.

Jego piłkarze błyszczeli, tak w Polsce, jak zagranicą. I pewnie jeszcze nie raz zabłysną.

- Presja wyników nakazuje włodarzom ściągać obcokrajowców. Ci jednak bardzo rzadko okazują się lepsi od Polaków. To bez sensu – komentował Marcin Malinowski z Ruchu Chorzów. Sytuacja na szczęście zaczyna się zmieniać. I nie chodzi nawet o polską młodzież. Kiedyś ściągaliśmy głównie słabych Serbów, Afrykańczyków i Brazylijczyków. O solidnym Francuzie, Hiszpanie czy Portugalczyku mogliśmy pomarzyć. No, był Anglik Stanford, ale to akurat lepiej przemilczeć. Dziś jest i Marco Paixao, i Herald Goulon, do niedawna był też Dani Quintana. Piłkarze na przyzwoitym poziomie. Jednak zagraniczny "szrot" – także z krajów piłkarsko rozwiniętych – nadal się gdzieś przewija. Taki już urok ekstraklasy.

Wyjątkiem jest Poznań. Nawet jeśli przyjdzie tam jakiś Gordan Golik, od razu zniknie w tłumie Rudnevsów i Lovrencsicsów. Lech ma nosa do rynków zagranicznych. Z całej ekstraklasy, to ostatnio właśnie on wypromował najwięcej stranierich do silnych lig Europy. Rudnevs co prawda przechodził lekki kryzys, ale niedawno strzelił Werderowi i asystował z Augsburgiem. W sezonie 2012/13 był przecież najlepszym strzelcem HSV (12 goli), a kibice układali o nim piosenki. Tonew może i nie sprawdził się w Premier League, ale jednak rozegrał te 17 meczów, a Paul Lambert co rusz podkreślał jego ogromny potencjał. Świetnie natomiast spisuje się Kriwiec. Dwie asysty w Ligue 1, w tym jedna z PSG, plus bramka przeciwko Bastii. Już raz nawet wylądował w jedenastce kolejki. Francuzi twierdzą, że to kluczowy piłkarz FC Metz.

Poziom niżej jest Stilić, który Europy nie podbił, ale po transferze do Wisły, znów podbija ekstraklasę. Obok Arboleda, pozostający na razie bez klubu, jednak przez sześć lat stanowiący o defensywie Lecha. Pod koniec zresztą na siłę wypychany, zupełnie jak swego czasu Kriwiec... Ich poprzednicy też solidni. Hernan Rengifo – najlepszy strzelec „Kolejorza” w sezonie 2007/08 (12 bramek), w tym samym czasie uznany najlepszym Peruwiańczykiem w ligach zagranicznych. Henry Quinteros – rodak Rengifo, zapamiętany z pięknych bramek i genialnych przerzutów, za rok 2006 wybrany do jedenastki obcokrajowców. Jeśli spojrzeć na obecną kadrę Lecha, wrażenia podobne. Douglas, Lovrencsics, Hamalainen. Wszystko to zawodnicy, którzy mogą pójść śladem przynajmniej Tonewa.

Lech to ponadto zawsze silna pozycja numer 9. No, prawie zawsze. Nie jest przypadkiem, że najlepszy polski piłkarz od czasów Zbigniewa Bońka, w dodatku napastnik, do wielkiej piłki wchodził właśnie w Poznaniu. Rengifo – Lewandowski – Rudnevs – Teodorczyk. Fajnie to wygląda. Jest taki system następców – Lewandowski za Rengifo, Rudnevs za Lewandowskiego. Oczekiwania z każdym rokiem większe, ale jak dotąd się sprawdzało. Tylko ten Sadajew coś nie może zaskoczyć... Tak czy owak – napastników zazdrości/ła im cała ekstraklasa. Duża w tym rola świetnego przeglądu stranierich.

Z Lechem pod kątem dobierania obcokrajowców, konkurować może chyba tylko Wisła. Mieli Marcelo (potem PSV i Hannover), mieli Diaza (gwiazda Mundialu w Brazylii), mieli w końcu Meliksona (ponad 50 występów w Valenciennes). No i przede wszystkim – Kalu Uche. Pierwszą tak wielką (na boisku) zagraniczną gwiazdę ekstraklasy (potem m.in. Bordeaux, Almeria, Espanyol). Legia na swoich stranierich zarobiła znacznie mniej. W ekstraklasie wypromował się chyba tylko Ouattara (ponad 60 występów w Kaiserslautern). Do Hannoveru poszedł też Svitlica, ale rozegrał tam zaledwie trzy mecze (patrz: Mucha w Evertonie). Kariery po Legii zrobili co prawda Elton i Cabral, jednak oni akurat w Warszawie nie błyszczeli. Podobnie jak Arruabarrena – strzelec czterech goli w tym sezonie La Liga (!!!). Novo i Blanco trafili tu „przez nazwisko”, nic nie pokazali, stereotyp ten przełamali tylko Ljuboja z Edsonem.

Lech stosuje prosty schemat: tanio kupić, wypromować, drogo sprzedać. Idealny w polskich warunkach. Na Rudnevsie i Tonewie zarobił w sumie 6,7 miliona euro, inwestując zaledwie 950 tysięcy. Ponadto odkrywanie nowych rynków. Douglas to jedyny Szkot w historii ekstraklasy, świetnie się zapowiadający Jevtić – jedyny Szwajcar, Hamalainen – jeden z pięciu Finów, Lovrencsics – jeden z czterech Węgrów. Wicekrólem strzelców tego kraju był zresztą Artjoms Rudnevs. Wicekrólem strzelców Białorusi – Siergiej Kriwiec. Czyli po prostu gwiazdy słabszych niż polska lig. A nie jakieś tam bawienie się w Hiszpanów z trzeciego sortu czy Brazylijczyków z 20. Potrzebne jest jednak szczęście, bo Ivans Lukjanovs też był czołowym snajperem na Łotwie, a w Lechii co rusz się przewracał...

Duży wpływ na transferową pozycję Lecha ma na pewno sezon 2010/11. Hat-trick Rudnevsa z Juventusem, wygrana z Manchesterem City. Na Etihad nadal robią „Poznan”. Obcokrajowcy wiedzą, że jeśli wybić się w Polsce, to najlepiej przy Bułgarskiej. Taka fatamorgana oazy na piłkarskiej pustyni. Dziś jednak w kraju niepodzielnie rządzi Legia Warszawa. W roku 2013 zarobiła (nie licząc transferów) 95 milionów złotych, Lech – tylko 50 mln. Trafieni obcokrajowcy coraz rzadziej przynoszą wyniki. Budżet robi swoje. W Warszawie mają zresztą, i Radovicia, i Sa, i Dudę. Dziś – poza tym pierwszym – to przed nimi stoi Europa. Lech może się już tylko delikatnie odgryzać.

Rafał Hurkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze