Historia baseballisty z Krokodyla Police, który został mistrzem Europy w kickboxingu
Dwukrotny mistrz Europy w kickboxingu w kategorii 57 kg Kacper Narloch sportową przygodę rozpoczynał od pływania i baseballu. Ze sportami wodnymi nie zerwał, a jego hobby to nurkowanie. Na co dzień pracuje jako żołnierz zawodowy w Szczecinie.
Miesiąc temu w słoweńskim Mariborze Narloch obronił tytuł mistrza kontynentu w formule kick ligh, powtarzając sukces sprzed dwóch lat z Bukaresztu. Za każdym razem skutecznie o złoto walczył z Turkiem Metinem Adancem.
- W Rumunii po pierwszej rundzie przegrywałem z nim, a dopiero jak zmieniłem taktykę, udało się wygrać. W Mariborze chyba była większa presja, bowiem moi koledzy z kadry przegrali trzy wcześniejsze finały z Turkami. Na szczęście mi się udało uratować honor biało-czerwonych, a Adanc nie potrafił się zrewanżować - powiedział Narloch.
Kickbokser pochodzący z miejscowości Przęsocin, leżącej na skraju Puszczy Wkrzańskiej, za swój najważniejszy sukces uważa wicemistrzostwo świata z 2011 roku.
- Stoczyłem wtedy cztery ciężkie pojedynki, w tym m.in. z rywalem z Węgier, z którym wcześniej dwa razy przegrałem. W dorobku mam też cztery zwycięstwa w Pucharach Świata i 14 tytułów mistrza kraju, nie tylko w kickboxingu, lecz również w taekwondo, K-1 i boksie tajskim - dodał.
W Przęsocinie nie było żadnego klubu sportowego, dlatego od małego przyzwyczajał się do dojazdów na treningi do Polic.
W trzeciej klasie podstawówki tata zaprowadził mnie do szkółki pływackiej, zaś w czwartej doszedł jeszcze baseball. Grałem w drużynie o nazwie Krokodyle Police, brałem udział w mistrzostwach kraju młodzików. Do sportu przez duże S trafiłem dopiero w liceum za namową przyjaciela, który trenował już kickboxing w klubie Alkon Szczecin. Moim pierwszym szkoleniowcem był nieżyjący już Jan Brodowiak - wspominał Narloch.
Kickboxing jest jego pasją. Oprócz tego, że sam walczy, prowadzi treningi w Policach, ma tytuł magistra wychowania fizycznego. Ale z tego sportu trudno się utrzymać, nie jest to dyscyplina olimpijska, dlatego każdy dzień rozpoczyna wcześnie rano w 12. Brygadzie Zmechanizowanej w Szczecinie.
- Jestem żołnierzem zawodowym, staram się pogodzić karierę sportową ze służbą i całe szczęście na razie mi się to udaje. Nie jest lekko, bo wychodzę wcześnie z domu, a wracam dopiero późnym wieczorem. Ale nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Jako dzieciak jeździłem autobusem 15 kilometrów w jedną stronę trzy razy w tygodniu, a do tego indywidualnie rozciągałem się i boksowałem na worku, który wisiał w moim pokoju - zaznaczył.
Jego pierwszymi zawodami były eliminacje strefowe do mistrzostw Polski w Lesznie. Wtedy posmakował i pierwszego zwycięstwa, i pierwszej porażki.
- Wygrałem inauguracyjną walkę przed czasem i bardzo mnie to podbudowało, ale kolejną niestety przegrałem dwoma punktami. Nauczyło mnie to pokory, przekonałem się, że można wygrać w dobrym stylu, lecz później trafić na kogoś lepszego od siebie. To jest właśnie piękno sportów walki - dodał.
W wolnych chwilach Narloch pływa i nurkuje.
- Ale sportem numerem jeden jest kickboxing. To mój priorytet w życiu i cokolwiek bym nie robił, zawsze układam plany mając to na pierwszym miejscu. Uważam, że tylko w ten sposób można odnieść sukces - podkreślił.
Komentarze