Dominował Madryt. Przełomowy rok w Hiszpanii

Piłka nożna
Dominował Madryt. Przełomowy rok w Hiszpanii
fot. PAP

To był rok Madrytu. Pierwsza część należała do Atletico, druga - do Realu. Nieco w cieniu stolicy znalazła się Barcelona. Przypomnijmy sobie więc, co działo się w roku 2014.

Cóż to był za rok w hiszpańskiej piłce! Po dwunastu latach dominacji hegemonów w końcu napłynęła nowa, świeża krew. Mistrzem kraju w sezonie 2013/2014 zostało Atletico Madryt. Drużyna bez gwiazd. Przynajmniej na początku, bo z każdym kolejnym meczem one się kształtowały. Po fantastycznej walce do ostatniej kolejki gracze Diego Simeone wyprzedzili FC Barcelonę.



Drużyna wykształtowała się bardzo szybko. Fenomenalny bramkarz, znakomity napastnik, a do tego przede wszystkim zawodnicy solidni ze szczyptą fantazji. Najważniejsze było dobro zespołu. Simeone wpoił swoim piłkarzom, że umieranie za resztę jest jedyną możliwością. Bieganie przez 90 minut miało miejsce w każdym meczu. To było niesamowite, gdy patrzyło się na tę drużynę w styczniu, a oni biegali jak szaleni. Patrzyło się w czerwcu, a oni wcale nie przestawali.

Inna Barcelona

 

Do tego znakomite stałe fragmenty gry (ile to meczów Atletico wygrało po takim zagraniu), dyscyplina taktyczna i umiejętność radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Wszystkie te elementy było widoczny w tym ostatnim, decydującym o losach tytułu, spotkaniu. Choć Barcelona prowadziła 1:0 to Diego Godin popisał się złotą główką. Biało-czerwona część Madrytu oszalała.

Camp Nou doceniło zwycięzców. Fani Barcelony i tak mogli mówić o wielkim szczęściu. Przecież nic nie wskazywało na to, że podopieczni Gerardo Martino mogą walczyć tak długo o mistrzostwo. To była jedna ze słabszych drużyn w ostatnich latach, a mimo to mogła zrealizować swój cel. Lionel Messi strzelał – jak zawsze całkiem sporo – i może nie wszyscy doceniali jego pracę, to pozostawał na swoim wysokim poziomie. Koledzy długo nie chcieli mu jednak dorównać.



Coraz starszy Xavi, Iniesta bez błysku, grający na wszystkich pozycjach, tylko nie na swojej nominalnej Fabregas, chaotyczny Pedro czy zagubiony Neymar – to krótka charakterystyka problemów Blaugrany. Do tego obrona, która potrzebowała – tak się wydawało – wzmocnień. Brzmi strasznie, prawda? Tym bardziej brawa, że Barcelona do ostatniej chwili się nie poddała i choć nie przekonywała, to wygrywała i prawie jej się udało. To jednak sprawka słabo punktujących rywali (w ostatnich czterech kolejkach Atletico zdobyło 5 punktów, Barcelona i Real - po 8.

Pracowite lato

No właśnie, Real… Kluczowe były straty punktów z Valencią i Realem Valladolid. Później było już za późno, by nadrobić straty, więc Carlo Ancelotti rzucił wszystkie siły na Ligę Mistrzów. I to mu się opłaciło. Mimo wszystko Cristiano Ronaldo strzelał jak na zawołanie i został królem strzelców (31 goli), wyprzedzając Messiego (28) i Diego Costę (27).

Latem trzeba było przewietrzyć szatnie. Wszystkie aspirujące do tytułu kluby poczyniły głośne transfery. Atletico musiało rozstać się z trzonem zespołu (odeszli np. Courtois, Costa, Filipe Luis). W ich miejsce sprowadzono Oblaka, Mandzukica, Siquiere, Griezmanna czy Cerciego. Barcelona pozyskała nowego trenera – do domu wrócił Luis Enrique. Do tego wydała krocie na Luisa Suareza, który niedawno ugryzł przeciwnika. Sprzedano narzekających Fabregasa i Sancheza. W związku z zakończeniem kariery Carlesa Puyola wzmocniono też obronę. Zbawcami mieli być Thomas Vermaelen i Jeremy Mathieu. Trochę szydzono z tych transferów i w 50% się nie pomylono. To jednak później…



Królem polowania okazał się Real. To jest właśnie polityka Florentino Pereza. Ktoś pokazał się na mundialu? Bierzemy go! Keylor Navas bronił świetnie – po chwili był już liście życzeń, Toni Kroos dyrygował grą w środku i chciał odejść z Bayernu – natychmiast pojawiła się oferta nie do odrzucenia, James Rodriguez został królem strzelców – wydano majątek, który bardzo szybko zaczął się zwracać, bo cała Kolumbia oszalała na punkcie tych przenosin. Marketingowo transfery idealne. I jak się okazało sportowo jeszcze lepsze.

Maszyna, której nie da się zatrzymać

Atletico po wielkiej przebudowie potrzebowało trochę czasu na zgranie. Cały czas jednak wywierało presję na hegemonów. Potrafiło wygrać nawet z Realem Madryt 2:1. Drugi raz z rzędu na Santiago Bernabeu. To zrobiło wrażenie, bo mimo ubytków personalnych i całej plejady nowych zawodników, drużyna Simeone pokazała dokładnie to, co w poprzednim sezonie.

Real to nie był jednak ten zespół, który możemy podziwiać teraz. Od klęski z mistrzem kraju podopieczni Ancelottiego wpadli w trans, z którego nie mogą wyjść do dzisiaj. 22 mecze wygrane z rzędu – 81  goli strzelonych i tylko 10 straconych. Maszyna nie do zatrzymania. Wszystko wygląda niemal perfekcyjnie. Jak Real gra słaby mecz, to wygrywa dwoma lub trzema golami. Jak dobry – to z rywala nie ma co zbierać.




I to mimo kontuzji Luki Modrica, który wraz z Tonim Kroosem stworzył być może najlepszy środek pola na świecie. Nie było Garetha Bale’a, lecz to też nie był problem. Do światowego rekordu brakuje jeszcze dwóch zwycięstw. Rywale będą jednak wymagający. Najpierw Valencia na wyjeździe, a później Atletico u siebie. Czy to właśnie lokalny rywal zatrzyma tę serię?

Polacy się przebijają

Znowu sporo jest narzekania na Barceloną, a mimo to gracze Enrique mają tylko punkt straty do prowadzącego Realu (i jeden mecz więcej). Na początku grę ciągnął Neymar, a w ostatnim czasie wszystko znowu wróciło na barki tego, który zazwyczaj musi ratować. Messi strzela, ale nie tak często jak Ronaldo (Portugalczyk ma 25 goli – Messi 15). W roku kalendarzowym Ronaldo zdobył 38 bramek, a Messi – 35. Tak więc Portugalczyk ma więcej powodów do zadowolenia.

Warto też wspomnieć o Polakach. Przede wszystkim wyróżnia się Grzegorz Krychowiak. Sprowadzony z Reims defensywny pomocnik szybko wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. A teraz kibice nie potrafią wyobrazić sobie jedenastki bez jego obecności! – To jest maszyna – napisał jeden z fanów na Twitterze. I nie ma w tym przesady.



Krychowiak zyskał na tym transferze. Po zaledwie połowie rundy już mówi się o zainteresowaniu wielkich z Anglii. Może nie tak spektakularnie, ale powoli swoją pozycję buduje Cezary Wilk. Zapomniany pomocnik został odkurzony przez trenera Victora Fernandeza i występuje coraz częściej. Spisuje się wyjątkowo przyzwoicie. Kto wie, może stworzy środek pola z Krychowiakem w reprezentacji? Do tego jednak długa droga.

Jakub Baranowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze