Podsumowanie sezonu MotoGP 2014

Moto
Podsumowanie sezonu MotoGP 2014
fot.PAP/EPA

Ekscytujący sezon 2014 upłynął w MotoGP pod znakiem motocyklowej dominacji Marca Marqueza, odrodzenia Valentino Rossiego i kryzysu Jorge Lorenzo. Ale nie tylko...

Broniący mistrzowskiego tytułu, w swoim zaledwie drugim sezonie w MotoGP, 21-letni Marquez był klasą samą dla siebie. Nawet złamana na miesiąc przed Grand Prix Kataru noga nie przeszkodziła Hiszpanowi w wygraniu dziesięciu pierwszych wyścigów z rzędu. Gigantyczna przewaga w tabeli, jaką sobie wówczas wypracował, pozwoliła zawodnikowi Repsol Hondy na nieco zbyt duże odprężenie, a momentami także przesadne ryzyko. Widowiskowe wypadki podczas wyścigów w San Marino i Aragonii szybko sprowadziły go jednak na ziemię, a losy mistrzowskiego tytułu rozstrzygnęły się już podczas Grand Prix Japonii, na trzy rundy przed końcem sezonu.


Młody mistrz kontra stary mistrz

 

Popisując się swoim wyjątkowo agresywnym stylem jazdy i spektakularnymi wejściami w zakręty, Marquez wygrał w tym roku 13 z 18 wyścigów, 14 razy stawał na podium i 13 razy na pole position, zostawiając rywali daleko z tyłu. W międzyczasie przedłużył swój kontrakt z Repsol Hondą na dwa kolejne sezony. Czy to oznacza, że czeka nas kolejna era nudnej dominacji jednego zawodnika? Absolutnie nie! Marquez aż dziesięć wyścigów w tym roku wygrał o mniej niż dwie sekundy, zazwyczaj zaciekle walcząc o wygraną od startu do mety.

Najczęściej głównym rywalem młodego mistrza był nieco zaskakująco stary weteran, Valentino Rossi. 35-latek, najsłynniejszy i najbardziej utytułowany zawodnik w historii sportu, zdaniem wielu wielkimi krokami zbliżał się już do wyścigowej emerytury. Jego poprzedni sezon był dość przeciętny, ale spragniony dziesiątego tytułu mistrza świata, „Doktor” w tym roku bardzo mocno podniósł poprzeczkę. Zmienił szefa mechaników i styl jazdy, w Katarze przegrywając z Marquezem o zaledwie ćwierć sekundy.

Ostatecznie wygrał dwa wyścigi i łącznie aż trzynaście razy stawał na podium, po drodze sięgając nawet po pierwsze od czterech lat pole position. Tytuł wicemistrza świata to jego najlepszy wynik w tabeli MotoGP od roku 2009, kiedy wywalczył swoje siódme i ostatnie do tej pory mistrzostwo w królewskiej klasie. Marquez przez cały rok był co prawda o dwa kroki przed nim, ale Rossi udowodnił, że nie zamierza porzucać marzeń o dziesiątym tytule. Właśnie dlatego przedłużył swój kontrakt z ekipą Movistar Yamaha na dwa kolejne lata.

Lorenzo w górę, Pedrosa w dół

Nieformalnym liderem Yamahy miał być w tym sezonie 27-letni Jorge Lorenzo. Dwukrotny mistrz MotoGP rok temu o włos przegrał z debiutującym wówczas Marquezem walkę o tytuł i zapowiadał bezkompromisowy rewanż. „Por Fuera” przespał jednak zimową przerwę wracając do zdrowia po trzech, niezbyt rozsądnie zaplanowanych, operacjach. Bez treningu i bez formy, zawodnik z Majorki przewrócił się tuż po starcie Grand Prix Kataru, w teksańskim Austin popełnił kompromitujący wręcz falstart, a następnie zwyczajnie nie był w stanie dotrzymać kroku obrońcy tytułu. Nie pomogły w tym również nowe, bardziej wytrzymałe opony Bridgestone, których mniejsza przyczepność w pełnym złożeniu najbardziej dotknęła właśnie słynącego z płynnej jazdy i dużych prędkości w łukach Hiszpana. Lorenzo nie zamierzał jednak spisywać roku na straty.

Aż trzy razy zmieniał osobistych trenerów, aż wreszcie schudł ponad pięć kilogramów ćwicząc czasami po osiem godzin dziennie i jednocześnie znajdując z ekipą ustawienia  motocykla odpowiadające nowym mieszankom opon. W drugiej połowie sezonu to właśnie Lorenzo zdobył najwięcej punktów, nie schodząc z podium przez dziewięć wyścigów z rzędu i wygrywając dwa z nich. Zły dobór opon podczas ostatniej rundy w Walencji kosztował go co prawda wicemistrzostwo, ale Lorenzo pokazał, że wrócił do gry i w sezonie 2015 będzie dla Rossiego i Marqueza bardzo wyrównanym rywalem.

On również przedłużył swój kontrakt z Yamahą na przynajmniej rok, a może i na dwa, jeśli obie strony będą zadowolone z wyników. Lorenzo i Rossi liczą jednak, że równie duże postępy co oni sami, zrobią zimą japońscy inżynierowie. Zawodnicy i ich mechanicy otwarcie przyznają, że Honda dysponowała w sezonie 2014 lepszym motocyklem niż Yamaha. Nie na tyle, aby przesądziło to mistrzowskim tytule, ale często wystarczająco, aby zmienić losy wyścigów, z których aż dziesięć rozstrzygnęło mniej, niż dwie sekundy. Yamaha potrzebuje lepszej skrzyni biegów i hamulców, ale czy zawodnicy zostaną tej zimy wymarzony, gwiazdkowy prezent? Przekonamy się podczas pierwszych, lutowych testów.

Dani Pedrosa rozpoczął sezon od czterech podiów z rzędu. Później dołożył trzy kolejne, a wreszcie także zwycięstwo w czeskim Brnie. O ile ubiegły rok zaczynał jako lider ekipy Repsol Honda, po ostatecznym pokonaniu przez debiutanta, tym razem zdawał już sobie sprawę ze swojego statusu. Znów pokazywał przebłyski geniuszu, jak fantastyczna jazda w Grand Prix Katalonii, ale był też największym przegranym drugiej połowy sezonu. Po zwycięstwie w Czechach w siedmiu kolejnych wyścigach tylko dwa razy stanął na podium.

Ostatecznie na papierze sezon 2014 był dla 29-latka z przedmieść Barcelony jednym z gorszych sezonów w MotoGP, ale mimo wszystko Pedrosa zostaje w ekipie Repsol Honda na dwa kolejne lata. Choć przegrał z Rossim i Lorenzo, spisał się idealnie w roli drugiego kierowcy u boku obrońcy tytułu. Pedrosa zawsze miał w MotoGP nieco pod górkę, chociażby ze względu na swój wzrost i niewielką wagę, ale najwyższy czas aby pokazał, że potrafi być kimś więcej niż tylko wiecznie drugim, a w przypadku tego sezonu, czwartym.

Wzloty i upadki za plecami faworytów

Choć karty w sezonie 2014 faktycznie rozdawała właśnie ta czwórka, dzieląc pomiędzy sobą zwycięstwa we wszystkich osiemnastu wyścigach, to jednak na podium stawali także inni, a za plecami „czterech kosmitów” toczyła się fascynująca walka o kolejne pozycje. Nieco zaskakująco obronną ręką wyszedł z niej Andrea Dovizioso, który wywalczył dla Ducati dwa podia, piąte miejsce w tabeli i najlepszy wynik od czasów startów we włoskiej ekipie Australijczyka Caseya Stonera. Wszystkie wyścigi, poza jednym, Włoch kończył w pierwszej dziesiątce, zostawiając kolejnych zawodników wyraźnie z tyłu. Ducati Desmosedici, mimo sporych zmian w zespole i nowego szefa Ducati Corse, Gigiego Dall'Igni, wciąż ograniczała jednak podsterowność. Jeśli uda się ją wyeliminować, „Dovi” może w nadchodzącym sezonie regularnie walczyć o podia.

Za plecami Włocha praktycznie do ostatnich metrów sezonu toczył się zacięty pojedynek nie tylko o szóste miejsce w tabeli, ale także nieformalny tytuł najlepszego zawodnika prywatnej ekipy. Ostatecznie trafił on w ręce debiutanta, Pola Espargaro. Mistrz świata Moto2 pokonał starszego brata, najszybszego z kierowców Open, Aleixa oraz zespołowego kolegę z ekipy Monster Yamaha Tech 3, Bradleya Smitha. Choć w przeciwieństwie do nich, ani razu nie udało mu się stanąć na podium, to jednak „Polycio” nie rozczarował, zaliczył solidny debiut i ma prawo liczyć w sezonie 2015 na nieco więcej.

Zawiedli za to inni. Stefan Bradl, mimo fabrycznej Hondy, ani razu nie stanął na podium, a sezon zakończył na odległym, dziewiątym miejscu. Andrea Iannone był imponująco szybki, ale na trudnym do opanowania Ducati momentami brakowało mu powtarzalności. Alvaro Bautista na kolejnej fabrycznej Hondzie walczył z kiepskim zawieszeniem i brakiem przyczepności tylnego koła. Stanął co prawda na podium we Francji, ale sezon zakończył na odległej, jedenastej pozycji. W tabeli tylko siedem punktów stracił do niego zespołowy kolega i debiutant, Scott Redding, który ścigał się przecież znacznie słabszą Hondą w specyfikacji Open. Redding wielokrotnie w tym roku imponował i w pełni zasłużył na fabryczną maszynę HRC. 22-latek był u boku Marqueza chyba największą rewelacją tego roku.

Zupełnie inny sezon zaliczył jego rodak, Cal Crutchlow, który kompletnie nie potrafił dogadać się z fabrycznym Ducati. Włoską maszynę udało mu się okiełznać dopiero pod koniec sezonu, kiedy sięgnął nawet po podium w Aragonii, ale wówczas było już za późno. Brytyjczyk postanowił zerwać kontrakt i przeskoczyć na Hondę ekipy LCR. Teraz nie będzie miał wymówek i w sezonie 2015 musi wrócić na podium.

Czego życzyć w Nowym Roku? Zdrowia i szybkich maszyn!

Jak wiele mimo wszystko wciąż zależy od konkurencyjnego motocykla, pokazał w tym roku chociażby Hector Barbera. Na starym Kawasaki z drogowym silnikiem i kiepskim zawieszeniem Hiszpan w pierwszych trzynastu wyścigach zdobył zaledwie dwa punkty. Kiedy pod koniec sezonu otrzymał od Ducati ubiegłoroczny model Desmosedici, w pięć wyścigów zebrał 24 oczka, a raz finiszował nawet w pierwszej piątce.

Innych powstrzymywały nie tylko motocykle, ale też kontuzje. Były mistrz świata, Amerykanin Nicky Hayden, opuścił cztery wyścigi z powodu poważnej operacji prawego nadgarstka. Jego los podzielił Włoch Danilo Petrucci, który złamał rękę w Jerez. W przyszłym roku obaj, na bardziej konkurencyjnych maszynach i w pełni sił, mogą kilka razy zaskoczyć. Nie zaskoczy już za to inny Amerykanin, słynny Colin Edwards. Dwukrotny mistrz świata Superbike'ów zakończenie wyścigowej kariery razem z końcem roku ogłosił już podczas drugiej rundy w swoim rodzinnym Teksasie. Z MotoGP pożegnał się jednak kontrowersyjnie już w połowie roku, po Grand Prix Indianapolis. Edwards stracił miejsce w ekipie Forward Racing z powodu braku wyników, niezadowolenia sponsorów i zaległy przelewów. Na jego maszynę wskoczył Alex de Angelis i w sumie poradził sobie lepiej niż słynne, „Teksańskie Tornado”. Smutny koniec.

Małe klasy, wielkie emocje!

Kawał dobrego ścigania i sześciu różnych zwycięzców zafundowała kibicom klasa Moto2, w której najwięcej, aż siedem razy, na szczycie podium stawał Hiszpan Esteve Rabat. On także na rundę przed końcem sezonu przypieczętował mistrzowski tytuł, po bratobójczej walce pokonując zespołowego kolegę, Fina Mikę Kallio. Rewelacją sezonu okazał się debiutant i aktualny mistrz Moto3, Hiszpan Maverick Vinales, który wygrał cztery wyścigi, sięgnął po tytuł drugiego wicemistrza i ostatecznie już po roku w Moto2 awansował do królewskiej klasy MotoGP.

O czwarte miejsce w generalce zacięty pojedynek stoczyli Szwajcarzy. Pod koniec sezonu Thomas Luthi wygrał dwa wyścigi i o włos wyprzedził rodaka, Dominique'a Aegertera. Wielkim pechowcem był z kolei Włoch Simone Corsi, który po wypadku na torze Silverstone złamał rękę, opuścił drugą połowę sezonu i stracił szansę na walkę o czwarte miejsce w tabeli. Kontuzja już podczas pierwszej rundy zepsuła także sezon byłego mistrza Moto3, Niemca Sandro Cortese. Trudny debiut z Moto2 zaliczyli z kolei Luis Salom i mistrz Supersportów, Sam Lowes.

Zawiedli podopieczni Aspara, nierówno jeździli Jonas Folger i Xavier Simeon, ale Moto2 jako całość znów dostarczyło ogromnych emocji. Kwalifikacje, które w jednej sekundzie potrafiło kończyć trzydziestu zawodników i zupełnie nieprzewidywalne, ekscytujące wyścigi... Przedsionek MotoGP pod względem emocji znów mógł równać się z królewską klasą.

Najbardziej dramatyczną walkę o tytuł kibicom zapewnili jednak najmłodsi. Losy mistrzostwa Moto3 rozstrzygnęły się dopiero na ostatnich metrach ostatniego wyścigu po wyjątkowo bezpardonowej walce. Ostatecznie górą był młodszy brat mistrza MotoGP, Alex Marquez, który o włos pokonał Australijczyka Jacka Millera.

Wyścig w czeskim Brnie w jednej sekundzie zakończyło aż szesnastu zawodników. Zmagania w Walencji komentowaliśmy na stojąco, a przez cały sezon smaczku rywalizacji dodawało odrodzenie Hondy i pojedynek z KTM-em. Pojedynek tak zacięty, że obaj producenci zakończyli rok z taką samą ilością punktów w klasyfikacji generalnej. Marquez, Miller i Alex Rins imponowali niemal w każdym wyścigu. Podopieczny Valentino Rossiego, Włoch Romano Fenati, jednego dnia wygrywał, innego finiszował bez punktów. Imponował debiutant Enea Bastianini. Zawiedli Danny Kent, Niccolo Antonelli czy Jakub Kornfeil, ale tego, co działo się w Moto3 po prostu nie da się opisać słowami. To była po prostu wyścigowa poezja.

A najlepsze jest w tym wszystkim to, że za chwilę wszystko to zacznie się na nowo. „Stary Marquez” broni tytułu MotoGP przed odrodzonym Rossim i zdeterminowanym Lorenzo. „Młody Marquez” awansuje do Moto2 u boku Rabata. Miller robi jeszcze bardziej ambitny, a może nawet szalony krok, i przeskakuje bezpośrednio do MotoGP. Do królewskiej klasy wracają także Suzuki i Aprilia, a w Moto3 cały szereg zawodników zmienia barwy i motocykle. Gwarantujące stabilność i emocje przepisy techniczne w większości pozostają bez zmian. Podobnie jak kalendarz, który znów zapewni nam osiemnaście fenomenalnych, motocyklowych weekendów, kilka nieprzespanych nocy, zdarte gardła i trzech kolejnych mistrzów świata...

Sezon 2015 rozpocznie się w ostatni weekend marca od nocnych wyścigów o Grand Prix Kataru. Relacje na żywo ponownie na sportowych antenach Polsatu, a więcej o tym, co działo się w MotoGP w tym roku, w świątecznym podsumowaniu sportów motorowych na antenach Polsatu Sport i Polsatu Sport Extra.

Michał Fiałkowski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze