Kadra z końca świata: japoński Świr, MąChiński i szejk Bąk. Co z Szukałą?

Piłka nożna
Kadra z końca świata: japoński Świr, MąChiński i szejk Bąk. Co z Szukałą?
grafika: Hubert Chmielewski

Łukasz Szukała po transferze do saudyjskiego Al-Ittihad może zostać szóstym w historii reprezentantem Polski powołanym spoza Europy. Przed nim zaledwie kilku piłkarzy z egzotycznych lig znalazło uznanie w oczach selekcjonerów. Jeden jako lider, drugi z przypadku, jeszcze inni dzięki… umowie menadżera. Zobacz niezwykłe historie kadrowiczów z drugiego końca świata!

Opuszczenie Europy i gra w egzotycznej lidze nie muszą być biletem w jedną stronę zmuszającym do oglądania meczów reprezentacji Polski wyłącznie w telewizji. Rekordzistą pod względem ilości spotkań rozegranych w kadrze, grając jednocześnie na innym, niż europejski, kontynencie jest Jacek Bąk. Wychowanek Motoru Lublin rywali bije na głowę: między 2005 a 2007 rokiem, jako zawodnik katarskiego Al-Rayyan, zagrał w reprezentacji aż dwadzieścia pięć spotkań! – Wtedy było to wielkie wyzwanie i brak jakichkolwiek gwarancji, że mi się uda to wszystko pogodzić – mówił niedawno Bąk w rozmowie z Przeglądem Sportowym.

 

Gdy latem 2005 defensor rozwiązał kontrakt z RC Lens i związał się umową z wicemistrzem Kataru miał 32 lata. Rok więcej, niż Szukała. Okazało się, że nie tylko nie podpisał na siebie piłkarskiego zwolnienia z kadry, ale zdążył nawet wystąpić na mistrzostwach świata w Niemczech, jako kapitan polskiej drużyny narodowej. Bąkowi z Kataru ufał nie tylko Paweł Janas, ale także Holender Leo Beenhakker. – Musiałem jednak robić więcej, niż wymagali ode mnie trenerzy w klubie (…). Trenowaliśmy w Katarze raz dziennie, więc drugi trening sam sobie dokładałem. Jeden to było dla mnie za mało, jak na standardy wyniesione z mocnej europejskiej ligi. I jeszcze dorzucałem sobie 2-3 kilogramowe ciężarki. A wszystko z myślą o grze w reprezentacji Polski – wyjaśniał PS.


Każdorazowo Bąk musiał pokonywać cztery tysiące kilometrów dzielące azjatyckie państwo i Warszawę. Czasami pojawiały się jednak problemu. – Najczęściej z uzyskaniem wizy. Poza tym naprawdę nie jest łatwe granie meczu w klubie, potem w kadrze i potem znowu w klubie połączone z gwałtowną zmianą klimatu. Trzeba mieć końskie zdrowie. I jeszcze jedno. Gdy tamtejszej drużynie nie idzie, zawsze winny jest obcokrajowiec – kończy Bąk. Jego drużynie nie szło najgorzej, bo w trakcie dwóch sezonów razem z Al-Rayyan dwukrotnie zajmował czwarte miejsce w Qatar Stars League.

 

Pakiet „Polska-Piekarski”

 

W biało-czerwonych barwach grali także piłkarze występujący w Ameryce Południowej – zdarzyło się nawet, że dwóch w jednym meczu. 8 lutego 1998 roku w Asunicon reprezentacja Polski przegrała z Paragwajem aż 0:4. Selekcjoner Janusz Wójcik na zorganizowane naprędce zgrupowanie powołał z Brazylii Mariusza Piekarskiego i Krzysztofa Nowaka. – Załapaliśmy się do kadry, bo byliśmy akurat pod ręką. To była zima, w Polsce biegano po górach, a my byliśmy w sezonie i niedaleko, więc Wójcik nas powołał – wspomina w rozmowie z Polsatsport.pl Piekarski, który na boisku pojawił się dopiero na ostatnie dwadzieścia minut.

 

– Biegałem sobie z Jackiem Zielińskim wzdłuż linii bocznej i patrzyłem. Straciliśmy pierwszą bramkę. Mówię Zielkowi: „Wejdzie Mario i wygramy”. Za chwilę 0:2. „Wejdę i będzie remis!”. 0:3. „No, chyba tego już nie wyciągnę”. W końcu wszedłem i… przestrzeliłem karnego – śmieje się Piekarski, ale szybko dodaje: – W 20 minut zrobiłem więcej akcji, niż mieliśmy przez cały mecz. Po moich podaniach były trzy setki. Szkoda, że Arek Bąk ich nie wykorzystał…

 

Janusz Wójcik na zgrupowanie powołał z Brazylii Krzysztofa Nowaka (P) i Mariusza Piekarskiego

 

Wójcik od pierwszej minuty postawił natomiast na Nowaka. Dla piłkarza Atlético Paranaense mecz z Paragwajem był drugim w kadrze i drugim, jaki rozegrał w drużynie narodowej występując w Brazylii. Pół roku wcześniej zdobył bramkę w rozgrywanym w Katowicach w ramach eliminacji do mistrzostw świata we Francji spotkaniu z Gruzją. Aby dotrzeć do Warszawy musiał pokonać aż 11 tys. km! – To był spory problem. Logistycznie taki wyjazd był masakrą. Problemem nie byli jedynie Brazylijczycy. Oni mają duży szacunek do reprezentantów. Nie robili kłopotów z lotem do Polski – opisuje Piekarski, który z Nowakiem przez rok występował w klubie z Kurytyby.

 

Gdy obecny menadżer kilku reprezentantów debiutował w Asunicon był piłkarzem prowincjonalnego Mogi Mirim. Kilka miesięcy wcześniej z Flamengo Rio de Janeiro za ponad milion dolarów Polaka wykupiła federacja stanu São Paulo, która zarejestrowała go w trzecioligowcu. – Choć i tak byłem przewidziany do gry w lidze stanowej, gdzie występowały wielkie drużyny. Miałem wtedy oferty z Internacionalu Porto Alegre i Atlético Mineiro. Nie wpływało to jednak na moje szanse gry w kadrze. Będąc w Brazylii nie miałem co liczyć na powołania, no chyba, że… – pauzuje i zaczyna się śmiać.

 

Piekarski, z Nowakiem, przez rok występował w klubie z Kurytyby

 

– Raz gra w Brazylii mi się opłaciła! W 1997 roku od trenera Piechniczka dostałem powołanie na mecz z Brazylią w Goianie. Moim menadżerem był wtedy Juan Figer, potężny agent mający wówczas wyłączność na organizowanie sparingów Brazylijczyków. Powołanie dostałem więc, bo zapewne zostało gdzieś dopisane do umowy między federacjami! – uśmiecha się szeroko i na koniec dodaje: – Minus był taki, że zapomnieli chyba dopisać mojej gry, bo byłem jedynym zawodnikiem, który nie wyszedł na murawę. A plus? Spotkałem się z chłopakami!

 

Majątek za bilet

 

Kiedy Nowak i Piekarski zdecydowali się na powrót do Europy, do dalekiej Azji wyemigrował Piotr Świerczewski. Do Japonii ściągnął piłkarza w 1999 roku trener Frédéric Antonetti. Francuz musiał Świerczewskiego mocno polubić, bo to on odpowiadał za jego przeprowadzkę z Saint-Étienne do Bastii cztery lata wcześniej, a już po zakończeniu swojej azjatyckiej przygody poza pieniędzmi i wspomnieniami na Korsykę zabrał także… Świra. – Przyjechałem tam i byłem w szoku. Wszystko piękne, kultura wyjątkowa. Prezydentem klubu był wówczas jeden z najbogatszych ludzi na świecie. Było trochę jak w bajce – wspomina Świerczewski.

 

W czasie półrocznego pobytu w Osace reprezentant Polski należał do liderów drużyny, której w J. League nie wiodło się jednak najlepiej. Gamba w tabeli zajęła ostatecznie jedenaste miejsce, a Świerczewski w piętnastu meczach zdobył trzy bramki. – To były ciekawe, ale i dziwne rozgrywki. Kiedyś po zremisowanym meczu schodzę do szatni a oni wołają mnie z powrotem. Po co? - pytam. Bo dogrywka! Remis w lidze padał tylko, jeśli… padał także w dogrywce. Wprowadzili to, aby było ciekawiej – śmieje się.

 

Świerczewski, jako zawodnik Gamby Osaka, rozegrał w kadrze narodowej trzy mecze. Pierwszy raz grając w kraju Kwitnącej Wiśni został powołany jeszcze w lutym 1999 roku. Wójcik, ten sam, który wcześniej powołał z Brazylii Nowaka i Piekarskiego, zaprosił 27-latka na zgrupowanie w maltańskiej Ta' Qali przed towarzyskim meczami z Maltą i Finlandią. Świerczewski zagrał w obu meczach w obu pojawiając się na murawie w drugiej połowi. Pierwszy Polacy wygrali, z Finami padł remis. – Tak było, tylko, że ja wtedy… Japonii jeszcze nie widziałem! Kontrakt podpisałem od 1 lutego, ale przed wylotem pojechałem na kadrę. Dopiero po ruszyłem do Azji – wyjaśnia.

 

 

Z Japonii świerczewski przyleciał niedługo później, kiedy otrzymał powołanie na zgrupowanie przed meczami z Anglią i Szwecją. – Leciałem w biznes klasie, a japońskie biznes klasy są wypasione. Z Osaki do Londynu albo Monachium, później do Warszawy. Kilkanaście godzin. PZPN zapłacił za ten bilet tak dużo, że później porzucili pomysł powoływania mnie z Japonii – żartuje Świerczewski, który z Anglią wystąpił w pierwszych czterdziestu pięciu minutach.


Ex reprezentant dodaje, że po przylocie na obóz w ogóle nie odczuł różnicy między sobą, a kolegami, którzy trenowali w drużynach europejskich. – Bo my też trenowaliśmy po europejsku. Stadiony już wtedy były tam nowocześniejsze, niż u nas dziś. Bazy treningowe zapierały dech w piersiach. Na wyjazd jechało się tylko w garniturze, wszystko było przygotowane. Mieliśmy nawet specjalne baseny, aby rozgrzewać się przed meczami! Gdyby Japończyk wtedy do nas przyjechał, zbladłby ze strachu!

 

Mur chiński do przeskoczenia

 

Ostatnim i aktualnym wciąż reprezentantem powoływanym spoza Europy jest Krzysztof Mączyński. Były piłkarz Górnika Zabrze od roku występuje w chińskim Guizhou Renhe, a u selekcjonera Adama Nawałki od czasu egzotycznego transferu zagrał w czterech meczach: z Litwą, Gibraltarem, Szkocją i Gruzją. – Nie mam tam żadnych kłopotów. Ani z komunikacją, bo w klubie rozmawiamy po angielsku, ani z kolegami, bo wszyscy są przyjaźnie nastawieni, ani z różnicą czasową. W chińskiej kuchni nie gustuję, a akupunkturę stosowałem tylko raz, ale wszystko bardzo mi się podoba – mówi piłkarz.

 

Krzysztof Mączyński z Guizhou Renhe zdobył Superpuchar Chin

 

Mimo sielanki, dokładnie rok temu Chińczycy, mimo wcześniejszych ustaleń z PZPN, nie puścili Mączyńskiego na zgrupowanie reprezentacji w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Przylot piłkarza był odkładany dwukrotnie aż w końcu został całkowicie odwołany. – To była moja wina. Mieliśmy ustne porozumienie, badania się przedłużyły i po chwili zadowolonych z mojego pomysłu nie było – wspomina. Udało się za to przylecieć na święta. Lot z Pekinu do Warszawy trwał osiem godzin. Tuż przed Sylwestrem Mączyński musiał wrócić do Chin. – Trwa okres przygotowawczy, za chwilę mamy odprawę. W tym sezonie chcemy powalczyć o czołówkę. Dzięki regularnej grze wciąż będę mógł liczyć na reprezentację – mówi.

 

Mączyński, choć nie jest pierwszym Polakiem grającym w lidze chińskiej, to jest pierwszym reprezentantem powoływanym do kadry z tamtejszych, egzotycznych rozgrywek. Jego przypadek może napawać optymizmem Łukasza Szukałę. Adam Nawałka wielokrotnie przyznawał, że występy pomocnika Guizhou Renhe ogląda wyłącznie dzięki Internetowi, a więc i w przypadku nowego obrońcy Al-Ittihad odległość nie musi być problemem. Szczególnie, że z Warszawy do Dżuddy jest dwukrotnie bliżej, niż do Renhe.

Sebastian Staszewski, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze