Poznaj polskie historie NFL: samobójstwo, Harvard i miliony
Super Bowl po raz czterdziesty dziewiąty wstrzymało oddech Ameryki. Tradycyjnie już w finale zabrakło Polaka. Naszych futbolistów nie brakowało za to w historii NFL. Życiorysy chłopaków z Wałbrzycha, Opola czy Rzeszowa przesycone są chwilami chwały, ale i dramatów.
W blisko stuletniej historii NFL nigdy nie brakowało futbolistów z polskimi korzeniami. Nadwiślańsko brzmiących nazwisk wśród gwiazd są dziesiątki: Alex Wojciechowicz, Frank Szymanski, Danny Abramowicz, zwycięzca Super Bowl I i II Zeke Bratkowski. W 2012 roku w Super Bowl XLVI zagrało aż trzech takich zawodników: Stephen Gostkowski i Rob Gronkowski z New England Patriots oraz Henry Hynoski z New York Giants. Gostkowski i Gronkowski wystąpią również w tegorocznym Super Bowl XLIX.
Jednak tylko raz zdarzyło się, że w „największym meczu świata”, jak zwykli mówić Amerykanie, wystąpił rodowity Polak. Na przestrzeni dekad w NFL nie brakowało za to biało-czerwonych wątków. Cudowne dziecko z Rzeszowa, które skończyło uniwersytet Harvarda. Były bramkarz Odry Opole i jego zniszczona przez narkotyki kariera. Olbrzym zmieniający futbolowe boisko na biura handlarzy nieruchomościami i najlepszy kopacz całej ligi. Poznajcie ich historię.
Rogata armata z Wałbrzycha
Sebastian Janikowski jajowatą piłkę kopie już od 20 lat. Od 15 w NFL, National Football League, amerykańskim futbolowym Oksfordzie. To on jako pierwszy i ostatni dotąd Polak zagrał w Super Bowl. W swoim czwartym sezonie w NFL w 2003 roku razem z Oakland Raiders wystąpił w finałowym meczu 37 edycji starcia o mistrzostwo ligi. Choć na stadionie Qualcomm Stadium w San Diego, mimo trzech punktów Janikowskiej, górą byli futboliści z Tampa Bay Buccaneers, to występ Polaka i tak przeszedł do historii. Kopacz z Wałbrzycha w Ameryce osiągnął zawodowy szczyt. Od kilkunastu lat jest jednym z najlepszych w lidze, od kilku – zdaniem wielu ekspertów – najlepszym. Kiedyś piłkarza Górnika Wałbrzych, teraz niemal co roku jest w czołówce klasyfikacji kopaczy i najbardziej rozpoznawalnym kickerem w całej Ameryce.
Dla milionów entuzjastów NFL Janikowski to „Polish Cannon, Polska Aramata”, albo „The Polish Hammer, Polski Młot”. 37-latek już kilkukrotnie zapisał się na kartach kronik futbolu amerykańskiego. W 2011 roku w meczu z Denver Broncos, wyrównał 41-letni rekord najdłuższego kopnięcia, posyłając piłkę między słupki z odległości 63 jardów (57,6 m.)! Dziś rekord należy do Matta Pratera z… Denver Broncos, który zaliczył odległość o jard dalszą. Rok później Janikowski zagrał w Mecz Gwiazd, czyli Pro Bowl. Kolejny raz spisał się wybornie i poprawił rekord podwyższeń.
Choć w Polsce szerzej nieznany, w Stanach dzieci w kalifornijskim Oakland chodzą w koszulkach z jego nazwiskiem. W 2013 roku Polak podpisał czteroletni kontrakt gwarantujący mu 8 milionów dolarów i kolejne 11 milionów uzależnione od dyspozycji. Choć przy idących w dziesiątki milionów zarobkach rozgrywających czy nawet skrzydłowych takie apanaże nie robią wielkiego wrażenia, to wśród kopaczy Janikowski jest finansowym krezusem i kasowym numerem 1. Być może już niedługo czeka go jeszcze większe wyróżnienie. Za Oceanem coraz głośniej mówi się, że miejsce Polaka jest w Galerii Sław NFL.
Kwas, trutka i wódka
Janikowski, choć dziś jedyny, to nie pierwszy Polak w NFL. Zdaniem wielu za takiego należy uznać Jacka Grossmana, polskiego Żyda, urodzonego jednak w 1910 roku, a więc w okresie, gdy państwo polskie nie istniało. Grossman z terenów rozbiorowych emigrował do USA i tam przez trzy sezony w latach 30. reprezentował Brooklyn Dodgers. Trzy dekady później o krok od debiutu w NFL był Stanisław Maliszewski. Jako dziecko Maliszewski wyemigrował z powojennej Polski do Ameryki, gdzie z powodzeniem grał w futbol na uniwersytecie w Princeton. W 1966 r. w 6 rundzie draftu został nawet wybrany przez Baltimore Colts. Polski linebacker trenował z drużyną z Indiany, otrzymał nawet kontrakt, ale w lidze nigdy nie zagrał.
Na pierwszego rodaka na boiskach Narodowej Ligi Futbolowej czekaliśmy więc aż do roku 1972. Wtedy to w barwach Green Bay Packers zadebiutował Czesław Marcol. Marcol, który znany jest dziś w USA jako Chester, do Stanów Zjednoczonych wyemigrował w 1963 roku. W młodości, podobnie jak Janikowski, grał w piłkę nożną – był bramkarze Odry Opole. Razem z ojcem Bolesławem zostawił jednak Polskę i wypłynął do babci Anny Marcol, która mieszkała wówczas w kilkutysięcznej mieścinie Imlay. W USA Marcol szybko został najlepszy na boisku; postanowił też zostać królem życia.
Futbol amerykański poznał przez przypadek, gdy podczas szkolnego meczu zwykłą piłkę kopnął tak mocno, że nauczyciel John Rowan od razu dał mu do kopnięcia tą futbolową. Marcol ją wziął, popatrzył i znów kopnął z atomową siłą. Chwilę później był w licealnej drużynie, której został gwiazdą. Podobnie na uniwersytecie Hillsdale College. Pobił kilka rekordów i już w 1972 został wybrany w drugiej rundzie draftu przez Packers. Grał na pozycji placekickera, czyli kopacza. I to jak grał! W swoim debiutanckim sezonie wziął udział w meczu Pro Bowl. Powtórzył to dwa lata później. Był jednocześnie najlepiej punktującym zawodnikiem całej NFL! W 1987 został wybrany do Galerii Sławy Green Bay Packers. W stanie Wisconsin grał osiem lat, rozegrał ponad 100 spotkań.
Amerykański sen Marcola się jednak skończył. Polak zaczął regularnie zażywać narkotyki od których szybko się uzależnił. Oficjalnie przez słabą dyspozycje, a tak naprawdę przez używki, wyleciał z Green Bay. Zdążył zaliczyć jeszcze jeden mecz w barwach Houston Oilers i rozpoczął ostry zjazd w dół. Pił i ćpał, ćpał i pił. Niekończąca się impreza. Jak głupi wydawał zarobione przez lata pieniądze. Tak jak kilkadziesiąt lat wcześniej jego ojciec odebrał sobie życie, tak w 1986 roku, dokładnie w Walentynki, swój żywot postanowił zakończyć Marcol. Wypił kwas z akumulatora, zjadł trutkę na myszy a wszystko popił wódką. Mimo to śmiertelna mikstura okazała się zbawieniem. Marcol przeżył i odmienił swoje życie. Odrzucił nałogi, założył rodzinę, napisał książkę. Dziś mieszka w Osceola w stanie Michigan.
Najpopularniejszy student w USA
Mniej spektakularna sportowo, ale również fascynująca jest historia Ryszarda Szaro. Biedny emigrant z Rzeszowa w pewnym momencie został najpopularniejszym uczniem liceum w Ameryce. Studiowanie na Harvardzie zaproponował mu sam Robert Kennedy, a kiedy Polak wybrał najlepszy uniwersytet na świecie w pokoju zamieszkał z młodym Rockefellerem, spadkobiercą fortuny. Wszystko dzięki sportowi. Bo Szaro był gwiazdą sportu. A właściwie… wszystkich sportów.
Gdy Szaro wchodził do ligi, gwiazdą NFL był już Czesław Marcol. Obaj byli emigrantami z dalekiej dla Amerykanów, komunistycznej Polski, obaj mieli piłkarską przeszłość i obaj grali na pozycji placekickera, czyli kopacza. Rzeszowianin karierę w NFL zaczął późno, bo dopiero w wieku 27 lat. Wcześniej grał w próbujących się przebić za Oceanem futbolowych ligach Atlantic Coast Football League i World Football League. Początki w NFL nie były jednak łatwe. Po studiach na Harvardzie Szaro pracował w Paryżu jako przedstawiciel firmy Colgate. Wrócił jednak do USA, aby grać w futbol i… nie znalazł na siebie chętnych. Najpierw odrzucili go Boston Patriots, a następnie Oakland Raiders i Philadelphia Eagles. Udało się dopiero podczas ostatniej próby – w Nowym Orleanie.
Kilka lat wcześniej spełnił się jego sen. Ubogi chłopak z polskiej części nowojorskiego Brooklynu był najbardziej rozchwytywanym studentem Stanów Zjednoczonych. Harvard, Yale, Princeton, Darmouth. Ponad 70 ofert. W prasie amerykańskiej ukazało się ponad 300 artykułów na jego temat! Piłkarska Polonia Greenpoint oferowała mu 60 tys. dolarów rocznie, aby zamiast uniwersytetu, wybrał ich zespół. Trenerem Polonii był wówczas sam Ernest Pol. Szaro postawił jednak na edukację, studia ekonomiczne, a później – na futbol amerykański. Jak zapewnia dziś – niczego nie żałuje.
W New Orleans Saints Polak rozegrał 43 mecze zdobywając 37 field goali i 82 extra points. Jak na cztery sezony, wynik przeciętny. Był jednak kopaczem, nie był obijany, a więc z boiska schodził o własnych siłach. Nie poszedł drogą Marcola, choć wielokrotnie przyznawał, że narkotyków wokół niego nie brakowało. Po zakończeniu kariery Szaro pracował w Hiszpanii, później wrócił do Polski, zamieszkał na Mokotowie i przez wiele lat zajmował się promowaniem futbolu amerykańskiego nad Wisłą. W niedzielną noc, jak co roku, usiądzie przed telewizorem, aby obejrzeć mecz Super Bowl.
Zapomniany olbrzym z Rabki
Swoje pięć minut, a raczej minutę, w NFL miał także nieco zapomniany Zbigniew Maniecki. Prosty chłopak razem z rodzicami, dziadkami i bratem Janem mieszkał na wsi w Rabce, gdzie urodził się 15 sierpnia 1972 roku. Polskę rodzina Manieckich opuściła jedenaście lat później. Kto wie czy to zasługa polskiej kuchni, ale Zbigniew, nazywany przez kolegów Jasonem, już jako nastolatek mierzył ponad 190 centymetrów. Dwukrotnie został mistrzem stanu Wisconsin w zapasach, grał także w koszykówkę. Futbol amerykański poznał dopiero na University of Wisconsin-Madison. 190 centymetrów i ponad 130 kilogramów wagi pretendowały go do gry w formacji defensywnej – został więc defensive tackle.
W 1996 roku, jako trzeci Polak w historii, został wybrany w drafcie (Szaro nie brał w nim udziału). W 5 rundzie trafił do drużyny Korsarzy, czyli Tampa Bay Buccaneers. Tam grał krótko, bo tylko trzy sezony, ale wystarczająco, aby rozegrać osiemnaście spotkań. Najwięcej – dziesięć – w sezonie 1997. Karierę w NFL Maniecki zakończył rok później zakładając firmę The Maniecki Pro Team zajmującą się handlem nieruchomościami. Dziś z futbolem amerykańskim nie ma nic wspólnego.
Ostatnim Polakiem, który otarł się o NFL był pochodzący z Oleśnicy Piotr Czech. Polskę opuścił zaledwie jako dwulatek. Już w USA po ukończeniu liceum Keyport i studiach na Wagner College rozpoczął próby dostania się do ligi profesjonalnej. W 2008 roku trenował z Baltimore Ravens, rok później z Pittsburgh Steelers i New York Sentinels. Najbliżej był zespołu z Pensylwanii z którym trenował także na obozach przedsezonowych w 2011 roku, ale ostatecznie w NFL angażu nie dostał. Na kolejnego Polaka w NFL czekamy już piętnaście lat. Ile więc przyjdzie nam czekać na kolejnego polskiego uczestnika Super Bowl
Komentarze