Legendarny trener o Marianie Szei: Przeciwnicy nosili go na rękach

Kilka dni temu w Wałbrzychu, w wieku 73. lat, zmarł 15-krotny reprezentant Polski Marian Szeja. W latach 1974-1980 występował w barwach Auxerre. Był pierwszym Polakiem, który nosił biało-niebieskie barwy tego klubu. Przecierał szlaki dla Andrzeja Szarmacha, Pawła Janasa, Waldemara Matysika czy później Ireneusza Jelenia.
Auxerre występowało wtedy w drugiej lidze. Na zakończenie kariery Marian Szeja zagrał w finale Pucharu Francji w 1979 roku (porażka z Nantes 1:4 po dogrywce), a rok później walnie przyczynił się do wejścia do francuskiej elity. W sumie rozegrał 217 meczów.
Razem z nim, a może dzięki niemu, sławę zdobył legendarny Guy Roux. To właśnie dzięki niemu Szeja trafił na brzegi rzeki Yonne. Słynny trener chętnie przystał na rozmowę z Polsatsport.pl.
Tadeusz Fogiel: Marian Szeja – jako pierwszy Polak – trafił do Auxerre. W jakich okolicznościach?
Guy Roux: Doskonale pamiętam ten rok. Klub wszedł wtedy do drugiej ligi – był to rok 1974. Potrzebowaliśmy wzmocnień. Przypadkowo na schodach Parc des Princes spotkałem ówczesnego prezesa FC Metz Carlo Molinariego. Zapytałem się go, czy nie mógłby nam pomóc. Lotaryński klub zabiegał wtedy o niemieckiego napastnika Lienena, a w każdym zespole mogło wtedy występować tylko dwóch obcokrajowców, więc Szeja mógłby mieć kłopoty w znalezieniu miejsca w pierwszym składzie. Molinari odpowiedział mi, że chętnie nam pomoże, ale musimy go przekonać. Nie było mowy o jakiejkolwiek kwocie transferowej, bo nas nie było stać.
Szybko się dogadaliście?
Zaprosiliśmy Mariana do Auxerre. Nawet zamieszkał u mnie w Appoigny, a nie w hotelu. Moja służąca mówiła po polsku, zmobilizowaliśmy wszystko, co polskie w Auxerre, więc łatwo było mu się porozumieć. Trochę potrenował, rozegrał kilka sparingów i szybko znaleźlismy wspólny język.
W Auxerre występował przez 6 lat. Jak Pan wspomina ten czas?
To był bardzo udany okres dla klubu i Szei. Z normalnym bramkarzem nigdy byśmy się nie utrzymali w drugiej lidze. Marian bronił fantastycznie. Nie tylko był wzorem na boisku, ale dał się również polubić poza boiskiem. Był bezkonfliktowym człowiekiem o ujmującym sposobie bycia. Po powrocie do Wałbrzycha często przyjeżdżał do Auxerre w odwiedziny. W pewnym okresie groziła mu amputacja nogi, wtedy klub zrobił wszystko, by mu pomóc. I nogę uratowano.
Co najbardziej utkwiło Panu w pamięci z jego występów w Auxerre?
Pamiętam taki mecz z Amiens na wyjeździe. Szeja obronił w jednym meczu aż 35 strzałów! To był nieprawdopodobny wyczyn. Po spotkaniu przeciwnicy zaczęli biec w jego kierunku, bałem się, że wyrządzą mu krzywdę. A oni nosili go na ramionach – tak ich oczarował ! W tym dniy był nie do pokonania.
W jakich okolicznościach dowiedział się Pan o śmierci Mariana?
Poinformował mnie jego syn Bernard, który trenuje jeden z klubów w regionie Auxerre. Niestety, nie będe mógł uczestniczyć w uroczystościach pogrzebowych, bo w sobotę wylatuję do Ameryki. Klub jednak uczci jego pamięć przed poniedziałkowym meczem z Angers.
Komentarze