Pindera: Groźnie nie tylko w ringu

Sporty walki
Pindera: Groźnie nie tylko w ringu
fot. PAP

Wygrali ci, co powinni, Tomasz Jabłoński (75 kg) i Igor Jakubowski (91), ale Hussars Poland przegrali 2:3 z Caciques Wenezuela na jej terenie w kolejnym meczu zawodowej ligi WSB (World Series of Boxing).

Ogrodzenie pod prądem

 

Wenezuela, a szczególnie Caracas i okolice to dziś jedne z najbardziej niebezpiecznych miejsc na świecie. A Maiquetia to miejscowość oddalona pół godziny drogi od stolicy tego kraju. Nic dziwnego, że hotel w którym mieszkamy ma ogrodzenie podłączone do prądu, a policję z bronią widzimy tu często.


W hali mieszczącej pięć tysięcy ludzi miał być komplet, ale przyszło ich niespełna tysiąc, choć jak twierdzili moi rozmówcy, boks to jedna z najpopularniejszych dyscyplin sportowych w tym kraju, a wstęp był bezpłatny. Widać jednak w kraju, gdzie miejscowa waluta pikuje na łeb na szyję, ludzie nie mają zbyt wiele czasu na przyjemności.

 

Konferansjer i kibice w transie


Mecz jednak rozpoczął się dla nich wyjątkowo korzystnie, bo wygrali trzy pierwsze walki i zwycięstwo w ostatecznym rozrachunku mieli już zapewnione. Konferansjer, bo tak chyba trzeba określić pana z mikrofonem, który obok ringu podkręcał atmosferę wprowadzając w trans miejscowych kibiców i pięściarzy z drużyny Caciques.


Zaczynał młody, walczący z odwrotnej pozycji 19-letni Yoel Segundo Finol (49 kg) i trzeba szczerze przyznać, że nie dał naszemu Dawidowi Jagodzińskiemu żadnych szans. Później to samo zrobił Jose Diaz w wadze koguciej (56 kg) z Markiem Pietruczukiem. W obu przypadkach punktacja nie pozostawiała wątpliwości co do obrazu tego co działo się między linami. Nasi mistrzowie nie mieli nic do powiedzenia, podobnie jak kolejny z naszych reprezentantów, Damian Kiwior (64 kg).

 

Przed meczem, gdy rozmawiałem z trenerami drużyny gospodarzy mówili mi, że największe nadzieję wiążą z Luisem Martinem Arconem. Powiedzieli wprost, że wierzą iż ten chłopak pojedzie na igrzyska do Rio de Janeiro, a tam nawiąże do najlepszych czasów wenezuelskiego boksu w jego olimpijskim wydaniu.

 

Jedno jest pewne - po tym co pokazał widać, że chłopak ma talent i piekielnie szybkie ręce. Seria, którą skosił Kiwiora w pierwszym starciu naprawdę mogła się podobać. Polak padł na deski, szybko się poderwał (chyba zbyt szybko) i mocno się zachwiał. To wystarczyło, by pani prowadząca w ringu ten pojedynek jeszcze szybciej go zakończyła. Kiwior protestował, ale decyzja już zapadła. Nie był to jednak klasyczny nokaut, ale TKO (techniczny nokaut), a supervisor nie wpisał do książeczki naszemu zawodnikowi przerwy, co oznacza, że za dwa tygodnie w Kazachstanie będzie mógł stanąć w ringu.


W tym momencie mecz był już przegrany, a miny trenerów Zbigniewa Rauby i Jurka Baranieckiego markotne.


Ale patrząc na polskie, olimpijskie szanse najważniejszy był występ tych, którzy dopiero mieli się pokazać publiczność w Maiquetii, czy Jabłońskiego I jakubowskiego. Obaj przecież wygrali poprzednie trzy pojedynki i byli na czele rankingu WSB w swoich kategoriach.


Rywalem kapitana naszej drużyny był Juan Carlos Rodriguez, silny, krępy, ale sporo niższy od Polaka chłopak. Sędziowie mogli mieć tylko cień wątpliwości w pierwszym starciu, które moim zdaniem niezbyt słusznie wypunktowali na korzyść Rodrigueza. Później punktacja mogła być tylko jedna, Jabłoński był zdecydowanie lepszy, choć przyznał po walce, że z takim osiłkiem dawno nie walczył.


O sile swojego rywala i mocy jego ciosów z uznaniem wypowiadał się też Jakubowski. Willy Kayone z Ugandy był od niego znacznie wyższy (dobrze powyżej 190 cm), miał większy zasięg i uderzał tak, jakby miał w rękawicach kamienie. Igor twierdzi, że w trzeciej rundzie dostał taką bombę, że na moment zwątpił w korzystny przebieg dalszych wydarzeń. Mówił, że po tym ciosie stracił czucie w jednej nodze, na szczęście do gongu kończącego to starcie zostało niewiele czasu.


Moim zdaniem wygrał jednak ten pojedynek wyraźniej niż wskazywałaby punktacja. Był szybszy, precyzyjniejszy i choć przegrał ostatnie starcie, bo wolał już nie ryzykować wojny z siłaczem z Ugandy, to jego przewaga nie podlegała dyskusji.


Teraz Jabłoński i Jakubowski są pewnymi liderami swoich kategorii, ale wyścig o Rio de Janeiro z rankingu WSB jeszcze się nie zakończył. Za dwa tygodnie mecz z Kazachstanem na terenie rywala, a tam będą na obu naszych liderów czekać bardzo dobrzy pięściarze.

Janusz Pindera z Wenezueli

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze