Michał Pazdan dla Polsatsport.pl: Koniec z kung-fu! Mam spokój w głowie...

Piłka nożna
Michał Pazdan dla Polsatsport.pl: Koniec z kung-fu! Mam spokój w głowie...
fot.Polsat Sport

14 czerwca Michał Pazdan miał chrzcić syna Marcela, ale okazało się, że jest powołany do kadry. Ba, 13 czerwca zagrał w pierwszym składzie drużyny narodowej przeciwko Gruzji w eliminacjach EURO 2016. - Uczyniłem to z wielką radością - oznajmił. A chrzest? - Marcel był również na Narodowym, a chrzest przenieśliśmy po prostu o tydzień - mówi 27-letni zawodnik, który debiutował w kadrze jako młody chłopak, ale później miał wyjątkowo pod górkę.

Jak to się stało, że od kilku miesięcy grasz nadzwyczaj pewnie w lidze, co zaowocowało powrotem do kadry i debiutem w eliminacjach EURO 2016...

To wszystko stało się dzięki głowie. Zmieniłem się pod względem mentalnym - chyba nawet bardzo. Wcześniej zawsze chciałem gdzieś biec, coś naprawiać, każdego zaasekurować. Teraz wszystkie mecze dokładnie analizuję. Dużo lepiej wiem, kiedy zaatakować piłkę, gdzie pobiec, jak się przesunąć. Nie ma u mnie już tej totalnej "spinki". Już za "Stokiego" miałem dobre pół roku. Później przyszedł problem z kolanem. Jeszcze później przyplątał się półpasiec. Byłem przeciążony fizycznie i schudłem o trzy kilogramy. Czułem wyraźne osłabienie. Latem nie przygotowywałem się normalnym rytmem. Nie grałem wcale w dwóch pierwszych kolejkach, później wchodziłem dwa razy z ławki. Zacząłem występować w podstawowym składzie Jagiellonii od piątej kolejki. Jednak jesienią znowu pauzowałem z powodu urazu przyczepu pobocznego - stało się to w Pucharze Polski na Lechu, gdzie po 90 minutach było 2:2. Musiałem zejść w 94 minucie - już w dogrywce. Ostatecznie przegraliśmy 2:4... Do końca roku już nie zagrałem. Wyleczyłem się, ale w styczniu byłem wprowadzany stopniowo przez trenera Probierza. W sparingach grałem po pół godziny. Od początku w podstawowej jedenastce zagrałem dopiero w połowie lutego - na Legii...

To był świetny mecz Jagiellonii - pokazał wasze możliwości.

Tak, to było ważne zwycięstwo! Dalej jednak grałem na pozycji defensywnego pomocnika. Jeszcze kilka meczów ligowych w środku pola i dopiero z Piastem Gliwice znalazłem się na środku obrony.

W rundzie mistrzowskiej wszystkie mecze zagrałeś na środku obrony. Jaga wygrała pięć, jeden zremisowała i jeden przegrała...

Tak, przegraliśmy w drugiej kolejce rundy mistrzowskiej - z Legią w Warszawie...

Co czułeś?

Wiesz, nie specjalnie chcę wracać do tego meczu. W moim przekonaniu zostaliśmy skrzywdzeni jako drużyna.

Jak schodziłeś do szatni to byłeś wściekły, czy bezradny?

Śmiałem się...

Śmiałeś?

Cóż mi pozostało. Każdy reaguje inaczej w takich sytuacjach. Po powrocie do Białegostoku też potrzebowaliśmy czasu, aby dojść do siebie. Chyba każdy uświadomił sobie, że mistrzostwo Polski "odjechało". My o tym głośno nie mówiliśmy, długo nie mówił o tym w mediach trener Probierz, ale w szatni nam powtarzał, że jesteśmy zdolni osiągnąć wszystko. Ten mecz na Legii praktycznie mam to odebrał. Wygraliśmy wszystkie spotkania do końca, ale to nie pozwoliło się już zbliżyć do Legii... Z drugiej strony mogliśmy stracić nawet trzecie miejsce, gdyby przyszło totalne rozprężenie. Po Legii od razu czekał nas bój z Wisłą. To był nas trzeci mecz w sześć dni - w dodatku po dwóch wyjazdach. I Wisła zagrała świetnie. Kontrolowała spotkanie, prowadziła 1:0. W 87 minucie wyrównaliśmy, w 90 minucie strzeliliśmy gola na 2:1. To było mentalne zwycięstwo. Byłem pewny, że podium w lidze już nam nie ucieknie. I tak się stało. Bo futbol - wygrana w nim - rodzi się w głowie.

Przypomnij, jak trafiłeś do Jagiellonii?

Po pięciu latach w Górniku Zabrze chciałem poszukać nowego wyzwania. Po chichu liczyłem na oferty z Wisły, Legii, czy Lecha. To był wówczas top - Wisła też rzecz jasna. Jednak nic, żadnego odzewu na fakt, że byłem piłkarzem za którego nie trzeba było płacić sumy odstępnego. Pojawiły się oferty z Zagłębia Lubin, Lechii Gdańsk, Górnik chciał przedłużyć.

Chyba lepiej niż Jagiellonia w takim razie nie mogłeś wybrać?

Lechia to była wielka niewiadoma. Zagłębie - wiadomo, jak potoczyły się losy tego zespołu. Propozycje były podobne finansowo, ale ja nie kierowałem się finansami. Chciałem trafić do klubu, gdzie jest perspektywa.

Teraz na brak ofert nie narzekasz...

Nie powiem, sporo różnych sygnałów. Jednak nie chcę spekulować. Będzie konkret na stole, wtedy się odniosę do tego, podobnie jak Jagiellonia.

Środek obrony czy środek drugiej linii - co wolisz?

Mam dość tej "dwu pozycyjności", jak to określam! W mojej dotychczasowej grze w lidze myślę, że tak z półtorej roku spędziłem  w drugiej linii. Wiadomo - zawodnik wszechstronny jest przydatny dla trenera. Może raz zagrać tu, a innym razem tam. Tyle, że dla samego zawodnika nie jest to najlepsze. Gdy grasz kilka meczów na środku pomocy, to w tym pierwszym na środku defensywy na nowo musisz przypomnieć sobie określone zachowania. Nie ma dwóch zdań - specjalizacja służy rozwojowi, doskonaleniu, dodaje pewności. I mogę jasno zadeklarować, że wolę środek obrony, mimo że to pozycja trudniejsza...

Bardziej odpowiedzialna...

To też, ale i trudniejsza. Tutaj nie ma mowy o pomyłce, a jak już, to kosztuje drożej niż w środku pola. Jeszcze ważniejsze jest ustawienie i przewidywanie. Ważne też jest doświadczenie. Cały czas analizuję wszystkie mecze, poszczególne sytuacje. Jest taki program InStat, w którym można znaleźć wszystkie zagrania danego gracza, także kluczowe zagrania całego zespołu. Trener Probierze chętnie z nami analizuje, ale chciałbym dodać, że my chętnie sami wszystko analizujemy - już bez szkoleniowca. Kiedy gadamy o czymś innym, to o czymś innym. Jednak często między sobą rozmawiamy o piłce. Trwają dyskusje o poszczególnych sytuacjach. Atmosfera jest świetna. Spotkałem w Białymstoku piłkarzy trochę starszych, którym dalej zależy. Którzy chcą się doskonalić. Bardzo dobrze współpracuje mi się z Sebastianem Maderą...

Liczy 30 lat...

Ciągle mu się chce! Gram w lidze od 2007 roku i widziałem już różnych piłkarzy. Jak ktoś jest starszy to często myśli - dobra gram, jak gram, ale co tam. Byle dograć, byle gdzieś znowu zaczepić się na dwa-trzy lata. W Jagiellonii nie ma o tym mowy. Ciekawa starszyzna spotkała niesamowicie zdolną młodzież. Jak wychodzimy do pracy na treningu, to aż serce się raduje. Trener Probierz też zresztą wpłynął na ewolucję w mojej grze. Zakazał wślizgów.

To był - przez jakiś czas - ulubiony sposób na rozwiązywanie sytuacji boiskowych...

Nie powiem, że nie (z uśmiechem - przypis red.)... Gdy na zajęciach Probierz zaczął zwracać uwagę, że każda gierka - każdy "dziadek" - bez wślizgów, to nawet byłem trochę poirytowany. Jak to?! - przecież są sytuacje, gdy trzeba zaatakować wślizgiem. Jednak z czasem pozwoliło to inaczej myśleć. Na niskich nogach trzeba pracować. A przede wszystkim głowa musi pracować. Za tym idzie ruch. I naprawdę można odebrać wiele piłek dużo skuteczniej i bez wślizgu. W sumie w grze na środku obrony pomaga mi również doświadczenie z gry w linii pomocy - szczególnie jeśli chodzi o wyprowadzenie piłki, dokładność podań. Ostatnio zachowuję spokój i mogę się pochwalić dokładnością zagrań na poziomie 85 procent...

To naprawdę przyzwoity wynik.

Są mecze, gdy sięga 90 procent, są i takie, że 80 procent. Zawsze wtedy analizuję, co mogłem zrobić lepiej. Czuję, że rozwijam się. Koniec z "kung-fu Pazdan"!

Właśnie - bolały te memy?

W sumie to powinienem dostać czerwoną kartkę za tę sytuację z listopada 2013 roku - z meczu z Irlandią w Poznaniu. Była przypadkowa, bo nie widziałem rywala, ale skutek ataku był fatalny. Trafiłem Irlandczyka wyprostowaną nogą. I sędzia mógł wyciągnąć czerwoną kartkę. To był bardziej przypadek. Jednak wiele sytuacji nie było przypadkowych. Przez brak pewności siebie szedłem w agresję. Z tym skończyłem! Już Tomek Hajto powtarzał: -  Jesteś dobrym obrońcą, ale niepotrzebnie się grzejesz... I dodawał: - Albo złapiesz spokój, albo nie będziesz grał na wyższym poziomie... Teraz czuję, że złapałem spokój, ale rzecz jasna połączony ze stanowczością. Nie jestem jednak pazerny, aby rozwiązać każdy problem boiskowy, a już na pewno nie chcę go rozwiązywać przez agresywne zachowania.

Na środku defensywy wolisz grać pół prawego czy pół lewego?

Pół lewego. To moja pozycja. I choć jestem prawonożny, to... stałem się też lewonożny.

Nie zastanawiasz się czasami, którą nogą kopnąć piłkę i czy nie lepiej prawą?

Wcale! Wręcz wydaje mi się, że z trzy czwarte albo przynajmniej dwie trzecie zagrań mam lewą nogą. Gdy byłem młody, to starsi zawodnicy woleli pozycję z prawej strony na środku defensywy. Musiałem się dostosować. Teraz to przynosi owoce. Cały czas doskonaliłem lewą nogę i dziś naprawdę nie mam żadnych wahań, aby zagrywać nią piłkę w gorących momentach.

Gdzie oglądałeś mecz Polska - Niemcy, ten legendarny z jesieni ubiegłego roku, zakończony naszym pierwszym zwycięstwem w historii?

W domu...

W Białym?

Nie, dostaliśmy wolne i byłem w Niepołomicach. Oglądałem na sofie w domu w Niepołomicach...

I myślałeś jak blisko, czy może jak daleko jesteś od tej kadry, który walczy w eliminacjach EURO 2016 i wygrywa z Niemcami?

Proszę mi wierzyć - nie myślałem o tym. Miałem swoje problemy ze zdrowiem. Wiedziałem, że muszę zabrać się do roboty. Teraz, z perspektywy meczu z Gruzją, mogę powiedzieć, że może to była ostatnia szansa, aby wskoczyć do pociągu z napisem "kadra narodowa". Może odjechałby mi bezpowrotnie? Kiedy jednak dostałem powołanie, to czułem się wyśmienicie. Z radością przyjechałem na mecze drużyny narodowej...

Miałeś zaplanowane chrzciny syna Marcela, który ma cztery miesiące....

Termin 14 czerwca był wyznaczony już wcześniej. Jednak z przyjemnością przenieśliśmy ten termin o tydzień. A później od razu do pracy. Trzeba się stawić w Jagiellonii, bo zaczynamy przygotowania do nowego sezonu.

Jakoś nie widzę, żebyś utyskiwał na to, że praktycznie będziesz bez urlopu. Trzy dni nad Bałtykiem, później w rodzinnych stronach z dwa dni i wracasz do treningów...

Mam swój czas i chcę go wykorzystać. Wiadomo, że człowiek potrzebuje urlopu, ale w tym roku musi mi wystarczyć te kilka dni. Później chrzest, a następnie - naprawdę z ochotą - do pracy! Właśnie zagrałem dziesiąty mecz w kadrze, ale pierwszy, gdy czułem się świetnie. Gdy w sezonie 2007/2008 - zaraz po debiucie w lidze - otrzymałem powołanie od Leo Beenhakkera, to byłem zaskoczony. Nie tylko zadebiutowałem w grudniu 2007 roku w Turcji - przeciwko Bośni, ale i zagrałem w kolejnych kilku meczach wiosną 2008 roku - z Finlandią, Estonią, Macedonią i Albanią. Dwa ostatnie to było już bezpośrednie przygotowanie do turnieju EURO 2008. Nie miałem okazji zbyt często rozmawiać z Beenhakkerem. Może kilka razy wymieniliśmy po kilka zdań. Nie wiem dokładnie, czym się kierował, stawiając na mnie.

Myślał o tobie, jako o talencie, który rozwinie się w dwa-trzy lata, a tyle zamierzał jeszcze prowadzić kadrę.

Też tak myślę... Jednak później przyszła długa, wieloletnia przerwa. Nie zagrałem meczu u Franciszka Smudy, nie zagrałem u Waldemara Fornalika. A kiedy Adam Nawałka mnie powołał na dwa pierwsze mecze swojej kadencji, to naczytałem się, że zna mnie z klubu i stąd to powołanie. Było nas zresztą - późną jesienią 2013 roku - chyba z 35 powołanych na Słowację i Irlandię. Wtedy na kadrze spotkałem Krzyśka Mączyńskiego, z którym po raz pierwszy spotkałem się na kadrze, ale Małopolski rocznik 1987, jak mieliśmy po 14 lat. A później wcale nie grałem w reprezentacjach juniorów, czy młodzieżówce. Minęło 12 lat, a tu powołanie na pierwszą reprezentację i jedziemy z Krzyśkiem razem. I oczywiście słyszymy - no tak, powołani, bo trener Nawałka zna ich z pracy w Górniku. Znał nas, ale rozumiem, że widział również potencjał. Później to zdarzenie z Irlandią w Poznaniu, które przeszło do historii, jako "kung-fu Pazdan". Jeszcze dwa mecze w styczniu 2014 roku - z Norwegią i Mołdawią. Jeszcze powołanie na Szkocję, ale już nie zagrałem. Obecny sezon, jak zaczynałem, to już opisałem. Więc naprawdę może załapałem się na ostatni pociąg...

A może załapałeś się na dłużej...

Na to liczę - już się nie grzeję, nie spinam, a po prostu liczę na siebie i grę w kadrze. Czuję, że stać mnie na to. Nie czuję, że jestem przelotem. Wpadł i wypadł... Że ktoś coś tam widzi we mnie, albo że zna mnie ze wspólnej pracy w klubie. Czuję, że jestem tutaj, bo rozwinąłem się.

Jak patrzysz na Kamila Glika to...

Podziwiam Kamila. Też nie miał łatwo. Pamiętam, jak wypominano mu poszczególne sytuacje. Media potrafią zrobić piekło. Kamil rozwinął się jednak niesamowicie. Był niesłychanie konsekwentny w pracy, co dało wspaniałe efekty. Nie oglądał się na recenzje, tylko robił swoje. Dziś jest kapitanem kadry - po wyjeździe Roberta Lewandowskiego. Jest piłkarzem, od którego selekcjoner zaczyna skład. Glik to niepodważalny lider!

Glik pauzował z Gruzją za żółte kartki. Wszedłeś za niego - jak wrażenia z wysłuchania, czy też odśpiewania hymnu na Stadionie Narodowym?

Radość, czysta radość. Później jednak pełna koncentracja... Ostatnie minuty do meczu - jeszcze przed hymnem, to wizualizacja kilku kluczowych zachowań. W klubie też jak robię. Jakże chciałoby się zagrać z Grecją w Gdańsku. Mam już 10 meczów w kadrze, ale kiedyś Tomek Hajto powiedział: - Chłopie, 10 meczów w kadrze to może być przypadek... To teraz pracuję na to, aby to nie był przypadek...

Roman Kołtoń, Polsat Sport

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze