Alfabet Wimbledonu cz. II: W jak Williams

Najbardziej prestiżowy turniej tenisowy świata. Białe stroje, perfekcyjnie przystrzyżona trawa i rodzina królewska na trybunach. Wimbledon czas zacząć!
L jak lokalizacja. Niby turniej w Londynie, a nie do końca. Wimbledon znajduje się na obrzeżach miasta, ponad 10 kilometrów od centrum metropolii. W okolice kortów można się dostać metrem, ale pod samą bramę dojedziemy tylko autobusem. Kibice często decydują się więc na spacer. Kwadrans wystarczy, żeby dotrzeć na miejsce, a okoliczności przyrody są naprawdę sympatyczne. To piękny park i osiedlowe ulice, wzdłuż których przed pięknymi domami jednorodzinnymi zobaczymy równie piękne i zadbane ogródki.
M jak mieszkanie. Wimbledon to jeden z niewielu turniejów, na których większość tenisistów rezygnuje z hoteli. Stawiają na kameralną atmosferę i wynajmują domy lub mieszkania w pobliżu kortów. Wszystko po to, żeby przez ponad dwa tygodnie samopoczucie było jak najlepsze. Siostry Radwańskie od lat na czas turnieju zatrzymują się w ekskluzywnej willi. Na wieczornego grilla często wpada do nich Karolina Woźniacka. Novak Djoković też unika hoteli. Woli zamieszkać z żoną i synem w bardziej kameralnej atmosferze. Nole lubi gotować. Ma wtedy pełną kontrolę nad posiłkami. A że od kilku lat jest na diecie bezglutenowej – musi uważać, co wrzuca na talerz.
N jak niedziela. Na Wimbledonie jest wiele dziwnych zasad. Jedna z nich to wolna niedziela. Turniej zaczyna się w poniedziałek, a pierwsza niedziela rozgrywek to dla tenisistów i kibiców czas na odpoczynek. Fanom tenisa ta tradycja coraz mniej się podoba. Wielu chciałoby polecieć do Londynu właśnie na weekend i zobaczyć najlepszych tenisistów w akcji. Z brytyjską tradycją nie można jednak polemizować. Najlepszym zawodnikom świata taki terminarz pasuje. John McEnroe podczas turnieju Rolanda Garrosa śmiał się nawet, że Francuzi zrobią wszystko, żeby zarobić na turnieju jak najwięcej. Paryskie rozgrywki zaczynają się w niedzielę, a kończą dwa tygodnie później. To oznacza, że na French Open są trzy niedziele meczowe. Na Wimbledonie – tylko jedna. Finałowa.
O jak opady. Deszcz to prawdziwa zmora Wimbledonu. Mecze czasami są wielokrotnie przerywane. Zmrok zapada szybko i często trzeba rozłożyć jedno spotkanie na dwie doby. Tenisiści muszą więc grać dzień po dniu, a skutki zmęczenia odczuwają w finałowych fazach rozgrywek. Trochę lepiej jest od 2009 roku. To właśnie wtedy zakończono przebudowę kortu centralnego i największy obiekt Wimbledonu został wzbogacony o rozkładany dach. Zasuwa się w maksymalnie 10 minut, ale to nie znaczy, że w razie opadów mecze są tak szybko wznawiane. Uruchomienie systemu klimatyzacji, który zapewni bezpieczeństwo 15 tysiącom kibiców na trybunach zajmuje 45 minut. Co ciekawe, po zamknięciu dachu, tenisiści muszą dokończyć mecz właśnie w takich warunkach.
P jak pieniądze. Pula nagród turnieju przyprawia o zawrót głowy. To prawie 27 milionów funtów (ponad 157 milionów złotych!). Co sezon tenisiści dostają za występy w Londynie więcej. W tym roku każdy singlista, który pożegna się z turniejem w pierwszej rundzie, za samo pojawienie się na korcie zainkasuje prawie 170 tysięcy złotych! Zwycięzcy turniejów kobiecego i męskiego dostaną prawie 2 miliony funtów, czyli ponad 11 milionów złotych!
R jak rekord. Najdłuższy mecz Wimbledonu (i całej historii tenisa) to starcie Johna Isnera z Nicolasem Mahutem. Amerykańsko-francuskie starcie w pierwszej rundzie turnieju w 2010 roku trwało… 11 godzin i 5 minut. W piątym secie londyńskiego turnieju nie ma tie-breaka. Zwycięzca musi osiągnąć dwa gemy przewagi. Spotkanie zakończyło się wynikiem 6:4, 3:6, 6:7 (7), 7:6 (3), 70:68. Wygrał Isner. Mecz był rozłożony na trzy dni. Sam decydujący set trwał 491 minut, czyli ponad 8 godzin. W sumie panowie rozegrali 980 punktów. Dla porównania – Serena Williams, żeby wygrać turniej kobiet potrzebowała 789 piłek.
S jak Sampras. Podobnie, jak Roger Federer, Pete Sampras wygrywał Wimbledon siedmiokrotnie. Po raz pierwszy triumfował w 1993 roku. Musiał sobie poradzić z ogromną presją. Był numerem 1 rankingu, ale eksperci zarzucali, że ze względu na brak wielkoszlemowego triumfu w CV, nie zasługuje na fotel lidera. Na Wimbledonie zamknął im usta. W finale pokonał Jima Couriera i rozpoczął dominację na kortach trawiastych. Po ostatni puchar sięgnął dokładnie 15 lat temu. W drodze po triumf musiał walczyć nie tylko z rywalami, ale też z bolesną kontuzją pleców i zapaleniem ścięgna mięśnia piszczelowego. Brzmi dramatycznie. Leki przeciwbólowe potrafią jednak zdziałać cuda. W finale w 2000 roku pokonał Pata Raftera.
T jak truskawki. Pochłanianie czerwonych owoców ze śmietaną to na Wimbledonie rytuał. Owoce pochodzą z najlepszych w Anglii upraw w hrabstwie Kent. Oczywiście są ekologiczne i organiczne, a nad ich jakością codziennie czuwają eksperci. Każdego dnia o 5:30 rano muszą być przy dostawie i sprawdzić, czy producent wywiązał się z umowy. W jednym pojemniku znajduje się nie mniej niż 10 truskawek. Tanio nie jest. 2.50 funta, czyli ponad 14 złotych. Cena jednak nie odstrasza. W trakcie jednego turnieju kibice spożywają 28 tysięcy kilogramów truskawek i 7 tysięcy litrów śmietany!
U jak ubranie. Biel, biel, biel i jeszcze raz biel. Tak zasadniczej polityki ubraniowej nie ma na żadnym innym turnieju. W 1963 roku na Wimbledonie zaczęła obowiązywać zasada „przeważającej bieli”. W 1995 roku przepisy zaostrzono. Teraz stroje tenisistów mają być „niemal całe w bieli”. Organizatorzy mają naprawdę wysokie wymagania. Ciemne i odważne kolory mogą się pojawić na stroju i butach tenisisty tylko w formie akcentów. Fluoroscencyjne barwy są zabronione. O tym, że londyńskie przepisy to nie żart, przekonał się Roger Federer. Szwajcar dwa lata temu wystąpił w białych butach z pomarańczową podeszwą. Zagrał w nich jeden mecz. Organizatorzy zabronili mu występów w tym obuwiu pod groźbą dyskwalifikacji. W końcu tenis to biały sport.
W jak Williams. Amerykańskie siostry zawsze świetnie sobie radziły na wimbledońskiej trawie. Obie triumfowały na tych kortach pięciokrotnie. Czołowe tenisistki świata z pewnością nie chcą wpaść na Venus w jednej z pierwszych rund, a Serena będzie w tym roku faworytką. Wygrała Australian Open i Roland Garros. Marzy jej się klasyczny wielki szlem. Tyle że ostatnie sezony na Wimbledonie nie były dla niej szczęśliwe. Dwa lata temu sensacyjnie przegrała w czwartej rundzie z Sabiną Lisicką. Przed rokiem było jeszcze gorzej – odpadła już w trzeciej rundzie, po porażce z Alize Cornet.
Z jak Zieleń wimbledońskiej trawy. Anglicy mają na punkcie trawy prawdziwą obsesję. Korty na Wimbledonie muszą być perfekcyjnie przygotowane. Przez wiele lat eksperci pracowali nad idealną mieszanką, która zapewni piłce odpowiednie odbicie, a tenisistom najlepszą przyczepność. Udało się. Od 2001 roku trawa na Wimbledonie jest podobno doskonała. Chcecie mieć taką w ogrodzie? Proszę bardzo – nazywa się życica. Po wielu latach testowania przeróżnych mieszanek okazało się, że najlepszy efekt przynosi pokrycie kortu jednym rodzajem zielonego mchu. Ale żeby nie było tak łatwo, nie wystarczy zasiać trawy. Trzeba ją jeszcze odpowiednio przystrzyc. Ta na Wimbledonie ma dokładnie 8 milimetrów. Na kortach są wykorzystywane dwa odcienie trawy. Wszystko po to, żeby tworzyła pięknie wyglądające w telewizji paski. Każdy z nich ma 50 milimetrów. Tylko linie końcowe są dwa razy szersze.
Komentarze