Mistrz olimpijski: Rok 2016 będzie ostatnim w mojej karierze

Dwukrotny mistrz olimpijski w pchnięciu kulą Tomasz Majewski z optymizmem patrzy na zbliżające się mistrzostwa świata w Pekinie. Nie chce jednak obiecywać medalu. - Jestem najzdrowszy od trzech lat i chcę wejść do finału - powiedział.
Ten sezon, pod względem przygotowań, był jednym z najtrudniejszych. Zimą Majewski postanowił poddać się ryzykownej operacji kręgosłupa. Późno rozpoczął treningi, dał sobie więcej czasu na wejście w sezon. We wtorek w Krakowie w mistrzostwach Polski osiągnął swój najlepszy tegoroczny rezultat - 20,80.
- Byłem już teraz w stanie pchnąć 21 metrów i powinienem był to zrobić. To nie jest niesamowity wynik, już kilka razy w życiu taki osiągnąłem. Może nie po takich przejściach zdrowotnych jak w tym roku, ale to nie jest żadne wytłumaczenie. Oczywiście nadal jest co poprawiać. Robię spore błędy w technice i nad ich wyeliminowaniem będziemy teraz pracować - stwierdził Majewski.
Zawodnik AZS AWF Warszawa zdaje sobie sprawę z tego, że nawet 21 metrów na świecie w tej chwili niewiele znaczy. Pekin to jednak jego szczęśliwe miejsce. To właśnie w Ptasim Gnieździe, jak nazywany jest Stadion Narodowy w stolicy Chin, osiągnął swój pierwszy wielki sukces. W 2008 roku został tam po raz pierwszy mistrzem olimpijskim.
- Nadal to pamiętam, mimo że minęło siedem lat. Teraz jednak mam już trochę inne możliwości. Wtedy byłem młody i gniewny, a teraz jestem już stary. Dlatego też będą to zupełnie inne zawody, zupełnie z innego pułapu do tego podchodzę. Całkowicie inny jest też rozkład sił w światowym pchnięciu kulą i mi także, o co innego chodzi. Chcę być w finale i powalczyć o najlepszy w tym roku wynik. A wszystkie siły chcę skupić na ostatni sezon i tam jeszcze coś pokazać - zaznaczył.
Po ostatnich wynikach osiąganych przez kulomiotów wynika, że w mistrzostwach świata (22-30 sierpnia) na podium będzie trzeba pchnąć bardzo daleko.
- Zapowiada się na to, że złoty medal da wynik powyżej 22 metrów. Amerykanin Joe Kovacs ostatnio bardzo daleko pcha kulę, ale jest bardzo nierówny. Niemiec David Storl jest też świetnie przygotowany i doskonale startuje w najważniejszych imprezach. Poziom pozostałych zawodników jest trochę niższy, ale jeśli ktoś myśli o medalu, to na pewno będzie trzeba osiągnąć rezultat dużo powyżej 21 metrów. Mnie chodzi o to, żeby pokazać się z jak najlepszej strony i z nadziejami wejść w kolejny sezon - dodał Majewski.
Rok 2016 będzie dla niego także ostatnim w karierze. Ukoronowaniem mają być igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro.
- Takie postanowienie powziąłem już dawno temu i nic nie jest w stanie go zmienić. Jeśli ktoś mnie zobaczy na treningu w 2017 roku, będzie mógł mnie rozstrzelać. I mówię to oficjalnie - podkreślił.
Teraz jest w wicemistrzu świata z Berlina (2009) dużo nadziei.
- I wewnętrzne poczucie, że jestem w niektórych elementach najlepszy od trzech sezonów. To jest fajne i jest ściśle związane z tym, że jestem dużo zdrowszy. Zrobiłem porządek z kręgosłupem i dzięki temu masa spraw się +wyprostowała+. Łatwiej jest mi się przygotowywać, ale z drugiej strony jestem też sporo starszy. Chciałoby się, żeby było wszystko jak dawniej, że robię określony trening i mogę się spodziewać określonego rezultatu. Teraz tak nie ma, trzeba kombinować. To na pewno dużo trudniejsze, ale to wyzwanie wszystkich doświadczonych sportowców - powiedział.
Właśnie dlatego każdy cykl treningowy jest wyzwaniem.
- Wiadomo, że chciałoby się dużo, ale i teraz w przygotowaniach są inne prawidłowości niż były kiedyś. To wszystko uległo dużej zmianie ze względu na mój wiek. Parę lat temu było dużo prościej. Szedłem określonym rytmem i mogłem się spodziewać określonych rzeczy. Teraz tak do końca nie jest - dodał.
Do mody w pchnięciu kulą wraca technika obrotowa. Coraz więcej zawodników jej używa, ale Majewski nie ma zamiaru teraz niczego zmieniać. W karierze raz już tego próbował i nie ma dobrych wspomnień.
- Chciałem raz w życiu wystartować w technice obrotowej. To było bardzo dawno temu, w 2006 roku, przygotowywałem się dwa tygodnie i już całkiem nieźle pchnąłem na treningu. Ale w trakcie rozgrzewki do konkursu skręciłem staw skokowy w obie strony i miałem nogę przez miesiąc w gipsie. To był znak od Boga, żebym tego nie robił i tego się teraz trzymam - zaznaczył.
Przed MŚ w Pekinie czeka go teraz zgrupowanie we Władysławowie, dwa starty i ostatni szlif w Japonii. I nawet jak w stolicy Chin nie znajdzie się w ścisłym finale, nie będzie rozpaczać.
- Jestem dwukrotnym mistrzem olimpijskim, nie muszę się martwić o sprawy finansowe. Naprawdę dobrze zarabiam i oby więcej lekkoatletów miało takie zarobki. To wtedy będziemy mieć dużo lepszy poziom tej dyscypliny w Polsce - podkreślił.
Komentarze