40 lat minęło... I wystarczy. Do Rio jedziemy po medal
W krzepiącym kibiców stylu polscy piłkarze ręczni wywalczyli awans do igrzysk olimpijskich. Z trybun Ergo Areny zwycięstwa młodszych kolegów oglądali ci, którzy od czterdziestu lat pozostają jedynymi polskimi medalistami w piłce ręcznej. Czy Talant Dujszebajew pójdzie śladem wciąż imponujących wigorem trenerów Majorka i Czerwińskiego i również zaprowadzi Biało-czerwonych wprost na olimpijskie podium? Wydaje się to całkiem realne.
Talant Dujszebajew pracę z polską reprezentacją rozpoczął z przytupem. Trzy mecze - trzy zwycięstwa - żadnego horroru w dawnym stylu. Wszyscy rywale, w tym naprawdę solidni Macedończycy i Tunezyjczycy, pokonani bardzo pewnie. No i rzecz najważniejsza: wywalczone bilety do Rio de Janeiro.
Już sam awans należy docenić. Do tej pory rozegrano dwanaście turniejów olimpijskich (pierwszy, jeszcze na trawie, w 1936 roku w Berlinie, od 1972 już regularnie), nam udało się wystąpić zaledwie w czterech. Ale na przekór przesłaniu Pierre'a de Coubertina dla polskich szczypiornistów nie sam udział będzie najistotniejszy. Pokolenie fantastycznych zawodników, trzykrotnych mistrzów świata, marzy o pięknej puencie swoich pięknych karier - o medalu olimpijskim.
Powiew świeżości, zastrzyk optymizmu
Do tego celu ma ich poprowadzić Talant Dujszebajew. Trudno powiedzieć, że w miniony weekend poznaliśmy nowego selekcjonera. Każdy, nawet umiarkowanie interesujący się piłką ręczną kibic zna Kirgiza z hiszpańskim paszportem znakomicie. Jeden z najlepszych zawodników w historii, wybitny szkoleniowiec. Ale odpowiedzi na kilka pytań jednak w Trójmieście dostaliśmy. I były to odpowiedzi bardzo wszystkich kibiców satysfakcjonujące.
Okazało się, że nawet podczas krótkiego zgrupowania można przygotować kilka wariantów gry w ataku, że Polacy w obronie nie są skazani na strefę 6-0, że możemy - wzorem wszystkich czołowych zespołów - grać w osłabieniu z lotnym bramkarzem, że przez 60 sekund przerwy technicznej trener może przekazać (po polsku!) konkretne wskazówki, a nie wykrzywkiwać komunały w obcym języku.
Okazało się wreszcie, że Biało-czerwoni wcale nie chcą wygrywać "na luzie jedną bramką", że zdecydowanie wolą kontrolować sytuację na parkiecie niż pisać scenariusze boiskowych horrorów. Dowiedzieliśmy się, że ci sami ludzie mogą dać kadrze nową jakość; że Przemek Krajewski może z powodzeniem kreować grę ze środka rozegrania, a Adam Wiśniewski skutecznie powstrzymywać samego Kiryła Łazarowa. Mecze z Macedonią, Chile i Tunezją były zastrzykiem optymizmu, ale były też ożywczym powiewem świeżości.
Starzy mistrzowie wierzą w młodszych kolegów
No dobrze, tylko czy to wszystko oznacza, że mamy już drużynę na medal? - Ja już w poprzednich latach liczyłem na medal. Wierzę, że uda się teraz - mówił przed kamerą Polsatu Sport Janusz Czerwiński, jeden z dwóch trenerów prowadzących polską kadrę do brązowego medalu w Montrealu. Stanisław Majorek podzielał optymizm dawnego współpracownika. Podobnie zawodnicy z tamtej wielkiej drużyny, których w weekend w Trójmieście nie brakowało.
Czternastu bohaterów liczyła drużyna olimpijska sprzed czterdziestu lat. Trzech z nich - Jerzy Klempel, Alfred Kałuziński, Ryszard Przybysz - piątego w historii awansu Polaków na igrzyska nie doczekało. Z pozostałych jedenastu w Ergo Arenie zameldowało się aż ośmiu. I wszyscy zapewniali, że chętnie pozbędą się już miana JEDYNYCH medalistów.
Oni zdobyli medal w Montrealu...
...a oni powalczą o podium w Rio
Młodsi następcy dawnych mistrzów o swoich medalowych szansach mówią ostrożnie, choć nie ukrywają, że taki będzie cel ich podróży do Rio. I nie ma w tym nic dziwnego. Mówimy wszak o drużynie, w której grają medaliści mistrzostw świata (nawet trzykrotni), w której są zawodnicy z olimpijskim doświadczeniem z turnieju w Pekinie. Mamy wreszcie trenera, który wie, jak smakuje olimpijskie złoto - w Barcelonie w 1992 roku Dujszebajew zdobył z reprezentacją Wspólnoty Niepodległych Państw (dla młodszych kibiców: taki twór powstały po upadku ZSRR) mistrzostwo olimpijskie i przy okazji nagrodę dla najlepszego zawodnika turnieju.
- Na razie musimy jak najwięcej pracować, by zespół grał tak, jak tego oczekuję. Kiedy już to osiągniemy, porozmawiamy o naszych szansach na medal - mówi ostrożnie selekcjoner Polaków. Ale ostrożność - tak trenera, jak i jego podopiecznych - nie oznacza bynajmniej braku wiary w sukces. Przeciwnie: Biało-czerwonym najwyraźniej udało się przeprowadzić mentalny reset po nieudanych mistrzostwach Europy. Są pełni wiary, optymizmu, pozytywnej energii. Tego dowiedzieliśmy się w ostatni weekend.
Już od dawna wiemy za to, że mamy wielu zawodników najwyższej światowej klasy. Po kilku latach ponownie mamy też selekcjonera z najwyższej światowej półki. A poza wszystkim, mamy też... dość czekania. Czterdzieści lat wystarczy, pora na kolejny olimpijski medal.
Komentarze