Dziesięć kroków do szczęścia. Siatkarzy droga do Rio
Kiedy we wrześniowym Pucharze Świata polscy siatkarze w dramatycznych okolicznościach stracili szansę wywalczenia awansu do igrzysk olimpijskich stało się jasne, że pozostała im już tylko jedna droga do Rio. Jedna, ale w dwóch wariantach. Krótszym: bezpośrednio z Berlina i dłuższym: z Berlina przez Tokio. Biało-czerwoni podążyli tą drugą trasą, ale najważniejsze, że dotarli do celu.
Kwalifikacje olimpijskie w siatkówce są wyjątkowo trudne i skomplikowane. Sukcesy w innych wielkich imprezach - mistrzostwach świata czy Europy - nie mają znaczenia dla losów rywalizacji o wyjazd na igrzyska.
Pierwszą okazją do wywalczenia przepustek do Rio był zatem wrześniowy Puchar Świata w Japonii. W długim, wyczerpującym turnieju trzy drużyny zdystansowały resztę stawki. USA, Włochy i Polska przegrały tylko po jednym meczu, wygrały po dziesięć. O tym, kto zajmie dwa pierwsze premiowane awansem miejsca decydowały niuanse, pojedyńcze piłki. Po porażce w ostatnim dniu turnieju 1:3 z Italią Polacy spadli na trzecie miejsce - pierwsze z tych, które awansu nie dawały.
Polakom, aktualnym mistrzom świata, pozostawało czekać na styczeń i europejskie kwalifikacje w Berlinie. Pierwsze miejsce oznaczało bezpośredni awans do Rio, lokaty druga i trzecia - prawo gry w światowym turnieju eliminacyjnym. Brak miejsca na podium definitywnie zamykał drzwi do turnieju olimpijskiego. Innej drogi do Brazylii już nie było...
Krok pierwszy, Berlin. Polska - Serbia 3:1
5 stycznia Polacy wkroczyli na drogę prowadzącą do Rio de Janeiro. W pierwszym meczu turnieju w Berlinie pokonali Serbów 3:1. Ze skrzydeł skutecznie atakowali Kurek (26 punktów) i Mika (18), a ze środka Bieniek (12).
Krok drugi, Berlin. Polska - Belgia 3:0
7 stycznia zapewniliśmy sobie awans do najlepszej czwórki turnieju w Berlinie. Wbrew temu, co mógłby sugerować wynik, nie obyło się bez mocniejszych doznań. Drugi set, wygrany 30:28, wystawił nerwy polskich kibiców na poważną próbę. Wśród Biało-czerwonych ponownie najskuteczniejszy był Kurek, a wspierali go dzielnie Kubiak i Kłos.
Krok trzeci, Berlin. Polska - Niemcy 2:3
Dziwny mecz. Po pierwsze: oba zespoły miały już zapewniony awans do półfinałów. Po drugie: nikt nie próbował "wybierać" sobie rywala; z drugiej grupy awansowali bowiem Francuzi i Rosjanie, więc wiadomym było, że i tak w walce o finał czekać będzie arcytrudne wyzwanie. Po trzecie wreszcie: w berlińskiej hali im. Maksa Schmelinga to Polacy grali... u siebie. Przewaga naszych kibiców na trybunach była przytłaczająca. Skończyło się porażką, ale ona o niczym nie decydowała.
Krok czwarty, Berlin. Polska - Francja 0:3
O ile przegraną z Niemcami można porównać do chodzenia w miejscu, o tyle porażka z Francją to już był krok w tył na drodze do Rio. Przegrywając 9 stycznia półfinał z Trójkolorowymi straciliśmy szansę wywalczenia bezpośredniej kwalifikacji do igrzysk i skazaliśmy się na mecz o życie dzień później.
Krok piąty, z Berlina do Tokio. Polska - Niemcy 3:2
Choć postawiony w połowie dystansu, był to chyba krok najważniejszy na drodze do Brazylii. Przegrany w tym meczu definitywnie tracił szansę gry na igrzyskach. Wygrany taką szansę - i to naprawdę bardzo realną - zachowywał. W meczu, w którym porażka oznaczała katastrofę przegrywaliśmy już w setach 0:1 oraz 1:2. Czwarta i piąta partia to prawdziwe horrory, oba wygrane przez podopiecznych Stephane'a Antigi na przewagi. Tysiące polskich fanów na trybunach Max-Schmeling-Halle oszalało z radości...
Krok szósty, Tokio. Polska - Kanada 3:2
Ponad cztery miesiące czekali Polacy, by na drodze do Rio postawić krok szósty. I może właśnie przez to oczekiwanie dość niespodziewanie się przy tym kroku zachwiali. Dwa przegrane sety i w konsekwencji stracony punkt w spotkaniu z Kanadą, to nie był wymarzony początek zmagań w turnieju w Tokio.
Krok siódmy, Tokio. Polska - Francja 3:2
Rankiem (polskiego czasu) 29 maja polskim kibicom było na duszach coraz ciężej. Dwa pierwsze sety meczu z Francją zdawały się dowodzić, że kłopoty z Kanadą nie były dziełem przypadku, a efektem kiepskiej dyspozycji. Szczególnie drugi set, przegrany do 13 (!), mógł załamać każdego. Każdego, ale... nie polskich siatkarzy. Zawodnicy trenera Antigi w niesamowitych okolicznościach, broniąc cztery piłki meczowe, wygrali seta numer trzy i odwrócili losy rywalizacji. Ogromna w tym zasługa Dawida KOnarskiego, który wchodząc na parkiet za Bartosza Kurka dał znakomitą zmianę. Po wygranym tie-breaku pierwszy raz mogliśmy powiedzieć głośno: Rio jest na wyciągnięcie ręki.
Krok ósmy, Tokio. Polska - Japonia 3:0
Dzień przerwy po thrillerze z Francją najwyraźniej posłużył Biało-czerwonym. Wypoczęci i pewni siebie Polacy gospodarzy turnieju kwalifikacyjnego dosłownie zmietli z parkietu. Co ciekawe, najlepiej punktującym z Polaków nie był atakujący, ani przyjmujący, a Marcin Możdżonek, który zdobył 13 oczek. Dorobek środkowego wynikał w dużej mierze ze skutecznej gry blokiem.
Krok dziewiąty, Tokio. Polska - Chiny 3:2
Z okazji Dnia Dziecka polscy siatkarze sprezentowali kibicom kolejny tie-break. Trzeci w czwartym meczu japońskiego turnieju. Co ważne, trzeci wygrany. Tym razem Biało-czerwonych do wygranej poprowadził zdobywca 22 punktów Bartosz Kurek. Do zapewnienia sobie olimpijskiej kwalifikacji brakowało już tylko wygranej z Wenezuelą...
Krok dziesiąty, z Tokio do Rio. Polska - Wenezuela 3:0
I stało się! A ostatni krok nie tylko nie okazał się - jak to często bywa - najtrudniejszym, był jednym z najłatwiejszych. Nie było nawet jednego momentu, w którym siatkarze z Ameryki Południowej mieli prawo pomyśleć, że Polacy są w ich zasięgu. Wygrana sprawiła, że mistrzowie świata są już pewni występu w turnieju olimpijskim. Droga do Rio była długa, kręta i wyboista, ale dziesięć kroków wystarczyło Biało-czerwonym, by ją pokonać.
Komentarze