Kostyra: Przerwane marzenia Fonfary
Po raz kolejny okazało się jak mało warte są w boksie przepowiednie ekspertów, kibiców i samym bokserów. Wszyscy byli przekonani (ze mną włącznie), że Andrzej Fonfara wygra z Joe Smithem Juniorem i powalczy potem o mistrzostwo świata WBC w półciężkiej z Adonisem Stevensonem. Diabłu na budę zdały się te prognozy. Wystarczył jeden prawy sierpowy Amerykanina, moment nieuwagi „Polskiego Księcia” i bye, bye marzenia.
A marzenia Andrzeja Fonfary były wielkie. Zwycięski rewanż ze Stevensonem i potem obrona tytułu mistrza świata na stadionie Legii, jego ulubionego klubu. Te marzenia trzeba odłożyć, być może bezpowrotnie. Teraz przed „Polskim Księciem” strome schody, znów musi się po nich mozolnie wspinać na szczyt. Czy się wdrapie?
Andrzej podnosił się już po porażkach i z Mediną, Findleyem oraz Stevensonem, wracał silniejszy. Mam nadzieję, że znów wróci, szczerze mu tego życzę. Ale jestem zaniepokojony jego obroną. Dziurawa jak sito. Z Cleverlym przyjął aż 462 ciosy, z Joe Smithem tylko kilkanaście, ale zdecydowanie silniejszych i przegrał w pierwszym starciu.
Relacjonując pojedynek Fonfary z Joe Smithem krzyczałem po pierwszym nokdaunie: „Andrzej przetrzymaj, sklinczuj!!!” Fonfara jednak tego nie robił, skrył się za podwójną gardą (mało szczelną) i Amerykanin brutalnie ją rozbił.
W takich krytycznych momentach powinna włączyć się intuicja, jakiś schemat wyćwiczony na treningach. Pamiętam jak jeszcze bardziej zamroczony Diego Corrales w pierwszej walce z Jose Luisem Castillo jeszcze bardziej zamroczony niż Fonfara przetrzymał sztorm, czepiał się rywala jak posłanka Julia Pitera dorsza za 8.20 (żeby udowodnić winę PIS), wypluwał ochraniacz na zęby i… przetrzymał. Potem wygrał, znokautował Castillo. To samo Riddick Bowe w Atlantic City w walce z Andrzejem Gołotą. Był zupełnie nieprzytomny, ale podświadomie klinczował, przetrzymał kryzys i… też wygrał. U Andrzeja Fonfary tego zabrakło.
Trener Sam Colona zapewniał, że po walce z Cleverlym dużo uwagi na treningach poświęcali poprawie obrony Andrzeja. Ale chyba nie przećwiczyli tego wariantu z klinczowaniem. A to też element boksu, czasami decydujący o być albo nie być, sukcesie albo porażce.