Andrejczyk o czwartym miejscu: Żenada, było tragicznie...
Ma 20 lat i dwoma centymetrami przegrała w Rio de Janeiro medal olimpijski. Maria Andrejczyk zajęła w konkursie oszczepniczek czwarte miejsce i… była załamana. - Jest mi przykro i smutno, wiem, że zawiodłam – mówiła do dziennikarzy.
- Żenada, po prostu żenada. Co ja dzisiaj odwalałam, to... nie biegałam, było tragicznie, nogi miałam zajechane, ale to chyba przez stres. Z jednej strony to sukces, mam 20 lat i jestem czwartą zawodniczką igrzysk, super, ale po eliminacjach było stać mnie na zdecydowanie więcej. Czułam to, a wyszło jak wyszło - dodała.
To zdecydowanie największy sukces zawodniczki LUKS Hańcza Suwałki. Pochodząca z Sejn lekkoatletka już w eliminacjach pokazała, że jest w życiowej formie. Wynikiem 67,11 wygrała kwalifikacje i została liderką światowej tabeli tegorocznych rezultatów. W czwartek medal olimpijski przegrała o dwa centymetry z utytułowaną Czeszką Barborą Spotakovą. - Ona już nie jest moją idolką. A tak naprawdę bardzo szanuję ją za to jaką jest oszczepniczką, ale to już nie jest czas na podziwianie kogoś, ale to jest czas na walkę. W finale pokazała, że tu nie ma czasu na przyjaźnie. Trzeba walczyć, więc będę tak robić - zapewniła.
Teraz jest jednak w niej spory żal. Była tak blisko, by spełnić swoje największe marzenie z dzieciństwa, ale i by sprawić jedną z największych niespodzianek. - Jest mi przykro, smutno, wiem, że zawiodłam. Może i był to mój drugi odległościowo rzut w karierze, ale chyba najbardziej mnie boli to, że Chorwatka Sara Kolak jest tylko rok starsza, rzuciła gorzej ode mnie w eliminacjach i ona jest złota, a ja czwarta - zauważyła.
Dla niej ten debiut olimpijski to także nauka na przyszłość. - Ciężko na taką karierę i na ten moment pracowałam, wiem, że jeszcze dużo pracy przede mną. Trzeba promować oszczep, bo jest najbardziej niszowy z konkurencji rzutowych w naszym kraju. Ja jestem właśnie po to, żeby to rozpowszechnić, by był coraz lepszy, aż doszedł do światowego poziomu. A po tych igrzyskach moją idolką została Anita Włodarczyk i chcę rzucić tyle, co ona – śmiała się.
Włodarczyk parę dni wcześniej na Stadionie Olimpijskim w Rio de Janeiro poprawiła wynikiem 82,29 rekord świata w rzucie młotem i zdobyła złoty medal. Występ Andrejczyk w brazylijskich igrzyskach może być jednak także dla niej przełomem w karierze. - Walczyłam tyle ile mogłam, chyba bardziej nad psychiką muszę popracować. Więcej rozmów z mamą, ona bardzo mi w tym wszystkim pomaga. Dużo pracy przede mną. 20 lat, nic nie tracę, wszystko mogę zyskać. Przez kolejne cztery lata dużo może się wydarzyć, ale apetyt mam naprawdę ogromny, czuję duży niedosyt - przyznała.
Jej wyniki są imponujące, gdy weźmie się także pod uwagę jej problemy zdrowotne. - Miałam kłopoty z kolanami, stawem skokowym. Miałam mieć nawet operację, ale na szczęście do niej nie doszło. Patrząc zatem na moje problemy, nie przypuszczałam, że będę w stanie rzucić 67 metrów. Wyszło bardzo fajnie. Od trzech lat robię postęp 5-6 metrów i jeśli to utrzymam, w przyszłym roku może być rekord świata. Chcę trenować, to moja pasja, robię to z przyjemnością, ale mam duży apetyt i oby jak najdalej - dodała.
Andrejczyk to jedna z najmłodszych zawodniczek w polskiej ekipie w Rio de Janeiro. Polacy dotychczas wywalczyli osiem medali. Impreza potrwa do niedzieli.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze