Kostyra: Brook nie słuchał Dempseya
Krótka, ale brutalna była ta walka Kella Brooka z Genadijem Gołowkinem, jedna z najbrutalniejszych w tym roku. Po prostu uliczna bójka, w której Gołowkin zrezygnował z techniki, żeby tylko zmaltretować Anglika, który zaszedł mu za skórę buńczucznymi wypowiedziami przed galą.
"Chciałem wielkiego show, chciałem takiej ulicznej bójki, wiedziałem że jestem silniejszy od niego, że go ranię" - mówił po walce "GGG". Gołowkin najwidoczniej nie słuchał trenera, bo Abel Sanchez dał mu reprymendę. "Za bardzo chciał urwać Brookowi głowę, za mało boksował. Czasami to robi" - przyznał Sanchez.
Ale czy to pierwszy bokser, który nie słucha trenera, ale jest usprawiedliwiony, bo wygrał? Muhammad Ali też nie słuchał Angelo Dundeego w pamiętnej walce z Georgem Foremanem podczas Rumble in the Jungle w Kinszasie (1974). Robił właściwie wszystko właściwie na odwrót, stosując taktykę "rope-a-dope", opierając się o liny, wystawiając na strzały Wielkiego George'a. Ale wygrał. Kto dzisiaj pamięta, że nie słuchał trenera? Wszyscy pamiętają, że pokonał Foremana.
Tak samo wszyscy będą pamiętać, że Gołowkin zdemolował Brooka w O2 w Londynie, złamał mu kość oczodołową i – jak potem tłumaczył się Brook: "widział czasami dwóch, a nawet czterech Gołowkinów".
Legendarny czempion ciężkiej kategorii Jack Dempsey twierdził, że też kilka razy znajdował się w takiej sytuacji, że był zamroczony i rywal troił mu się w oczach. "W takiej sytuacji zawsze celowałem w tego po środku" - opowiadał potem ze śmiechem dziennikarzom.
Gdyby Brook znał razy Dempseya i je realizował, to może walka potrwałaby trochę dłużej. Ale wynik byłby taki sam. Wygrałby "GGG", dziś chyba najlepszy bokser świata bez podziału na kategorie wagowe.
Przejdź na Polsatsport.pl