Boniek: To był nokaut. Karmienie się nienawiścią do niczego dobrego nie prowadzi
Prezes PZPN Zbigniew Boniek, który został w piątek wybrany na kolejną kadencję, przyznał, że nie czuł presji przed zjazdem w Warszawie. Jak dodał, nie był też zaskoczony wczesnym opuszczeniem sali przez jego kontrkandydata Józefa Wojciechowskiego.
"Cieszę się, bo wszyscy zapowiadali, że dzisiejszy zjazd będzie cyrkiem, a okazało się, iż społeczeństwo piłkarskie jest dosyć zjednoczone. Pan Józek miał 16 rekomendacji i dostał dzisiaj 16 głosów. Oczywiście nie wiem, czy to byli ci sami ludzie, ale mnie to kompletnie nie interesuje. Jestem usatysfakcjonowany, bo w przeszłości zdarzało się, że prezesi po czterech latach kadencji mieli +połamane nogi+. Jestem człowiekiem, który coś w piłce zrobił, znają mnie na całym świecie i zakończenie prezesury z +połamanymi nogami+ na pewno by mi w życiu przeszkadzało" - powiedział Boniek po swoim zwycięstwie.
W piątkowych wyborach urzędujący szef związku otrzymał 99 głosów, jego rywal - 16. Wojciechowski już wcześniej opuścił salę na znak protestu przeciwko metodzie wyłaniania prezesa. Sztab Wojciechowskiego optował za kartami wrzucanymi do urny, tymczasem władze PZPN wolały metodę elektroniczną - tzw. maszynki. Odbyło się nawet głosowanie w tej sprawie, zdecydowana większość działaczy poparła sposób elektroniczny.
"Co pomyślałem, gdy zobaczyłem, że pan Wojciechowski opuszcza salę? Nie byłem zaskoczony. Myślałem nawet, że wycofa się wcześniej. Niestety, dochodziły do niego tylko głosy ludzi, którzy mu wmawiali nie wiadomo co. Wczoraj wieczorem mówili, że mają 70-80 głosów. Jeżeli ktoś ma tyle głosów, to go nie interesuje, jaka jest metoda wyborów, bo i tak wygra. Natomiast cała ta szopka z głosowaniami, jakoby poprzez maszynki nie było tajne, a oni sami w swoich biznesowych kwestiach tak głosują, jest troszeczkę śmieszna" - przyznał Boniek.
Wojciechowski, mimo opuszczenia sali, formalnie pozostał kandydatem, dlatego głosowano nad jego nazwiskiem.
"Cieszę się, że na koniec komisja dopuściła pana Józefa do głosowania, bo to jednoznacznie odbiera mu jakiekolwiek atuty. Natomiast trochę dziwne w demokracji jest to, że jeżeli komuś się coś nie podoba, to bierze zabawki i wychodzi. Nie mam do pana Józefa żalu. Byłoby mi miło, gdyby w jakiejś formie chciał wrócić do jakiegoś klubu (w przeszłości finansował Polonię Warszawa - PAP). Ale troszkę ośmieszyli się ci, którzy uważają, że coś jeszcze znaczą w polskiej piłce. Karmienie się nienawiścią do niczego dobrego nie prowadzi" - podkreślił Boniek.
Jak dodał, szanuje swojego przeciwnika w piątkowych wyborach.
"Jestem prezesem, pewnie w tym momencie byłoby mi łatwiej pastwić się nad rywalem, ale mam szacunek do pana Wojciechowskiego, za to co w życiu zrobił. Jednak jeżeli ma się wokół siebie ludzi, którzy w życiu karmią się nienawiścią, a nie ideami, tak to wygląda. Ja nigdy takiego sposobu w moim życiu nie miałem" - stwierdził Boniek.
Czy ostatnie tygodnie kampanii były dla niego trudne?
"Moją kampanią były cztery lata. To co dla polskiej piłki zrobiliśmy i dalej chcemy robić. Natomiast w momencie, gdy dowiedziałem, że mój kontrkandydat się zgłosił, a następnego dnia jego ludzie stali już pod Ministerstwem Sportu, powiedziałem sobie, że nawet wobec ryzyka porażki nie będę się w ogóle odzywał. Nie można przez dwa tygodnie zniszczyć tego, co się zrobiło przed cztery lata" - powiedział Boniek.
Współpracujący z Wojciechowskim byli piłkarze reprezentacji - Cezary Kucharski i Radosław Majdan - złożyli niedawno pismo u ministra sportu, w którym poruszali temat m.in. miejsca zamieszkania Bońka i tego, gdzie płaci podatki, a także kwestię zaangażowania szefa PZPN w reklamę firmy bukmacherskiej.
"Jutro wieczorem wyjeżdżam na cztery dni, bo mam potrzebę lekkiej kuracji, żeby się od tego wszystkiego odciąć. I naładować na nowo, bo nie było łatwo słuchać od trzech tygodni zarzutów, które były absolutnie absurdalne" - odparł Boniek.
Prezes PZPN chce kontynuować to, co piłkarska federacja robiła w czasie jego pierwszej kadencji.
"To nie jest tak, że w nadchodzących czterech latach będziemy wstawiać do każdego klubu fortepian. Mamy rzeczy do zrobienia, myślimy o szkoleniu. Beneficjentem tego, co robimy w PZPN, będą już następni. Dzisiejsi nastolatkowie w przyszłości będą piłkarzami ekstraklasy, 1. ligi, reprezentacji, a ja już nie będę prezesem PZPN. Staramy się spokojnie wykonać robotę dla innych, a przede wszystkim myśleć o tym, żeby z polską piłką było jak najlepiej. Mamy projekt dotyczący edukacji i kultury fizycznej naszej młodzieży. Chcemy zrobić jakiś suplement do Narodowego Modelu Gry, żebyśmy mieli młodzież dobrze wysportowaną. Jak ktoś nie jest silny i zdrowy, to trudno grać w piłkę" - zaznaczył.
Przyznał, że nie czuł w ostatnim czasie presji. "Już dawno musiałem sobie umieć z nią radzić. Moje życie piłkarskie, sportowe zawsze było presją. Wydaje mi się, że niektórzy dziennikarze mieli teraz większą presję niż ja" - stwierdził.
Prezes PZPN dodał, że nie obawia się ewentualnych odwołań Wojciechowskiego od wyników wyborów.
"Każdy ma do tego prawo. Jednak dzisiaj to nie był walkower 3:0, to był nokaut w pierwszej rundzie. Niech pan Józef się odwołuje, ale myślę, że gdy się prześpi, to... ja zawsze jestem gotowy do dialogu. Jeśli chce, to zapraszam na kawę" - zakończył Boniek.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze