Iwanow: Zagłębie Sosnowiec, czyli drużyna zabezpieczona
W piłkarskiej 1 lidze „deja vu” z ubiegłego sezonu. Po czternastu kolejkach liderem znowu Zagłębie Sosnowiec. Rok temu była to jednak mega sensacja, przecież zespół ze Stadionu Ludowego występował w roli beniaminka.
Do tego w efektownym stylu przedostał się on do półfinału Pucharu Polski, gdzie dopiero wiosną – i to nie bez trudu - zatrzymała go „poznańska Lokomotywa”. W lidze po czternastu spotkaniach sosnowiczanie mieli wówczas 27 punktów (teraz 29). W tym 4 przewagi nad późniejszym mistrzem rozgrywek Arką Gdynia. Jednak wysokie porażki w Płocku, Ząbkach czy Bydgoszczy zachwiały posadą trenera Artura Derbina. A gdy doszła do tego fatalna seria na wiosnę, gdy zespół ulegał Rozwojowi, Bełchatowowi czy Kluczborkowi gilotyna przygotowana była do ścięcia.
Prezes Marcin Jaroszewski mimo dobrych prywatnych kontaktów z polskim „Estebanem Cambiasso” nie zawsze zgadzał się z jego szkoleniowymi pomysłami. Od dłuższego czasu przygotowywał się do zmiany człowieka za sterem. Sezon dokończył jeszcze Tomasz Łuczywek (trzecie miejsce w tabeli!), ale w głowie szefa od dawna widniał pomysł z nazwiskiem Jacek Magiera. To on w drugim sezonie po powrocie „ZS” na zaplecze Esktraklasy miał powalczyć o awans.
Jak się skończyło, wiemy. Imponujący początek rozgrywek Zagłębia plus problemy Besnika Hasiego w Legii i „Magic” za długo nad Brynicą nie popracował…Mając na uwadze fakt świetnie układającej się współpracy obu klubów, sympatii prezesa Jaroszewskiego do „bossa” Legii Bogusława Leśnodorskiego jak i rozsądek w nieblokowaniu spełnienia marzeń i rozwoju Magiery nikt drogi na warszawskie Powiśle mu nie zamykał. Ale wiadomo, że nawet 400 tysięcy złotych „odszkodowania” nie było w stanie w stanie tej straty zrekompensować. I mogło wprowadzić w funkcjonowanie klubu sporo zamieszania.
Łuczywek popracował kilkanaście dni w towarzystwie posiadającego licencję UEFA Pro Jarosława Araszkiewicza, ale niebawem Magiera zadecydował, że i jego asystenta z Sosnowca potrzebuje stolica. Dlatego Łuczywek poznał już atmosferę Ligi Mistrzów i to z pięknego Madrytu, a Jaroszewski został zmuszony do kolejnych zmian. Sięgnął więc po Piotra Mandrysza, do którego Zagłębie przymierzało się już kilka razy wcześniej, nawet pod prezesurą poprzednika obecnego szefa klubu z Sosnowca Leszka Baczyńskiego. Czternaście kolejek, trzech, a faktycznie czterech trenerów, w takich okolicznościach można by zwariować. Ale nie tutaj.
Bo drużyna została bardzo dobrze przygotowana i znakomicie wzmocniona. Współpraca z Legią dała Zagłębiu m.in. Jakuba Szumskiego, Arkadiusza Najemskiego i przedłużenie wypożyczenia Roberta Bartczaka. Nikt w tej lidze nie ma tak mocnego środka pola, bo Sebastian Dudek i Łukasz Matusiak dostali do wsparcia Tomasza Nowaka. Skrzydła są świetnie zabezpieczone, bo mogą zagrać na nich Martin Pribula, Bartczak, Dawid Ryndak albo Jakub Wilk. Od biedy w tym sektorze skorzysta się i z Konrada Handzlika (kolejny „legionista”). Nawet absolutnie rozmontowana przednia formacja odejściem Jakuba Araka (do Ruchu Chorzów) czy długotrwałą kontuzją Michała Fidziukiewicza została odpowiednio „załatana”.
Znowu pomogła Legia w postaci wypożyczenia Tima Matića, a zaledwie jeden sparing wystarczył Magierze by zaakceptować Vamarę Sanogo, mimo że na początku kilku ekspertów patrzyło na jego umiejętności dość krytycznie… Jest jeszcze Wojciech Łuczak, który w ofensywie może zagrać na kilku pozycjach. To samo dotyczy obrońców ze szczególnym uwzględnieniem najbardziej uniwersalnego w tej formacji Konrada Budka.
Co równie ważne, zespół nie stracił przez to swego charakteru. Bo przecież jego trzon cały czas tworzą ludzie z poprzedniego sezonu. Na upartego, gdyby zdrowy był „Fidziu”, Zagłębie mogłoby grać nawet całą jedenastką z wiosny. Skład: Fabisiak – Sierczyński, Budek, Markowski, Udovicic –Ryndak, Wilk, Dudek, Matusiak, Pribula – Fidziukiewicz, to nie byłby to wcale taki słaby zestaw.
Oczywiście, Zagłębie zimą może pójść śladem Arki, której zimowe wypożyczenia Mateusza Szwocha i Dariusza Formelli wydatnie pomogły w awansie. Ale nie musi. Lepsze jest wrogiem dobrego. Rok temu uzupełniając skład sięgnięto np. po Carlesa Martineza czy Dymitara Wezałowa. Ale żaden z nich wyraźnie nie pomógł, a wręcz przeszkadzał. Drużyna jest zabezpieczona na każdej pozycji, do składu coraz mocniej może zacząć pukać młodzież (uwaga na Patryka Mularczyka), a trener Piotr Mandrysz wytłumaczył Żarko Udovicicowi, że jego rolą jest przede wszystkim bronienie, a nie tylko szarże pod bramkę przeciwnika.
Jedyne co nieco martwi, to …frekwencja. 2500 widzów na ostatnim meczu z Wigrami wygląda kiepsko. Ale wiemy też, że jak jest zimno i pada warunki do oglądania lidera komfortowe tu nie są. „Łopata” pod nowy stadion wbita zostanie pewnie dopiero za rok… Poza tym, część kibiców twierdzi, że jak zostają w domu i oglądają transmisje w Polsacie Sport, zespół zazwyczaj wygrywa. A przecież dobro drużyny ważniejsze jest niż liczba gardeł, która będzie ją wspierać…