Bednaruk: Polscy trenerzy nie mają kompleksów

Siatkówka

"W Polsce panuje ostatnio moda na selekcjonerów zagranicznych, a my - polscy trenerzy - musimy dopiero udowodnić, że też zasługujemy na to, by dostać taką szansę. Wspierajcie nas w tym, byśmy nadal prowadzili kluby, byśmy się rozwijali i zapracowali sobie w przyszłości na taką nominację" - powiedział trener ONICO AZS Politechniki Warszawskiej Jakub Bednaruk w rozmowie z Polsatsport.pl.

Robert Murawski: W ubiegłym sezonie mówił Pan, że AZS Politechnika to zespół nieprzewidywalny: może zaskoczyć bardzo pozytywnie, ale również zaprezentować się blado w starciu ze słabszym rywalem. Podobnie jest chyba w obecnych rozgrywkach? Zdarzają się wam dobre mecze, jak ten wygrany 3:1 z Indykpolem AZS Olsztyn, ale również fatalne - jak porażka 1:3 z AZS Częstochowa.

 

Jakub Bednaruk: Tak, ale to niedobrze. Ja się wcale nie cieszę z tego, że mój zespół jest nieprzewidywalny, bo rolą trenera jest stworzyć zespół przewidywalny. Ciężko weszliśmy w ten sezon, do tego sami wrzuciliśmy sobie bagaż niepotrzebnych oczekiwań. Nie mówię tu o oczekiwaniach zarządu, kibiców, mediów, bo każdy oczekuje od nas, żebyśmy grali i wygrywali. My sami musimy sobie uzmysłowić, że mimo wszystko jesteśmy ósmą drużyną ubiegłego sezonu, z jedną zmianą na środku siatki. Trzeba sobie zdawać też sprawę z tego, że nasi liderzy najmłodsi już nie są, a stare kości regenerują się trochę dłużej. Może więc zbyt dużo narzuciliśmy sobie na plecy, za bardzo chcieliśmy wszystkim coś udowodnić. My musimy przede wszystkim dobrze trenować i dobrze się bawić na boisku, a efekty przyjdą. Póki co, nie jesteśmy zadowoleni ani z miejsca, ani z ilości punktów, ale do końca sezonu jest jeszcze dużo grania.

 

Jak nowi zawodnicy zaaklimatyzowali się w drużynie?

 

Tworzymy taką atmosferę w zespole, że nikt nie ma tu problemów z aklimatyzacją. Każdy nowy zawodnik, który pojawia się w klubie, czuje się u nas bardzo dobrze.

 

A jak Pan ocenia pierwsze występy w PlusLidze Bartosza Kwolka, uważanego za wielką nadzieję polskiej siatkówki?

 

Myślę, że powinniśmy mniej mówić o nim jako o nadziei, a bardziej skupić się na tym, co ma jeszcze do poprawy. Nie zagłaszczmy  go, tylko dajmy mu szansę do ciężkiej pracy i rozwijania umiejętności. Tak będzie lepiej dla niego, bo siatkówka juniorska i siatkówka seniorska to są dwie różne dyscypliny sportu.

 

Jaki był Pana zdaniem 2016 rok dla polskiej siatkówki? Nastroje po porażkach reprezentacji nie są chyba najlepsze?

 

Pamiętajmy, że nie zawsze świeci słońce, nie zawsze też będziemy sięgali po mistrzostwo. Trzeba o tym myśleć racjonalnie, czyli nie podniecać się pojedynczym zwycięstwem, ani nie rozpaczać po każdej porażce. Do wszystkiego trzeba podchodzić z chłodną głową i znać swoje miejsce w szeregu. Jak się zna swoje miejsce, to wtedy łatwiej się uprawia tę dyscyplinę.

 

Minione miesiące przyniosły porażki na kilku frontach. Puste trybuny w Tauron Arenie Kraków podczas Final Six Ligi Światowej, przegrana polskich siatkarzy z USA w ćwierćfinale igrzysk olimpijskich w Rio de Janerio, która doprowadziła do zmiany trenera męskiej reprezentacji,  sprawiły, że kibice nie będą chyba zbyt miło wspominać tego roku...

 

Jeżeli związek wymienia trenera, to znaczy, że coś w tej reprezentacji nie funkcjonowało dobrze. Normalna sprawa. Tak się dzieje w sporcie, że czasami się wygrywa, a czasami przegrywa.

 

Od kilku miesięcy jesteśmy świadkami niekończącego się maratonu wybierania następcy Stéphane Antigi. W walce o fotel selekcjonera pozostało już tylko trzech kandydatów: Mauro Berruto, Ferdinando De Giorgi oraz Radostin Stojczew. Który z nich jest Pana faworytem?

 

W tym wyścigu nie mam faworyta, a może inaczej: mam dwóch faworytów. Moim zdaniem De Giorgi i Stojczew mają po 40 procent szans, a nieco niżej – na 20 procent – oceniam szanse trenera Berruto.

 

Dlaczego do rywalizacji nie przystąpił żaden polski trener?

 

Myślę, że za cztery lata zgłosi się przynajmniej czterech.

 

Pan również?

 

Nie wiem, co będę robił za cztery lata, ale jeśli będzie mi dane dalej robić to, co lubię, to być może tak. Ale teraz myślę o kolejnym meczu mojej drużyny, a nie o tym, co będzie za cztery lata.

 

Panuje opinia, że żaden z czołowych polskich trenerów nie ma obecnie odpowiednich kwalifikacji do prowadzenia kadry. Czy jednak fakt, że nikt nie stanął w szranki z zagranicznymi fachowcami nie świadczy również o braku pewności siebie u polskich szkoleniowców?

 

Nie, myślę że nie chodzi tu o brak pewności siebie. Nie sądzę, żebyśmy byli jacyś zahukani czy zakompleksieni. Trzeba jednak znać swoje miejsce w szeregu. Trzeba najpierw poprowadzić klub i udowodnić, że się potrafi pracować, a później dopiero startować wyżej. Jestem zwolennikiem małych kroków. Trener reprezentacji to jest zupełnie inna praca, jak trener klubowy. W Polsce panuje ostatnio moda na selekcjonerów zagranicznych, a my – polscy trenerzy – musimy dopiero udowodnić, że też zasługujemy na to, by dostać taką szansę. Wspierajcie nas w tym, byśmy nadal prowadzili kluby, byśmy się rozwijali i zapracowali sobie w przyszłości na taką nominację.

 

Jak Pan patrzy na pracę innych trenerów młodego pokolenia w PlusLidze? Jak się rywalizuje z takimi szkoleniowcami jak: Piotr Gruszka, Michał Bąkiewicz czy Robert Prygiel?

 

Ja bardzo lubię rywalizować z moimi kolegami. Jesteśmy mniej więcej z podobnych roczników i myślę, że oni nadają się do tej pracy. Ważne, by nie zagłaskiwać nas po jednej wygranej, ani nie skazywać na potępienie po porażce, tylko dać nam szansę rozwoju. My się wciąż uczymy tego fachu i chcemy być coraz lepsi.

 

Transmisja meczu 14. kolejki PlusLigi Onico AZS Politechnika Warszawska - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle w Polsacie Sport (środa - 14 grudnia, godzina 20.30).

Robert Murawski, Polsat Sport
Przejdź na Polsatsport.pl

PolsatSport.pl w wersji na telefony z systemem Android i iOS!

Najnowsze informacje i wiadomości na bieżąco, gdziekolwiek jesteś.

Komentarze

Przeczytaj koniecznie