Jak promować Polaków? Koszykówka ma swój (skuteczny) sposób
Czy krajowa liga ma być miejscem, w którym promuje się miejscowych zawodników i stwarza im warunki do rozwoju, czy też miejscem, w którym nie patrzy się w paszport? Jak na tym wyjdzie reprezentacja? Kogo chcieliby oglądać kibice?
Niektórzy trenerzy (choćby Igor Milicić z Anwilu, czy Emil Rajković z BM Slam Stali Ostrów Wlkp.) narzekają, że ten przepis utrudnia im pracę, bo często w najważniejszym momencie meczu muszą tak rotować składem, by dając odpocząć zmęczonym, jednocześnie wprowadzić na parkiet Polaków. Roberts Stelmahers z Energi Czarnych także wolałby zmiany przepisów, chociaż on sugeruje system 8+4 (8 Polaków i 4 obcokrajowców). Prezesi narzekają, że polscy zawodnicy wykorzystują sytuację i dyktują wysokie ceny, ale na ten "problem" rozwiązanie jest jedno: jeśli jest popyt, to TRZEBA ZWIĘKSZYĆ PODAŻ.
Nie jest jednak tak, jak próbowali przekonywać niektórzy dziennikarze, że tego pomysłu nie popiera w koszykówce nikt, oprócz jego twórców. Jednoznacznie za tym rozwiązaniem opowiada się trener Asseco Gdynia Przemysław Frasunkiewicz, u którego w drużynie grają sami Polacy. Pomysł popiera także szkoleniowiec MKS dąbrowy Górniczej Drażen Anzulović. U niego w drużynie także Polacy są ważnymi graczami. Obaj szkoleniowcy przyznają, że ten przepis jest dobry dla polskiej koszykówki. Frasunkiewicz idzie nawet dalej i mówi, że bez takiej ochrony polski basket zginie i to prędzej niż później.
Gorszy pieniądz wypiera lepszy
Problem w koszykówce jest taki, że można zawsze znaleźć taniego amerykańskiego gracza, który ma za sobą grę w NCAA i widział kiedyś, jakiś mecz NBA na żywo, a do Europy przyjedzie grać za "czapkę gruszek". To jak z prawem Kopernika-Greshama, gdzie gorszy pieniądz wypiera lepszy. W tej sytuacji "łatwiej dostępny" zawodnik wypiera "trudniej dostępnego" - w tym przypadku Polaka, którego trzeba by wyszkolić, a potem umiejętnie wprowadzać do drużyny. Tylko, że taki zawodnik może zostać w klubie na kilka lat i, jeśli jego kariera rozwinie się dobrze, to stanie się bohaterem dla miejscowych kibiców, a może kiedyś trafi do reprezentacji. Polska Liga Koszykówki potrzebuje bohaterów, a ciężko oczekiwać, by stali się nimi zawodnicy, którzy grają w Polsce przez kilka miesięcy, a potem wyjeżdżają, żeby szukać szczęścia, gdzie indziej.
C.J. Harris był w zeszłym sezonie w Radomiu i przez większość sezonu grał świetnie, ale to Michał Sokołowski jest dzisiaj gwiazdą Rosy. Podobnie jest w MKS Dąbrowa Górnicza. Rashaun Broadus był ciekawym zawodnikiem, ale od kiedy wyjechał z Polski, trafił już do drugiego z kolei klubu (obecnie Rasta Vechta), a Piotr Pamuła został w Dąbrowie Górniczej i w tym sezonie gra świetnie. Z całym szacunkiem dla każdego zawodnika, ale za kilka lat, oprócz wielkich fanów, mało kto będzie rozróżniał, czy w Polsce grał: Aaron, Derron, Kerron, Nino, Derrick, Demetrick, Daniel, Kentavious, czy Franklin Johnson. Kto będzie za kilka miesięcy pamiętał Remona Nelsona z AZS Koszalin? Przyjechali, pograli, wyjechali i tyle ich widziano. Kto pamięta Amerykanów, którzy grali w AZS w poprzednim sezonie (i też sprawiali problemy pozaboiskowe)? Jak się nazywali? Jakie mieli osiągnięcia?
Przepis o obowiązkowej obecności 2 Polaków na boisku obowiązuje od sezonu 2009/2010 i warto spróbować zadać sobie pytanie, czy w ogóle przynosi jakiekolwiek korzyści? Czy polscy zawodnicy potrafią skorzystać z tej ochrony, którą dają im przepisy?**
Ile czasu grają Polacy? Ile punktów zdobywają?
Ile minut spędzają średnio Polacy na boisku, od momentu wprowadzenia przepisu? W sezonie 2006/2007 (czyli ostatnim sezonie w formule open) Polacy spędzali 37,57 proc. czasu gry na parkiecie i zdobywali 33,34 proc. punktów, a jeżeli wziąć pod uwagę tylko drużyny zdobywające medale, to te liczby wyglądały odpowiednio: 31,43 proc. minut i 30,26 proc. punktów.
Sezon 2009/2010, czyli pierwszy sezon obowiązywania przepisu o 2 Polakach to 53,48 proc. minut spędzanych przez Polaków na parkiecie i 46,55 proc. punktów.
Ostatni, pełny sezon, w którym można było dokonywać analizy, czyli rozgrywki 2015/2016 to już 55,84 proc. minut i 46,26 proc. punktów (globalnie), a biorąc pod uwagę medalistów - liczby te wyglądają odpowiednio: 52,37 proc. minut i 46,93 proc. punktów.
Nie jest więc tak, jak można czasami usłyszeć, że Polacy są w swoich klubach tylko statystami, którzy nic nie wnoszą do gry. Zwłaszcza ich znacząca obecność i wkład (punkty) w osiągnięcia drużyn, zdobywających medale mogą cieszyć. Ciekawe jest też to, że przepis nakłada obowiązek obecności 2 Polaków, czyli 40 proc. drużyny. Można by zatem oczekiwać, że Polacy (jeśli ich obecność jest problemem) będą spędzać na parkiecie tylko 40 proc. czasu gry. Ich liczby są jednak zdecydowanie wyższe, a przecież nikt nie zmusza trenerów, by wystawiali Polaków ponad obowiązujące minimum.
Od kilku sezonów zwiększa się także procent czasu spędzanego przez młodych Polaków na boisku (19-20 lat). W sezonie 2006/2007 było to 1,5 proc. czasu gry, a w poprzednich rozgrywkach 2,1 proc. W sezonie 2011/2012, kiedy w tej statystyce mieścił się świetny rocznik 1993 było to aż 6,1 proc. Dziś z tego pokolenia w kadrze są: Mateusz Ponitka, Michał Michalak, Przemysław Karnowski. Może oni byli tak zdolni, że poradziliby sobie i bez tej ochrony, ale tego nie da się już sprawdzić.
Warto podkreślić, że sama większa ilość minut, które polscy gracze spędzają na parkiecie nie jest sukcesem. Wartością jest to, że grają w klubach walczących o medale (i nie są to tylko reprezentanci Polski) i odgrywają tam znaczące role. Przy 31 proc. czasu gry dla Polaków, co miało miejsce w formule open, ciężko było mówić o szansie na przebicie się, o rozwoju, o wkładzie w grę drużyny. Polaków jest co raz więcej, pełnią co raz ważniejsze role w lidze i o to chodziło przy wprowadzaniu przepisu.
Piłka i siatkówka też tak robią
A jak to wygląda w innych dyscyplinach? Siatkówka, która jest sportem numer 2 w Polsce i odnosi od wielu lat sukcesy, także zaczęła dbać o Polaków. Do PlusLigi przyjeżdża co raz więcej obcokrajowców, którzy mogliby wypierać rodzimych zawodników, wobec tego wprowadzono limit trzech obcokrajowców na boisku.
W 1 lidze piłkarskiej w każdym spotkaniu na boisku musi przebywać w każdej drużynie cały czas minimum jeden zawodnik o statusie młodzieżowca. A co, jeśli dozna kontuzji? Trzeba tak przemeblować skład, żeby pojawił się kolejny? A jeśli nie ma innego na ławce rezerwowych? Drużyna kończy mecz w osłabieniu. Tak, dla trenerów w 1 lidze też jest to problemem, ale to zmusza kluby do poszukiwania i szkolenia nowych zawodników, a o to w tym chodzi.
** Dane statystyczne dzięki uprzejmości Adama Romańskiego.
Przejdź na Polsatsport.pl