Cezary z Pazurem: "Legia to my". Oto klub na tle pola bitwy
Pół roku to w piłce szmat czasu. Można w tym czasie wiele popsuć, ale i wiele naprawić. Kiedy jesienią Legia Warszawa kompromitowała się w starciu z Borussią Dortmund, wcześniej ulegając Niecieczy, a chwilę później Zagłębiu, sezon można było spisywać na straty. A dziś po pięciu miesiącach zastanawiamy się czy będzie awans do 1/8 finału Ligi Europy czy nie. Obrona mistrzostwa Polski też stała się zupełnie realna.
Przyjęcie, że taki zakładano plan, a wszystko rozkręcało się z meczu na mecz i było tylko kwestią czasu; że w końcu to zacznie hulać; byłoby jednak tezą naiwną. Tutaj mamy raczej do czynienia z radykalnym zwrotem. Wystarczy spojrzeć na skład w meczu z Ajaksem i tego pierwszego z Borussią. Teraz było sześć innych nazwisk w wyjściowej jedenastce; sześciu Polaków i siódmy, dający bardzo dobrą zmianę. Zupełnie inna była też ławka rezerwowych – z rodzimym trenerem-legionistą Jackiem Magierą.
Na ławce była też inna legenda klubu, Aleksandar Vuković. Do sztabu dołączyli kolejni – Wojciech Kowalewski i Jacek Zieliński. O to właśnie chodzi! Tak działa choćby wspomniana drużyna z Amsterdamu. Taka koszula staje się bliższa ciału. Kibice zdecydowanie łatwiej utożsamiają się z taką ekipą, niż z grupą anonimowych najemników, którzy przyjeżdżają do pięknego miasta, aby wygodnie pożyć i dobrze skasować.
Nawet gdyby Legia nie dała rady w Holandii, co jest przecież prawdopodobne, to taka porażka takiej drużyny jest zdecydowanie do zaakceptowania. Marzeniem byłoby jeszcze mieć pożytek ze słynnej Akademii, by udało się tam wykreować ze trzech wartościowych wychowanków. W tle tego toczy się oczywiście spór właścicieli…
Felieton Cezarego z Pazurem zobacz w materiale wideo.
Komentarze