Michael Grant: Żeby wygrać ze mną, Zimnoch musi wygrać z bólem
Pracuję na sali z młodymi pięściarzami. Poprosili mnie, żebym przekazał swoje umiejętności podczas treningów. 22 kwietnia będę się starał przekazać to, co wiem o boksie, w nieco inny sposób: Krzysztofowi Zimnochowi na ringu w Polsce - mówi Michael Grant (48-6, 36 KO), którego pojedynek z Zimnochem (21-1, 14 KO) stanowić będzie główny punkt bokserskiego wieczoru w Legionowie.
Miałeś dwuletni rozbrat z pięściarstwem - bardziej wymuszony niż z własnego wyboru...
Michael Grant: Tak dokładnie było. Po walce z Charrem w Moskwie okazało się, że coś nie jest w porządku z moją krwią. Nic wspólnego z pięściarstwem, zmęczeniem materiału – taka rzecz mogła się zdarzyć każdemu. Na szczęście, dosłownie miesiąc temu, lekarze ostatecznie orzekli, że wszystko jest już w porządku. Nie muszę dodawać, że energia mnie rozpiera. Mam stały kontakt z boksem. Pracuję na sali z młodymi pięściarzami. Poprosili mnie, żebym przekazał swoje umiejętności podczas treningów. 22 kwietnia będę się starał przekazać to, co wiem o boksie, w nieco inny sposób: Krzysztofowi Zimnochowi na ringu w Polsce.
Nazwisko „Michael Grant” jest na stałe połączone z polską wagą ciężką. W 1999 roku była dramatyczna walka z Andrzejem Gołotą, w 2010 z Tomkiem Adamkiem, teraz, w 2017 roku, z Krzysztofem Zimnochem. Ten ostatni, ceniąc Twoje umiejętności, na pewno wybiega już z myślami do tego, co będzie po wygranym pojedynku w Legionowie.
Nie mam złudzeń, że bardziej chodzi o nazwisko... tylko, że ktoś zapomina, że za tym nazwiskiem kryje się dumny człowiek. Kiedy otrzymałem propozycję walki, przeszły mnie ciarki, dreszcz emocji. Powiem szczerze - gdyby tego dreszczyku nie było, nie zdecydowałbym się na walkę. Ale widać ciągle coś we mnie siedzi, jest okazja, żeby zmotywować samego siebie.
Pamiętasz dramatyczne zakończenie walki z Andrzejem?
Każdą sekundę. Dziesiąta runda, wiedziałem, że przegrywam na punkty. Skakałem z radości po ringu, nie wiedziałem co się dzieje, nie wiedziałem dlaczego dalej nie boksujemy. Później zacząłem sobie przypominać ostatnie minuty, zrozumiałem. Moment z tej ostatniej rundy, w którym trafiłem Gołotę najpierw prawym prostym, a później dwoma ciosami z lewej ręki. Chyba to był ten moment, kiedy Andrzej przestał wierzyć. Gołota to wielki pięściarz, walczył z najlepszymi. Obaj wchodziliśmy na ring wierząc, że wygramy, ale czasami przypomina ci się ból i już więcej tego nie chcesz. Przełamać coś takiego, to najtrudniejsza sprawa w boksie. To będzie musiał przełamać w sobie Zimnoch.
Z Krzysztofem Zimnochem dwukrotnie bił się twój imiennik Mike Mollo, ale trudno będzie wyciągać jakieś wnioski, bo jesteście zupełnie innymi pięściarzami. Nie tylko dlatego, że masz ponad dwa metry wzrostu, a Mollo... trochę mniej.
Pewnie i tak zadzwonię do Mollo. Słyszę, że Polak wolno zaczyna - ja nie mam z tym problemów. Specjalnie nie będę jego stylu studiował, bo wiem, że wszyscy pięściarze z Europy walczą w ten sam sposób. Prawie identycznie, to już wielokrotnie przerobiłem. Zimnoch będzie pewnie schodził na boki, usiłował trafić jednym uderzeniem, unikać zwarcia. Nie ma problemu. Mam taką samą siłę ciosu, jak kiedyś. Biję naprawdę mocno. Ważę obecnie około 120 kilogramów, może zbiję 2-3 kg do walki. Nie będę się jednak zamęczał zbijaniem kilogramów - waga przy tym wzroście nie jest najważniejsza. Chcę być w pełni zdrowy, uniknąć kontuzji podczas treningów. Wiem, że będzie polska publiczność, chyba najlepsza na świecie. Na to liczę!
W załączonym materiale wideo skrót ostatniej walki Krzysztofa Zimnocha z Mikem Mollo.
Przejdź na Polsatsport.pl