Gollob dziesięć lat temu. O marzeniach, wypadkach na torze i sprzęcie
Jest rok 2007. Bydgoszcz. Tomasz Gollob spotyka się na stadionie Polonii Bydgoszcz z Marcinem Feddkiem, aby nakręcić materiał pt. "Przed sezonem". Opowiada w nim o swoich przygotowaniach do sezonu, pokazuje swój warsztat, zdradza tajniki sprzętu oraz mówi o swoim największym celu, czyli mistrzostwie świata…
"Będę mistrzem świata"
Sezon 2006 nie był łatwy dla Golloba, chociaż w tym samym roku zdobył swój kolejny tytuł Indywidualnego Mistrza Polski. Jednak w cyklu Grand Prix zajął odległe ósme miejsce, z Unią Tarnów nie udało mu się zdobyć medalu DMP, a podczas turnieju GP w Bydgoszczy pierwszy raz od 2002 roku nie udało mu się stanąć na najwyższym stopniu podium. Lata mijały, a bydgoszczanin wciąż nie miał w swoim dorobku upragnionego złota w IMŚ. Wielu kibiców mówiło, że Gollob się kończy, ale ten nie przestawał marzyć i konsekwentnie dążył do celu.
- To jest 2007 rok, a on na przekór wszystkim mówi "poczekaj, moment, jeszcze się przygotuję i to jeszcze nie koniec i będziemy mogli zobaczyć prawdziwego Golloba'. To jest niesamowite, że Tomek mając wtedy 35 lat cały czas wierzył w to, że będzie mistrzem świata. W tamtym momencie podkreślał jak ważne jest dla niego zdrowie, bezpieczeństwo, że nie można się narażać, że ciężkie tory to jest przekleństwo dla zawodników. Teraz zarzucają mu, że jest nieodpowiedzialny, ale to jest facet, który bez motocykla nie potrafił żyć. Wszędzie szukał momentu, w którym mógłby poprawić sobie kondycję. Dla mnie zawsze był wzorem, idolem. Był taki moment, w którym marzyłem, żeby jedenastu Gollobów grało w piłkę. To jest facet, który nie pił, który od rana do nocy siedział w garażu i poświecił się temu bezpamiętnie. Spędzał cały czas przy motocyklu, dbał o zdrowie, uprawiał różne sporty, grał w piłkę, w hokeja, prowadził dietę. Facet był dla mnie totalnym idolem. Zawsze patrzyłem na niego po tym kątem, że jak wychodziłem ze szpitala po jakiejś operacji i miałem w głowie, że będzie ciężko, ale patrzyłem na Golloba i mówiłem „nie no zaraz, facet się pozbierał po tylu wypadkach, a ja nie dam rady?”. Motywował mnie do roboty. To jest fajne, bo Tomek już wtedy opowiadał o swoich różnych zawiłościach żużlowych - mówi Feddek.
Pracuś - perfekcjonista
Gollob mało kogo wpuszczał do swojego warsztatu. To była jego świątynia, miejsce, w którym prawdopodobnie czuł się najlepiej. Wszystko musiał robić sam, ponieważ dążył do perfekcji, podkreślając, że należy zadbać o każdy szczegół aby czuć się komfortowo w trakcie zawodów. Krąży wiele legend mówiących o tym, że spał razem ze swoimi silnikami, a miał ich zawsze sporo. Słynął z tego, że posiadał aż dwadzieścia silników, tylko po to by móc wybrać dwa, trzy najlepsze. Często był za to krytykowany, ale przecież to zaprowadziło go na piedestał.
- Ja mówiłem do niego Adam Słodowy, bo nie ma drugiego takiego zawodnika, który by jeździł, sam układał sprzęt, rozkładał silniki. On ma na tym punkcie hopla. Pewnie już w roli zawodnika nie wróci, ale mam nadzieję, że wróci np. na stadion Polonii i będzie tym, który będzie szkolił młodych, podpowiadał, uczył jak zadbać o sprzęt, jak rozłożyć silnik, bo to są podstawy, których dzisiaj zawodnicy nie znają. Wsiadają na przygotowaną "kozę" i jadą. Nie wiedzą co w tym silniku jest, jak go rozebrać, jak zareagować na pewne sprawy, a kiedyś było inaczej - twierdzi Feddek.
Amerykański luz? To nie dla niego
Kiedy przed sezonem 2007 Gollob zaczął podkreślać, że chce zmienić swoje nastawienie do żużla, pragnie wprowadzić więcej luzu, ponieważ czuje, że osiągnął już wszystko – mało kto wierzył w tego typu deklaracje. Każdy kto dobrze znał wychowanka Polonii Bydgoszcz, wiedział, że Tomek nie spocznie póki nie zdobędzie mistrzostwa świata. Nie można i nie dało się porównać go do innych żużlowców pokroju Grega Hancocka lub Jasona Crumpa, którzy słynęli z większego dystansu do tego sportu, a na pewno nie majsterkowali przy swoim sprzęcie, zostawiając to swoim mechanikom. Gollob był inny i żadne deklaracje z jego strony tego nie zmieniły. Ilekroć można było włączyć transmisję z turnieju Grand Prix, wymownym obrazkiem było ujęcie, w którym Tony Rickardsson bądź Nicki Pedersen siedzieli w swoich boksach, natomiast Tomasz dłubał coś śrubokrętem przy swoim motorze.
- To nie było prawdziwe. Mówił, że trzeba nabrać luzu, ale nigdy tego nie zrobił. Zawsze był nastawiony, żeby zdobyć mistrzostwo świata i w każdych zawodach dać z siebie maksa. Tak naprawdę Tomek bawił się w ostatnich dwóch latach w Grudziądzu, kiedy ustalił sobie, że tu jest mu dobrze, tu może pokazać pełnię swoich możliwości - kontynuuje Feddek.
Tomek zawsze jeździł dla kibiców, teraz kibice "pojadą" dla Tomka
Gollob na podium Grand Prix stawał 53-krotnie, wygrywając 22-turnieje. Za każdym razem, kiedy był przepytywany przed wejściem na pudło mówił trochę najpierw po polsku, a dopiero później ze względów formalnych po angielsku. Powtarzał zawsze, że jeździ dla swoich rodaków, kibiców, którzy podróżowali za nim po całej Europie i nie tylko. Od Sydney po Hamar w Norwegii. Na kasku zawsze miał naklejonego Orła i dzięki niemu fani na całym świecie mogli wysłuchać Mazurka Dąbrowskiego. Teraz w obliczu trudnej sytuacji, to właśnie polscy kibice powinni odwdzięczyć się Tomkowi i okazać mu wsparcie w tym najważniejszym dla niego biegu.
- To mówią nawet psychologowie, że w taki momencie najważniejsze jest to co dostajesz od otoczenia, że nie jesteś sam, że ludzie napędzają cię, pokazują ci, że musisz się podnieść. Dostajesz sygnały, że nikt o tobie nie zapomniał, wszyscy są z tobą i czekają aż staniesz na nogi. Pamiętajmy, że miał kontuzję kręgosłupa, o której niewielu wiedziało. Przed wieloma zawodami ten kręgosłup był znieczulany przez pana profesora Harata, który już dawno mówił mu "chłopie, wyhamuj". Mam nadzieję, że chłop stanie na nogi i potrzebuje teraz naszego maksymalnego wsparcia – mówi na koniec Feddek, który namawia wszystkich kibiców, aby przyszli na najbliższy mecz ligowy Polonii Bydgoszcz ze Stalą Rzeszów, by okazać wsparcie dla wychowanka klubu znad Brdy.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze