Grał w Parmie, we wtorek zabił matkę i siostrę

Solomon Nyantakyi uchodził swego czasu za jeden z największych talentów w Parmie. Po bankructwie klubu w 2015 roku jego kariera poleciała jednak na łeb na szyję. We wtorek zabił swoją 43-letnią matkę i 11-letnią siostrę. Jego znajomi twierdzą, że miał depresję.
Ghańczyk w marcu skończył 21 lat. Na początku lipca wygasł jego kontrakt z IV-ligowym włoskim Imolese. Jedenaście dni później doszło do tragedii. Rodzina piłkarza - matka, młodsza siostra, starszy brat - mieszkała na przedmieściach Parmy w dzielnicy Via San Leonardo. Gdy we wtorek brat zawodnika wrócił z pracy, zastał w domu obraz jak z horroru.
"Kiedy otworzył drzwi, zobaczył przerażający widok. Całe mieszkanie było we krwi. Czerwona ciecz spływała ze ścian i mebli, tworząc na podłodze ogromną kałużę krwi" - ujawnia fragment zeznań Raymonda Nyantakyia serwis ghanasoccernet.com.
Solomon od początku był głównym podejrzanym. Od razu po zajściu rozpłynął się w powietrzu. Policja zaczęła poszukiwania i jak się okazało - wystarczyło jej zaledwie 12 godzin. W środę rano 21-latek został wyśledzony za pomocą monitoringu na dworcu kolejowym w Mediolanie, gdzie wkrótce doszło też do aresztowania.
Piłkarz momentalnie przyznał się do popełnienia podwójnego morderstwa. Zdradził, że zabił matkę i siostrę przy użyciu kuchennego noża. Motywów co prawda jak dotąd nie zdradził, ale można przypuszczać, że ktoś, kto dopuścił się takiego czynu, musiał cierpieć na poważne zaburzenia psychiczne. Teorię tę potwierdzają znajomi zawodnika.
- W środowisku związanym z Parmą mówiło się, że cierpiał na depresję. Chciałem mu pomóc, więc zaprosiłem go na treningi do Cuoiopelli (IV liga). Po dwóch tygodniach jednak uciekł, a gdy zadzwoniłem po wyjaśnienia, odpowiedział, że tęskni za rodziną i musi koniecznie do niej wrócić. I wrócił... - zdradza Cristiano Lucarelli, który trenował zawodnika w juniorskich zespołach Parmy.
Solomon Nyantakyi to jeden z tych niespełnionych talentów, jakie non stop przewijają się przez młodzieżowe zespoły czołowych europejskich klubów. Jednemu się uda, drugiemu nie. Można powiedzieć, że Ghańczyk był o krok od tej pierwszej grupy. Swego czasu cieszył się w klubie taką renomą, że Roberto Donadoni cztery razy powoływał go na mecze pierwszej drużyny w Serie A. Nigdy w niej jednak nie zadebiutował, a po bankructwie Parmy, kontynuował karierę w niższych włoskich ligach.
Teraz, jeśli w ogóle kiedyś wróci na boisko, to prawdopodobnie dopiero grubo po 30-stce.
Przejdź na Polsatsport.pl