Kmita: Nic się nie stało
Polacy przegrali pompatyczną inaugurację ME w siatkówce w przykrym stylu. Kibice okazali się jednak wspaniałomyślni, ani nie wpadali w rozpacz, ani nie śpiewali, że „nic się nie stało”. Zachowali spokój, którego należy życzyć na dalszą część turnieju i polskim siatkarzom, i ich trenerowi. Wydaje się, że szczególnie Ferdinando De Giorgi powinien w końcu wiedzieć dokąd, po co i z kim zmierza.
Mecz z Serbią należy zapomnieć jak najszybciej. To truizm, który w pomeczowych wypowiedziach powtarzał każdy z zapytanych polskich reprezentantów. A może właśnie – nie, może właśnie trzeba pamiętać jak najdłużej. Szczególnie ten mecz powinien tkwić w głowach naszych potencjalnych liderów: Bartosza Kurka, Michała Kubiaka i Fabiana Drzyzgi. Wszyscy oni mniej lub bardziej zawiedli na Stadionie Narodowym, a to była prawdziwa próba ich klasy sportowej, psychicznej odporności, determinacji i w końcu wielkości ducha zespołu jako całości. Niestety, w czwartek na Narodowym nic z tych rzeczy nie zagrało, a pierwszy set meczu z Finlandią potwierdził, że główne rezerwy, a zarazem podstawowe problemy, drużyny De Giorgiego to koncentracja i pewność siebie. Bez nich nie ma dobrej zagrywki, odbioru, rozegrania i ataku. Czyli nie ma niczego, co pozwalałoby zwyciężać.
Krakowski turniej im. Huberta Wagnera i zwycięstwo nad Rosją pokazały włoskiemu selekcjonerowi, że droga do sukcesu to umiejętny mix graczy doświadczonych i najzdolniejszej młodzieży. Niestety, przy powołaniach na Euro, Włoch zachował się bardzo konserwatywnie rezygnując m.in. z Aleksandra Śliwki, który mógł być alternatywą dla nierównego Bartosza Kurka. O ustawieniu zespołu i niezbyt proporcjonalnym skorzystaniu z usług Grzegorza Łomacza, Łukasza Kaczmarka i Artura Szalpuka nie wspomnę. Trzeba było bolesnej wywrotki z Serbią, żeby na mecz z Finlandią wdrożyć ze wszech miar sensowniejszy plan B, niestety, pod przymusem sytuacji, a nie z własnego przekonania. I to jest chyba istota problemu naszej reprezentacji.
Ryszard Bosek powiedział mi w czwartek, po inauguracji turnieju, że włoscy trenerzy dzielą się tylko na dwie zawodowe kategorie. Tych, którzy składem nieustannie rotują, korzystając ze wszystkich potencjalnych rezerw i tych , którzy grają do końca niemal jedną, wyselekcjonowaną wcześniej, zaufaną szóstką. W przypadku tych drugich, Ryszard swój wywód zakończył kwaśno-dowcipną pointą. Powiedział - „A jak ich pytałem - co zrobisz jak ci nie będzie szło? – to zawsze słyszałem odpowiedź – najwyżej przegram.” Na szczęście dla nas i naszego startu na Euro, De Giorgi wydaje się być nietypową hybrydą włoskiego trenera. Ani pierwszym, ani drugim przypadkiem opisanym przez naszego legendarnego Bubu. Gdyby było inaczej, nie wygralibyśmy meczu z Finlandią. Jednak czy to rzeczywiście ostateczne i prawdziwe oblicze Włocha? Przekonamy się o tym już poniedziałkowym wieczorem w potyczce z Estonią i daj Bóg - w następnych próbach na Euro. A jak na razie, to trzeba zachować powszechny spokój. Faktycznie, Polacy – wszak nic złego jeszcze się nie stało.
Przejdź na Polsatsport.pl
Komentarze